[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Tytuł oryginału: A Venetian Passion
Pierwsze wydanie: Harlequin Mills & Boon Limited, 2005
Harlequin Presents, 2005
Redaktor serii: Małgorzata Pogoda
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Opracowanie redakcyjne: Helena Burska
Korekta: Zofia Firek
Samolot z Londynu przyleciał punktualnie. Do-
menico Chiesa odnotował ten fakt jako jedyny plus
tego ranka. Gdyby ktokolwiek inny poprosił go o wyj
ście po gościa na lotnisko, na pewno by odmówił.
Teraz, w hali przylotów lotniska Marco Polo, ob
serwował w skupieniu strumień wysiadających, wy
patrując młodej, samotnie podróżującej blondyn
ki. W końcu udało mu się dostrzec drobną kobiecą
postać, w olbrzymim płóciennym kapeluszu i oku
larach przeciwsłonecznych, które zasłaniały jej pół
twarzy. Ciągnęła za sobą małą walizkę na kółkach.
To mogła być ona.
- Czy panna Green? - zagadnął, zastępując jej
drogę.
- Tak.
Podniosła na niego wzrok.
- Witam w Wenecji - powiedział z lekkim ukło
nem. - Jestem Domenico Chiesa z Grupy Forli.
Lorenzo Forli, dyrektor, prosił mnie, żebym po panią
wyszedł.
- Naprawdę? Jak to miło z jego strony. - Dziew
czyna uśmiechnęła się, zaskoczona.
Z mojej tym bardziej, pomyślał ze złością.
- Chodźmy - burknął i pociągnął ją za sobą
© 2005 by Catherine George
© for the Polish edition by Arlekin - Wydawnictwo Harlequin
Enterprises sp. z o.o., Warszawa 2007
Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji
części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.
Wydanie niniejsze zostało opublikowane
w porozumieniu z Harlequin Enterprises II B.V.
Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne.
Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych
- żywych lub umarłych - jest całkowicie przypadkowe.
Znak firmowy Wydawnictwa Harlequin
i znak serii Harlequin Światowe Zycie są zastrzeżone.
Arlekin - Wydawnictwo Harlequin Enterprises sp. z o.o.
00-975 Warszawa, ul. Rakowiecka 4
Skład i łamanie: COMPTEXT®, Warszawa
Printed in Spain by Litografia Roses, Barcelona
ISBN 978-83-238-5026-7
Indeks 389994
ŚWIATOWE ŻYCIE - 73
6
CATHERINE GEORGE
WAKACJE W WENECJI
7
w stronę kasy przy wyjściu. - Musi pani mieć bilet na
vaporetto. Autobus wodny Aligaluna linii 1 odpływa
za moment.
Kupił bilet i wcisnął jej w rękę razem z planem
wskazującym, jak dotrzeć z placu Świętego Marka do
hotelu.
- Locandę Verona powinna pani znaleźć bez tru
du - rzekł na zakończenie, jakby jak najszybciej
chciał się od niej uwolnić.
- Dziękuję. Do widzenia - odpowiedziała, uśmie
chając się grzecznie.
- Przykro mi... - zaczął, ale dziewczyna już nie
słuchała.
Ciągnąc swój bagaż, śpieszyła do przystani. Wy
glądało na to, że nie zależy jej na towarzystwie no
wego znajomego.
Dotknęło go to do żywego. Wyszedł z pracy, kiedy
był tam szczególnie potrzebny; poświęcił jej swój
cenny czas, a ta młoda dama najwyraźniej tego nie
doceniła.
Tłumiąc gniew, wezwał wodną taksówkę, żeby
jak najszybciej wrócić do pracy.
Laura tymczasem, zupełnie nieświadoma emocji,
jakie wzbudziła, z podziwem śledziła trasę łodzi.
Była szczerze wdzięczna Forlemu za zorganizowanie
jej pobytu w Wenecji. Z przewodnika wiedziała, że ta
właśnie łódź płynie Canale Grande powoli, aby dać
turystom czas na podziwianie mijanej architektury.
Usiadła więc wygodnie, chłonąc wspaniale widoki
i starając się nie stracić ani sekundy ze swego krót
kiego pobytu w Wenecji. Wzdłuż kanału przesuwały
się tymczasem kolejne
palazzo,
o delikatnej, niemal
koronkowej architekturze.
