[ Pobierz całość w formacie PDF ]
LINDA CAJIO
ANIOŁ ZIEMI
Rozdział pierwszy
- Masz zamiar to wyrzucić?
Miles Kitteridge zatrzymał się w pół obrotu, mnąc papier
w dłoni. Drzwi jego gabinetu otworzyły się gwałtownie i w pro­
gu stanęła kobieta, której pragnął od wielu lat; Catherine Wag­
ner, ta jędza Catherine Wagner.
- Dwa punkty dla mnie, jeśli wceluję - rzekł.
- Cztery, jeśli oddasz na makulaturę.
Cisnął papier do kosza i chybił. Catherine skrzywiła się. Se­
kretarka przestępowała z nogi na nogę za jej plecami.
- Bardzo przepraszam, panie doktorze... - zaczęła.
- W porządku, Mary - odparł, wpatrując się w zagniewane
oczy Catherine, aż wreszcie podniósł się z krzesła.
- Co mogę dla ciebie zrobić, Catherine?
Pewnym krokiem weszła do pokoju. Wysoka i szczupła, po­
ruszała się z gracją zapierającą mężczyźnie dech w piersi i nasu­
wającą przypuszczenia, że zachowałaby tę płynność ruchów le­
żąc z nim. Beżowa jedwabna spódnica i pantofle na wysokich
obcasach uwydatniały bardzo zgrabne nogi, a jasnopomaranczo-
wa bluzka rozchylała się aż do wgłębienia między piersiami. Ko­
ronkowa lamówka skromnej halki bardziej drażniła zmysły, bę­
dąc ukrytą, niż gdyby była odsłonięta.
Sięgające ramion kasztanowe i gęste włosy kusiły mężczyznę
do dotknięcia ich i sprawdzenia, czy owinęłyby się wokół pal­
ców jak jedwabna przędza.
Na pierwszy rzut oka rysy jej twarzy sprawiały wrażenie
delikatnych, jednak patrząc wnikliwie, dostrzegało się ostry
zarys szczęk, a przyglądając się jeszcze bliżej, ogromną głę­
bię spojrzenia. Połączenie tych cech było intrygujące, lecz
okoliczności nigdy nie pozwalały Milesowi na dokładną ob­
serwację.
- Dlaczego gabinet mojego dziadka jest zamknięty? - spytała.
Miles zacisnął zęby, słysząc oskarżycielski ton jej głosu.
7
- Ponieważ nie jest używany, o czym dobrze wiesz - odpo­
wiedział.
Pochyliła się i podniosła zwinięty papier leżący na podłodze,
lecz zamiast wrzucić go do kosza, wygładziła zmiętą kartkę, zło­
żyła ją starannie i wsunęła do kieszeni spódnicy.
- Co jeszcze odzyskujesz w podobny sposób? - uśmiechnął się.
Jej twarz pozostała chłodna, jak zwykle. Jeden tylko raz po­
mylił się w stosunku do niej i za ten błąd płaci do dziś.
- Ach, tu jesteś, młody człowieku! - Babcia Milesa wkroczy­
ła do pokoju, cała w obłoku zwiewnej sukni i perfum Chanel.
Lettice Kitteridge była siwowłosą panią w wieku około
osiemdziesiątki, lecz w żadnym wypadku nie miała jeszcze
ochoty spocząć na werandzie w bujanym fotelu.
- Nie mogę wprost uwierzyć - wykrzyknęła - ża nakazujesz
swoim ludziom z ochrony, aby nie wpuszczali twojej rodzonej
babki. Zmusili mnie do okazania karty identyfikacyjnej, zanim
pozwolili mi wejść na górę.
Miles uśmiechnął się i okrążył biurko, aby ucałować babcię
w policzek.
- To jest bank, babciu, a nie Disneyland - powiedział.
- A ja jestem starszym udziałowcem - odcięła się Lettice.
- Odwiedzaj mnie częściej, to będą cię rozpoznawać. - Miles
odwrócił się do Catherine. Był teraz bliżej niej, a ta świadomość
doprowadzała jego zmysły do wrzenia. Opanował się jednak.
- Czego potrzebujesz z gabinetu dziadka? - spytał
- Chcę tylko, żebyś go otworzył. Proszę o to.
Oczy Milesa zwęziły się. Allan Wagner był jej dziadkiem, to
prawda, co nie oznacza, że on miałby otworzyć dla niej gabinet
członka zarządu. Jako dyrektor Narodowego Banku Filadelfii
ponosił przecież jakąś odpowiedzialność.
- Lepiej pokaż mu swoją kartę identyfikacyjną, moja droga -
doradziła Lettice. - To miejsce jest gorsze od lotniska Heathrow,
a ty jesteś strasznym snobem, Milesie.
„Punkt dla Lettice" - pomyślała. Jako krewna, Catherine mia­
ła pewne prawa do osobistych rzeczy Allana. Może zbyt rygory-
8
stycznie przestrzegał tych reguł, lecz Allan był jego przyjacie­
lem i Miles czuł się do tego zobowiązany. Jej żądanie stawiało
go w niezręcznej sytuacji. Zaczął wyjaśniać.