Laura nigdy przedtem nie była w Wenecji, a nie
odparcie towarzyszyło jej wrażenie, że wszystko to
już kiedyś widziała. To uczucie déjà vu było oczywi
ście skutkiem wszechobecnych mediów. Żadne mia
sto na świecie nie było bowiem tak często filmowane
i fotografowane jak Wenecja.
Jej podniecenie wzrosło na widok słynnej wieży
z zegarem wznoszącej się nad placem Świętego
Marka. I kiedy tylko łódź przybiła do brzegu, Laura
jako jedna z pierwszych wysiadła i podziwiała ko
lumnę z lwem. Zachwycił ją orientalny przepych
Bazyliki Świętego Marka i najchętniej natychmiast
wmieszałaby się w różnobarwny i wielojęzyczny
tłum turystów i zaczęła zwiedzanie, lecz przedtem
musiała jednak znaleźć Locanda Verona. Znajomość
włoskiego wyniosła ze szkoły i nigdy jeszcze nie
miała okazji wykorzystać jej w praktyce. Nie miała
jednak wątpliwości, że jeśli nawet zapyta o drogę,
to i tak nie będzie w stanie zrozumieć odpowiedzi.
Musiała poradzić sobie sama, z pomocą planu i zdaw
kowych informacji pana Chiesy.
Poprawiła na ramieniu płócienną torbę i, ciągnąc
walizkę na kółkach, przeciskała się wśród turystów
i gołębi na drugą stronę wielkiego, zdobnego kruż
gankami placu. Miała przejść przez słynną Mecerie,
gdzie sklepy kusiły turystów aż do Rialto. Wiedziała
z grubsza, że jej hotel znajduje się gdzieś poza
plątaniną wąziutkich uliczek zwanych
calles,
tam
gdzie kanały poprzecinane są słynnymi weneckimi
8
CATHERINE GEORGE
WAKACJE W WENECJI
9
mostami. I rzeczywiście, po dwóch nieudanych podej
ściach, znalazła most, który doprowadził ją wprost
pod drzwi hotelu.
Locanda Verona okazała się małym pensjonatem
o ścianach w kolorze ochry, charakterystycznych
weneckich oknach i, co Laurę szczególnie ucieszyło,
zaskakująco przystępnych cenach jak na okolice pla
cu Świętego Marka.
Po upale panującym na zewnątrz szczególnie miło
było wejść do chłodnego, wysoko sklepionego holu.
Za biurkiem recepcji siedziała tam sympatyczna ko
bieta, która przedstawiła się jako Maddalena Rossi,
żona właściciela. Po załatwieniu rutynowych formal
ności zaprowadziła Laurę do pokoju na najwyższym
piętrze.
- Pokój jest mały, ale ma pani własną łazienkę,
panno Green - oświadczyła signora Rossi, wpusz
czając ją do środka. - Mam nadzieję, że będzie tu
pani wygodnie.
- Na pewno! - wykrzyknęła Laura z entuzjaz
mem, na widok belkowanego sufitu, reprodukcji Bo-
ticellego na ścianie i nieskazitelnie czystego łóżka.
Signora Rossi z dumą otworzyła dwuskrzydłowe
oszklone drzwi, wychodzące na ukwiecony dach.
W dole rozpościerał się wspaniały widok: domki jak
z obrazka i mieniący się granatowo kanał.
Laura westchnęła z podziwu, a signora przypo
mniała jej tylko, że pensjonat nie oferuje posiłków,
natomiast jest wiele miejsc, gdzie można coś zjeść,
a wszelkie informacje otrzymać można w recepcji.
Laura najpierw zadzwoniła do matki z informacją,
że dojechała szczęśliwie, a potem w błyskawicznym
tempie doprowadziła się do porządku. Wzięła prysz
nic, wymodelowała włosy lokówką i wprawnie zrobi
ła makijaż. Ubrana w prostą czarną sukienkę, którą
specjalnie zabrała na okazję samotnych wyjść w We
necji, zeszła na dół. Powiedziała, dokąd idzie i,
zostawiwszy klucz w recepcji, wyruszyła do miasta.
Natychmiast ogarnął ją gwar i ciepło letniego wie
czoru. Przeszła przez most nad kanałem i plątaniną
malowniczych uliczek wędrowała w stronę słynnej
„Cafe Florian", gdzie, jak wiedziała, można było
posiedzieć i za cenę kawy czy kieliszka wina po
słuchać koncertu w wykonaniu miejscowej orkiestry.
Tym razem jednak, dla uczczenia swego pobytu
w Wenecji, Laura miała zamiar coś zjeść, bez wzglę
du na cenę.
Kelner zaprowadził ją do stolika w kawiarnia
nym ogródku, a ona, posługując się swym szkol
nym włoskim, który ćwiczyła przez całą drogę
z hotelu, zamówiła wodę mineralną i kanapkę z se
rem i szynką. Pomyślała, że później może zaszaleje
i zamówi jeszcze kawę, ale na razie wystarczało
jej, że tu jest i chłonie piękno tego wyjątkowego
miejsca.
Siedziała przy stoliku i jedząc, obserwowała
przesuwający się koło niej barwny, wielojęzyczny
tłum. Była tak tym pochłonięta, że w pierwszej
chwili nie usłyszała, jak tuż obok ktoś wymówił jej
nazwisko.
- Panna Green? - powtórzył niski męski głos.
- Buona sera.
10
CATHERINE GEORGE
WAKACJE W WENECJI
11
Laura odwróciła się gwałtownie i ujrzała Domeni
ca Chiese, który jej się przyglądał.
- Dobry wieczór - odpowiedziała zaskoczona.
_ Mężczyzna uśmiechał się ciepło, co stanowiło
spory kontrast z niecierpliwością i opryskliwością,
jakie zademonstrował na lotnisku.
- Najpierw zajrzałem do hotelu - wyjaśnił. - Si
gnora Rossi powiedziała mi, że tu mogę panią zna
leźć. Mam nadzieję, że jest pani zadowolona z po
koju?
Zapewniła go, że tak. Dopiero teraz zwróciła
uwagę, jak przystojnym mężczyzną jest jej rozmów
ca. Domenico Chiesa był szeroki w ramionach
i szczupły w biodrach, znakomicie ostrzyżony
i doskonale ubrany. A ponieważ nie miał teraz na
nosie ciemnych okularów, zauważyła głęboki błę
kit jego oczu i wyraz niekłamanego zadowolenia
z siebie.
- Byłam tak pochłonięta obserwowaniem placu,
że pana nie zauważyłam - powiedziała.
- A ja panią przestraszyłem. Więc, w drodze
rekompensaty, czy mogę pani zaproponować kawę
albo kieliszek wina?
Laura zawahała się przez moment, a potem pomy
ślała: czemu nie?
- Dziękuję - rzekła. - Miałabym ochotę na
caffè
macchiato,
jeśli można.
- Pani akcent jest czarujący - powiedział, przy
siadając się do niej. Przedtem jednak zapytał: -
Per
messo!
Nie miała innego wyjścia, musiała się zgodzić.
Ale czy jakakolwiek kobieta przy zdrowych zmys
łach odrzuciłaby towarzystwo tak czarującego męż
czyzny? Szczególnie w piękny, księżycowy wieczór,
kiedy jest sama, a obok gra muzyka?
- A więc jakie są pani pierwsze wrażenia
z Wenecji? - zapytał, kiedy kelner przyniósł im
kawę,
Laura rozejrzała się po rozjarzonym światłami,
pełnym życia Piazza San Marco.
- Widziałam to już niezliczoną ilość razy w kinie
i w telewizji, a mimo to Wenecja na żywo zapiera
dech.
- Cieszę się, że moje miasto się pani podoba.
- Trudno, żeby było inaczej - westchnęła, popija
jąc kawę. - Przyjaciółka radziła mi, żeby najpierw
przyjść tutaj.
- Dobry pomysł - przyznał. - Ale proszę mówić
do mnie Domenico.
- Dobrze. Ja mam na imię Laura - uśmiechnęła
się w odpowiedzi.
- A jakie masz plany na jutro, Lauro?