- Niczego tam przecież nie ma - przerwała Catherine. - Czy
mam rozumieć, że odmawiasz otwarcia gabinetu?
- No... nie... - zaczął niepewnie. - To jest...
- Po prostu otwórz go, proszę.
- Jeśli cię to uszczęśliwi. - Dał za wygraną Miles.
- Owszem, uszczęśliwi.
- Świetnie.
Ponownie okrążył biurko i, otworzywszy środkową szufladę,
wydobył pęk kluczy. Zsunął marynarkę z wieszaka i założył ją,
nie zapinając guzików. Catherine odwróciła się i wyszła z poko­
ju. Miles z babcią trochę wolniej podążali za nią.
Catherine powoli wypuściła powietrze z płuc, schodząc do
holu przed Milesem i Lettice. Walczyła jak lwica, stanowczo
i zdecydowanie, i wygrała. Niemniej żołądek wciąż jeszcze pod­
chodził jej do gardła po starciu z Milesem. Zdawała sobie spra­
wę, że mało kto osiągnął taki sukces, równy powodzeniu Mi­
chaela Douglasa, jako Gordona Gecko z filmu „Wall Street". Nie
dopuszczała do siebie myśli, że krew szybciej krąży jej w żyłach
z innego powodu niż spotkanie z wrogiem. Miles Kitteridge
mógł sobie mieć szczupłe, mocne ciało pod tradycyjnym, trzy­
częściowym garniturem. Mógł mieć twarz tak samo szczupłą,
zdecydowaną i atrakcyjną jak reszta ciała, lecz nie brała tego pod
uwagę, jak również jego niebieskozielonych oczu, przenikają­
cych wszystko, usiłujących poznać najskrytsze tajemnice.
Zmusiła się do następnego głębokiego oddechu, gdy dotarli
do gabinetu dziadka. W porządku, Miles był piekielnie seksow­
ny, ale ona wiedziała, jaki był w rzeczywistości. O jego braku
jakichkolwiek zasad przekonała się na własnej skórze.
Trzeba przy tym pamiętać, że był on bankierem Wagner Oil
i z chciwymi krewnymi Catherine rozumieli się doskonale, jak
para dobranych złodziei.
Musiała skoncentrować się na tym, po co tu przyszła; na zna-
9
lezieniu kodycylu do ostatniej woli jej dziadka. Bez niego testa­
ment pozostanie w dotychczasowej formie, natomiast biorąc pod
uwagę ów kodycyl, mogłaby powstrzymać to szaleństwo. Wi­
działa już kiedyś, do czego jest zdolna ta banda nafciarzy i przy­
prawiało ją to o mdłości. Dziadek poznał ich także i zmieniło go
to na całe życie. Zmieniło ich oboje. Marzeniem dziadka było
przekształcenie terenu, który w stanie Utah był własnością Wag­
nera Oil, w rezerwat przyrody. I gdyby udało się przekazać tę
ziemię fundacji, byłaby ocalona. Lecz jeśli ona nie znajdzie teraz
tego przeklętego kodycylu, jej rodzina zniszczy tę ziemię bezpo­
wrotnie w imieniu Wagnera Oil. Miała pewność, że dokument
istnieje; Lettice widziała go na własne oczy. Krewni wiedzieli,
że dziadek chce ochronić tereny w Utah, co kolidowało z ich pla­
nami dotyczącymi kopalni odkrywkowej.
Nawet jej rodzice byli po przeciwnej niż ona stronie.
Dziadek nie zdeponował kodycylu u swoich prawników,
a przeszukanie domu i gabinetu Allana w Wagner Oil nie dało
żadnych rezultatów. Ostatnią szansą był jego pokój w Banku Fi­
ladelfijskim, w którego radzie nadzorczej zasiadał.
Lettice zorientowała się od razu i dlatego też przyszła tu
z nią. Catherine uśmiechnęła się. „Czy Miles nie byłby zasko­
czony, wiedząc, czyją stronę naprawdę trzyma jego babka?"
Miles poszedł pierwszy, aby otworzyć drzwi gabinetu.
Catherine zapomniała już o poprzedniej jego rezerwie w sto­
sunku do niej i, patrząc teraz na jego ręce delikatnie naciskające
klamkę, zastanawiała się, czy z równą miękkością dotykałyby jej
ciała. Wyraźnie czuła jego męski zapach, podkreślony dobraną
starannie wodą kolońską. Obserwowała ostry, zdecydowany pro­
fil i intrygujące zmarszczki wokół oczu, tak niewiarygodnie
czystych, przywodzących na myśl akwamarynę.
Wiedziała, że jest starszy od niej o pięć lat, więc miał teraz
trzydzieści cztery. Pamiętała, że wyjechał na studia, gdy ona by­
ła nastolatką, a powrócił do miasta w czasie jej pierwszych kro­
ków na wydziale prawa. Potem Miles ożenił się, a ona uzyskała
10
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • adbuxwork.keep.pl
  • Copyright (c) 2009 Życie jednak zamyka czasem rozdziały, czy tego chcemy, czy nie | Powered by Wordpress. Fresh News Theme by WooThemes - Premium Wordpress Themes.