- Chciałabym sobie pochodzić po twoim niezwy
kłym mieście i zwiedzać.
- Jeszcze kawy?
- Była znakomita, ale już dziękuję.
- Ale nie odmówisz mi kieliszka
proseccol
Znów musiała się zgodzić. Uspokoiła się jednak
w duchu, że Domenico działa zapewne w myśl pole
ceń swego zwierzchnika. Fen wspominała, że Loren-
zo wyznaczy kogoś, kto pomoże jej jak najlepiej
zorganizować te krótkie wakacje. Chociaż trudno
12
CATHERINE GEORGE
WAKACJE W WENECJI
13
było sobie wyobrazić, że Domenico Chiesa jest czyim-
kolwiek podwładnym, tyle miał w sobie dumy i pew
ności siebie.
- Salute! -
powiedział, wznosząc kieliszek. - Czy
dobrze znasz signora Forli?
- Widziałam go dwa razy u mojej przyjaciółki.
Jest mężem jej siostry. A ty mieszkasz w Wenecji?
- Od urodzenia. A gdzie ty mieszkasz?
- Mój dom rodzinny jest w Gloucester, ale pracu
ję i mieszkam w Londynie.
- A co robisz? - zapytał i z ujmującym zaintere
sowaniem słuchał, jak opowiadała o pracy analityka
Banku Inwestycyjnego Docklands.
- Jestem pod wrażeniem - rzekł, dopijając wino;
potem z westchnieniem podniósł się z miejsca. Mu
siał wracać do swych obowiązków.
Laura została, żeby posłuchać orkiestry.
- Dzięki za kawę i wino - rzekła na pożegnanie.
- Buona sera,
Laura - ukłonił się i odszedł.
- Dobranoc - odpowiedziała i z lekkim rozbawie
niem patrzyła, jak odchodził.
Domenico Chiesa miał w sobie jakąś typową dla
włoskich mężczyzn butną arogancję; zdążyła to już
zaobserwować. Jednak nie odbierało mu to wrodzo
nego czaru i wdzięku.
Wezwała kelnera, bo zgubiła gdzieś swój rachunek.
- // conto, per favore? -
zapytała.
- Scusa? -
Kelner był zdziwiony.
Myślała, że nie zrozumiał, przeszła więc na an
gielski, lecz okazało się, że rachunek został już
w całości zapłacony.
Zaskoczona, dała kelnerowi napiwek i powoli
pomaszerowała w kierunku swego hotelu.
Następnego dnia obudziła się wcześnie i wpat
rując się w plamy słońca na ciemnych belkach sufitu,
nie bardzo mogła sobie przypomnieć, gdzie się znaj
duje. Naraz się uśmiechnęła. W Wenecji! Wyskoczy
ła z łóżka i przeciągnęła się błogo, patrząc na wspa
niały widok za oknem.
Przede wszystkim musiała pomyśleć o śniadaniu.
To, co zjadła poprzedniego wieczoru, z trudem mog
łoby udawać kolację, a głód dawał już o sobie znać.
Miała wyrzuty sumienia, że Domenico za nią
zapłacił, z drugiej strony jednak, jego wygląd wska
zywał, że dobrze zarabia, więc z pewnością było go
na to stać. Może zresztą działał w imieniu Lorenza
Forli i miał na to fundusze?
Zeszła na dół w dżinsach i białej koszulce; zapyta
ła signorę Rossi, gdzie najlepiej iść na śniadanie
i zaraz znalazła mały, przytulny bar. Zamówiła kawę
i croissanta z migdałami. Jedząc, pilnie studiowała
swój przewodnik. Postanowiła, że pochodzi po skle
pach i rozejrzy się po stoiskach z pamiątkami, bo
musiała przecież kupić jakieś prezenty. Podchodziła
do tego metodycznie, jej zasoby finansowe były dość
ograniczone.
Przedpołudnie okazało się wyczerpujące. Wraca
jąc, zjadła coś na stojąco w jakimś barze, bo prze
czytała w przewodniku, że wtedy mniej się płaci, niż
siedząc przy stoliku. Po powrocie do hotelu nie miała
już siły na nic, wzięła więc prysznic i położyła się
z książką.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl adbuxwork.keep.pl
Tytuł oryginału: A Venetian Passion
Pierwsze wydanie: Harlequin Mills & Boon Limited, 2005
Harlequin Presents, 2005
Redaktor serii: Małgorzata Pogoda
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Opracowanie redakcyjne: Helena Burska
Korekta: Zofia Firek
Samolot z Londynu przyleciał punktualnie. Do-
menico Chiesa odnotował ten fakt jako jedyny plus
tego ranka. Gdyby ktokolwiek inny poprosił go o wyj
ście po gościa na lotnisko, na pewno by odmówił.
Teraz, w hali przylotów lotniska Marco Polo, ob
serwował w skupieniu strumień wysiadających, wy
patrując młodej, samotnie podróżującej blondyn
ki. W końcu udało mu się dostrzec drobną kobiecą
postać, w olbrzymim płóciennym kapeluszu i oku
larach przeciwsłonecznych, które zasłaniały jej pół
twarzy. Ciągnęła za sobą małą walizkę na kółkach.
To mogła być ona.
- Czy panna Green? - zagadnął, zastępując jej
drogę.
- Tak.
Podniosła na niego wzrok.
- Witam w Wenecji - powiedział z lekkim ukło
nem. - Jestem Domenico Chiesa z Grupy Forli.
Lorenzo Forli, dyrektor, prosił mnie, żebym po panią
wyszedł.
- Naprawdę? Jak to miło z jego strony. - Dziew
czyna uśmiechnęła się, zaskoczona.
Z mojej tym bardziej, pomyślał ze złością.
- Chodźmy - burknął i pociągnął ją za sobą
© 2005 by Catherine George
© for the Polish edition by Arlekin - Wydawnictwo Harlequin
Enterprises sp. z o.o., Warszawa 2007
Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji
części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.
Wydanie niniejsze zostało opublikowane
w porozumieniu z Harlequin Enterprises II B.V.
Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne.
Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych
- żywych lub umarłych - jest całkowicie przypadkowe.
Znak firmowy Wydawnictwa Harlequin
i znak serii Harlequin Światowe Zycie są zastrzeżone.
Arlekin - Wydawnictwo Harlequin Enterprises sp. z o.o.
00-975 Warszawa, ul. Rakowiecka 4
Skład i łamanie: COMPTEXT®, Warszawa
Printed in Spain by Litografia Roses, Barcelona
ISBN 978-83-238-5026-7
Indeks 389994
ŚWIATOWE ŻYCIE - 73
6
CATHERINE GEORGE
WAKACJE W WENECJI
7
w stronę kasy przy wyjściu. - Musi pani mieć bilet na
vaporetto. Autobus wodny Aligaluna linii 1 odpływa
za moment.
Kupił bilet i wcisnął jej w rękę razem z planem
wskazującym, jak dotrzeć z placu Świętego Marka do
hotelu.
- Locandę Verona powinna pani znaleźć bez tru
du - rzekł na zakończenie, jakby jak najszybciej
chciał się od niej uwolnić.
- Dziękuję. Do widzenia - odpowiedziała, uśmie
chając się grzecznie.
- Przykro mi... - zaczął, ale dziewczyna już nie
słuchała.
Ciągnąc swój bagaż, śpieszyła do przystani. Wy
glądało na to, że nie zależy jej na towarzystwie no
wego znajomego.
Dotknęło go to do żywego. Wyszedł z pracy, kiedy
był tam szczególnie potrzebny; poświęcił jej swój
cenny czas, a ta młoda dama najwyraźniej tego nie
doceniła.
Tłumiąc gniew, wezwał wodną taksówkę, żeby
jak najszybciej wrócić do pracy.
Laura tymczasem, zupełnie nieświadoma emocji,
jakie wzbudziła, z podziwem śledziła trasę łodzi.
Była szczerze wdzięczna Forlemu za zorganizowanie
jej pobytu w Wenecji. Z przewodnika wiedziała, że ta
właśnie łódź płynie Canale Grande powoli, aby dać
turystom czas na podziwianie mijanej architektury.
Usiadła więc wygodnie, chłonąc wspaniale widoki
i starając się nie stracić ani sekundy ze swego krót
kiego pobytu w Wenecji. Wzdłuż kanału przesuwały
się tymczasem kolejne
palazzo,
o delikatnej, niemal
koronkowej architekturze.
Laura nigdy przedtem nie była w Wenecji, a nie
odparcie towarzyszyło jej wrażenie, że wszystko to
już kiedyś widziała. To uczucie déjà vu było oczywi
ście skutkiem wszechobecnych mediów. Żadne mia
sto na świecie nie było bowiem tak często filmowane
i fotografowane jak Wenecja.
Jej podniecenie wzrosło na widok słynnej wieży
z zegarem wznoszącej się nad placem Świętego
Marka. I kiedy tylko łódź przybiła do brzegu, Laura
jako jedna z pierwszych wysiadła i podziwiała ko
lumnę z lwem. Zachwycił ją orientalny przepych
Bazyliki Świętego Marka i najchętniej natychmiast
wmieszałaby się w różnobarwny i wielojęzyczny
tłum turystów i zaczęła zwiedzanie, lecz przedtem
musiała jednak znaleźć Locanda Verona. Znajomość
włoskiego wyniosła ze szkoły i nigdy jeszcze nie
miała okazji wykorzystać jej w praktyce. Nie miała
jednak wątpliwości, że jeśli nawet zapyta o drogę,
to i tak nie będzie w stanie zrozumieć odpowiedzi.
Musiała poradzić sobie sama, z pomocą planu i zdaw
kowych informacji pana Chiesy.
Poprawiła na ramieniu płócienną torbę i, ciągnąc
walizkę na kółkach, przeciskała się wśród turystów
i gołębi na drugą stronę wielkiego, zdobnego kruż
gankami placu. Miała przejść przez słynną Mecerie,
gdzie sklepy kusiły turystów aż do Rialto. Wiedziała
z grubsza, że jej hotel znajduje się gdzieś poza
plątaniną wąziutkich uliczek zwanych
calles,
tam
gdzie kanały poprzecinane są słynnymi weneckimi
8
CATHERINE GEORGE
WAKACJE W WENECJI
9
mostami. I rzeczywiście, po dwóch nieudanych podej
ściach, znalazła most, który doprowadził ją wprost
pod drzwi hotelu.
Locanda Verona okazała się małym pensjonatem
o ścianach w kolorze ochry, charakterystycznych
weneckich oknach i, co Laurę szczególnie ucieszyło,
zaskakująco przystępnych cenach jak na okolice pla
cu Świętego Marka.
Po upale panującym na zewnątrz szczególnie miło
było wejść do chłodnego, wysoko sklepionego holu.
Za biurkiem recepcji siedziała tam sympatyczna ko
bieta, która przedstawiła się jako Maddalena Rossi,
żona właściciela. Po załatwieniu rutynowych formal
ności zaprowadziła Laurę do pokoju na najwyższym
piętrze.
- Pokój jest mały, ale ma pani własną łazienkę,
panno Green - oświadczyła signora Rossi, wpusz
czając ją do środka. - Mam nadzieję, że będzie tu
pani wygodnie.
- Na pewno! - wykrzyknęła Laura z entuzjaz
mem, na widok belkowanego sufitu, reprodukcji Bo-
ticellego na ścianie i nieskazitelnie czystego łóżka.
Signora Rossi z dumą otworzyła dwuskrzydłowe
oszklone drzwi, wychodzące na ukwiecony dach.
W dole rozpościerał się wspaniały widok: domki jak
z obrazka i mieniący się granatowo kanał.
Laura westchnęła z podziwu, a signora przypo
mniała jej tylko, że pensjonat nie oferuje posiłków,
natomiast jest wiele miejsc, gdzie można coś zjeść,
a wszelkie informacje otrzymać można w recepcji.
Laura najpierw zadzwoniła do matki z informacją,
że dojechała szczęśliwie, a potem w błyskawicznym
tempie doprowadziła się do porządku. Wzięła prysz
nic, wymodelowała włosy lokówką i wprawnie zrobi
ła makijaż. Ubrana w prostą czarną sukienkę, którą
specjalnie zabrała na okazję samotnych wyjść w We
necji, zeszła na dół. Powiedziała, dokąd idzie i,
zostawiwszy klucz w recepcji, wyruszyła do miasta.
Natychmiast ogarnął ją gwar i ciepło letniego wie
czoru. Przeszła przez most nad kanałem i plątaniną
malowniczych uliczek wędrowała w stronę słynnej
„Cafe Florian", gdzie, jak wiedziała, można było
posiedzieć i za cenę kawy czy kieliszka wina po
słuchać koncertu w wykonaniu miejscowej orkiestry.
Tym razem jednak, dla uczczenia swego pobytu
w Wenecji, Laura miała zamiar coś zjeść, bez wzglę
du na cenę.
Kelner zaprowadził ją do stolika w kawiarnia
nym ogródku, a ona, posługując się swym szkol
nym włoskim, który ćwiczyła przez całą drogę
z hotelu, zamówiła wodę mineralną i kanapkę z se
rem i szynką. Pomyślała, że później może zaszaleje
i zamówi jeszcze kawę, ale na razie wystarczało
jej, że tu jest i chłonie piękno tego wyjątkowego
miejsca.
Siedziała przy stoliku i jedząc, obserwowała
przesuwający się koło niej barwny, wielojęzyczny
tłum. Była tak tym pochłonięta, że w pierwszej
chwili nie usłyszała, jak tuż obok ktoś wymówił jej
nazwisko.
- Panna Green? - powtórzył niski męski głos.
- Buona sera.
10
CATHERINE GEORGE
WAKACJE W WENECJI
11
Laura odwróciła się gwałtownie i ujrzała Domeni
ca Chiese, który jej się przyglądał.
- Dobry wieczór - odpowiedziała zaskoczona.
_ Mężczyzna uśmiechał się ciepło, co stanowiło
spory kontrast z niecierpliwością i opryskliwością,
jakie zademonstrował na lotnisku.
- Najpierw zajrzałem do hotelu - wyjaśnił. - Si
gnora Rossi powiedziała mi, że tu mogę panią zna
leźć. Mam nadzieję, że jest pani zadowolona z po
koju?
Zapewniła go, że tak. Dopiero teraz zwróciła
uwagę, jak przystojnym mężczyzną jest jej rozmów
ca. Domenico Chiesa był szeroki w ramionach
i szczupły w biodrach, znakomicie ostrzyżony
i doskonale ubrany. A ponieważ nie miał teraz na
nosie ciemnych okularów, zauważyła głęboki błę
kit jego oczu i wyraz niekłamanego zadowolenia
z siebie.
- Byłam tak pochłonięta obserwowaniem placu,
że pana nie zauważyłam - powiedziała.
- A ja panią przestraszyłem. Więc, w drodze
rekompensaty, czy mogę pani zaproponować kawę
albo kieliszek wina?
Laura zawahała się przez moment, a potem pomy
ślała: czemu nie?
- Dziękuję - rzekła. - Miałabym ochotę na
caffè
macchiato,
jeśli można.
- Pani akcent jest czarujący - powiedział, przy
siadając się do niej. Przedtem jednak zapytał: -
Per
messo!
Nie miała innego wyjścia, musiała się zgodzić.
Ale czy jakakolwiek kobieta przy zdrowych zmys
łach odrzuciłaby towarzystwo tak czarującego męż
czyzny? Szczególnie w piękny, księżycowy wieczór,
kiedy jest sama, a obok gra muzyka?
- A więc jakie są pani pierwsze wrażenia
z Wenecji? - zapytał, kiedy kelner przyniósł im
kawę,
Laura rozejrzała się po rozjarzonym światłami,
pełnym życia Piazza San Marco.
- Widziałam to już niezliczoną ilość razy w kinie
i w telewizji, a mimo to Wenecja na żywo zapiera
dech.
- Cieszę się, że moje miasto się pani podoba.
- Trudno, żeby było inaczej - westchnęła, popija
jąc kawę. - Przyjaciółka radziła mi, żeby najpierw
przyjść tutaj.
- Dobry pomysł - przyznał. - Ale proszę mówić
do mnie Domenico.
- Dobrze. Ja mam na imię Laura - uśmiechnęła
się w odpowiedzi.
- A jakie masz plany na jutro, Lauro?
- Chciałabym sobie pochodzić po twoim niezwy
kłym mieście i zwiedzać.
- Jeszcze kawy?
- Była znakomita, ale już dziękuję.
- Ale nie odmówisz mi kieliszka
proseccol
Znów musiała się zgodzić. Uspokoiła się jednak
w duchu, że Domenico działa zapewne w myśl pole
ceń swego zwierzchnika. Fen wspominała, że Loren-
zo wyznaczy kogoś, kto pomoże jej jak najlepiej
zorganizować te krótkie wakacje. Chociaż trudno
12
CATHERINE GEORGE
WAKACJE W WENECJI
13
było sobie wyobrazić, że Domenico Chiesa jest czyim-
kolwiek podwładnym, tyle miał w sobie dumy i pew
ności siebie.
- Salute! -
powiedział, wznosząc kieliszek. - Czy
dobrze znasz signora Forli?
- Widziałam go dwa razy u mojej przyjaciółki.
Jest mężem jej siostry. A ty mieszkasz w Wenecji?
- Od urodzenia. A gdzie ty mieszkasz?
- Mój dom rodzinny jest w Gloucester, ale pracu
ję i mieszkam w Londynie.
- A co robisz? - zapytał i z ujmującym zaintere
sowaniem słuchał, jak opowiadała o pracy analityka
Banku Inwestycyjnego Docklands.
- Jestem pod wrażeniem - rzekł, dopijając wino;
potem z westchnieniem podniósł się z miejsca. Mu
siał wracać do swych obowiązków.
Laura została, żeby posłuchać orkiestry.
- Dzięki za kawę i wino - rzekła na pożegnanie.
- Buona sera,
Laura - ukłonił się i odszedł.
- Dobranoc - odpowiedziała i z lekkim rozbawie
niem patrzyła, jak odchodził.
Domenico Chiesa miał w sobie jakąś typową dla
włoskich mężczyzn butną arogancję; zdążyła to już
zaobserwować. Jednak nie odbierało mu to wrodzo
nego czaru i wdzięku.
Wezwała kelnera, bo zgubiła gdzieś swój rachunek.
- // conto, per favore? -
zapytała.
- Scusa? -
Kelner był zdziwiony.
Myślała, że nie zrozumiał, przeszła więc na an
gielski, lecz okazało się, że rachunek został już
w całości zapłacony.
Zaskoczona, dała kelnerowi napiwek i powoli
pomaszerowała w kierunku swego hotelu.
Następnego dnia obudziła się wcześnie i wpat
rując się w plamy słońca na ciemnych belkach sufitu,
nie bardzo mogła sobie przypomnieć, gdzie się znaj
duje. Naraz się uśmiechnęła. W Wenecji! Wyskoczy
ła z łóżka i przeciągnęła się błogo, patrząc na wspa
niały widok za oknem.
Przede wszystkim musiała pomyśleć o śniadaniu.
To, co zjadła poprzedniego wieczoru, z trudem mog
łoby udawać kolację, a głód dawał już o sobie znać.
Miała wyrzuty sumienia, że Domenico za nią
zapłacił, z drugiej strony jednak, jego wygląd wska
zywał, że dobrze zarabia, więc z pewnością było go
na to stać. Może zresztą działał w imieniu Lorenza
Forli i miał na to fundusze?
Zeszła na dół w dżinsach i białej koszulce; zapyta
ła signorę Rossi, gdzie najlepiej iść na śniadanie
i zaraz znalazła mały, przytulny bar. Zamówiła kawę
i croissanta z migdałami. Jedząc, pilnie studiowała
swój przewodnik. Postanowiła, że pochodzi po skle
pach i rozejrzy się po stoiskach z pamiątkami, bo
musiała przecież kupić jakieś prezenty. Podchodziła
do tego metodycznie, jej zasoby finansowe były dość
ograniczone.
Przedpołudnie okazało się wyczerpujące. Wraca
jąc, zjadła coś na stojąco w jakimś barze, bo prze
czytała w przewodniku, że wtedy mniej się płaci, niż
siedząc przy stoliku. Po powrocie do hotelu nie miała
już siły na nic, wzięła więc prysznic i położyła się
z książką.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]