[ Pobierz całość w formacie PDF ]
CAMILLA LÄCKBERGKAZNODZIEJA(Predikanten)Tłumaczenie Igna SawickaWydanie polskie: 2012Wydanie oryginalne: 2004Dla MickegoDla mojej Mani---Dzień zaczšł się całkiem obiecujšco. Obudził sięwczenie, gdy wszyscy jeszcze spali. Ubrał się cichutko i niezauważonyprzez nikogo wymknšł się z domu, zabierajšc ze sobš hełm rycerski idrewniany miecz. Wymachiwał nim radonie, przebiegajšc stumetrowyodcinek od domu do Wšwozu Królewskiego. Na chwilę przystanšł i zpewnš obawš spojrzał w głšb skalnej szczeliny. Miała tylko dwa metryszerokoci. Jej ciany wznosiły się na wysokoć około dziesięciu metrówku niebu, na którym słońce włanie rozpoczęło wędrówkę. Nadrodkowym odcinkiem zwisały trzy wielkie bloki skalne. Wrażenie byłoniesamowite. Dla szeciolatka Wšwóz Królewski miał wręcz magicznšsiłę przycišgania. Nie osłabiała jej wcale wiadomoć, że to miejscezakazane.Nazwa wšwozu wzięła się od wizyty króla Oskara II we Fjällbacepod koniec XIX wieku. Chłopiec nie miał o tym pojęcia. Zresztš mało goto obchodziło, kiedy skradał się wród cieni z wycelowanym do atakudrewnianym mieczem. Wiedział za to, bo opowiadał mu tata, żew Wšwozie Królewskim kręcono sceny z Diabelskiej Czeluci do filmuo Ronji, córce zbójnika. Widział ten film i kiedy Mattis, herszt zbójców,przejeżdżał przez wšwóz, poczuł jeszcze mocniejsze łaskotaniew żołšdku. Czasami bawił się tutaj w zbójców, ale dzisiaj był rycerzemOkršgłego Stołu z dużej kolorowej ksišżki, którš dostał od babci naurodziny.Stšpajšc ostrożnie po głazach pokrywajšcych dno wšwozu, skradałsię z wycišgniętym mieczem i szykował do ataku na wielkiego,zionšcego ogniem smoka. Promienie słońca nie docierały tak głęboko.Było chłodno i mroczno. W sam raz dla smoków. Zaraz zada smokowicios w szyję. Trynie krew i po długim, miertelnym boju potwór padnieu jego stóp.Kštem oka zobaczył co, co zwróciło jego uwagę. Zza sporego głazuwystawał kawałek czerwonego materiału. Ciekawoć zwyciężyła. Smokpoczeka, może jest tam jaki skarb. Wskoczył na głaz i spojrzał w dół.Zachwiał się i mało brakowało, a poleciałby do tyłu, ale zamachałrękami i odzyskał równowagę. Póniej nie przyznawał się, że sięprzestraszył, ale prawda była taka, że bał się jak nigdy w całym swoimszecioletnim życiu. Za głazem czaiła się jaka pani. Wytrzeszczała naniego oczy. Leżała na wznak. W pierwszym odruchu chciał uciec, żebygo nie złapała. Mogła się domylić, że nie wolno mu bawić sięw wšwozie. Zacznie wypytywać, gdzie mieszka, i zaprowadzi dodomu, a mama i tata będš się gniewać i wypominać: ile razy mówili, żenie wolno chodzić do Wšwozu Królewskiego bez opieki dorosłych?Dziwne, ale pani się nie poruszyła. W dodatku była bez ubrania. Nachwilę się zawstydził, że gapi się na gołš paniš. To, co wzišł zaczerwony materiał, okazało się torebkš. Leżała obok, ale żadnegoubrania nie mógł się dopatrzyć. Dziwne, że leży taka goła. Przecież jestzimno.Nagle uderzyła go straszna myl. Może ta pani nie żyje?! Niepotrafił sobie inaczej wyjanić, dlaczego leży bez najmniejszego ruchu.Kiedy to do niego dotarło, zeskoczył z głazu i zaczšł się wycofywaćw kierunku wylotu wšwozu. Odwrócił się dopiero, gdy od nieżywejpani dzieliło go kilka metrów. Pobiegł do domu najprędzej jak potrafił.I wcale się nie przejmował, że będš na niego krzyczeć.Przecieradła kleiły się do spoconego ciała. Erika przewracała sięw łóżku, nie mogšc znaleć wygodnej pozycji. Jasna letnia noc nieułatwiała zanięcia. Erika po raz nie wiadomo który notowaław pamięci, że trzeba kupić ciemne zasłony i zawiesić je w sypialni,a raczej skłonić do tego Patrika.Ależ jš złociło jego pełne zadowolenia sapanie. Jak mie tak sobiepochrapywać, kiedy ona kolejnš noc nie może spać? Przecież to takżejego dziecko. Mógłby solidarnie czuwać razem z niš. Szturchnęła golekko, liczšc, że się obudzi. Nawet nie drgnšł. Szturchnęła trochęmocniej. Chrzšknšł, nacišgnšł kołdrę i odwrócił się do niej plecami.Erika westchnęła. Położyła się na wznak, skrzyżowała ręce na piersii wbiła wzrok w sufit. Brzuch wznosił się przed niš jak wielki globus.Próbowała wyobrazić sobie maleństwo. Jak pływa w wodachpłodowych, może ssie kciuk. Cišgle jednak wszystko wydawało jej sięnierealne. Już ósmy miesišc, a ona wcišż nie może pojšć, że nosi w sobiedziecko. Niedługo to dziecko stanie się aż nadto rzeczywiste. Erika raztęskniła za tš chwilš, innym razem truchlała ze strachu. Nie umiaławybiec w przyszłoć poza moment porodu. Tak samo jak nie potrafiłauwolnić się od myli, że nie może spać na brzuchu. Spojrzała nawiecšce wskazówki budzika. Czwarta czterdzieci dwie. Może zapalićlampę, poczytać chwilę?Po przeszło trzech godzinach czytania kiepskiego kryminału miaławłanie zwlec się z łóżka, kiedy zadzwonił telefon. Odruchowo podałasłuchawkę Patrikowi.Halo, mówi Patrik wymamrotał zaspanym głosem. Jasne,o cholera, tak, będę za kwadrans. Do zobaczenia na miejscu. Odłożyłsłuchawkę. Wezwanie. Muszę lecieć.Przecież masz urlop. Nie mógłby tego wzišć kto inny? Erikabyła wiadoma, że w jej głosie słychać narzekanie, ale nieprzespana nocnie poprawiła jej humoru.Chodzi o morderstwo. Mellberg już jedzie na miejsce i chce, żebymteż przyjechał.Morderstwo? Gdzie?U nas, we Fjällbace. Jaki chłopczyk znalazł ciało kobietyw Wšwozie Królewskim.Patrik ubrał się pospiesznie. Przyszło mu to tym łatwiej, że byłrodek lata i wystarczyło narzucić co lekkiego. Miał już pędzić, aleuklškł jeszcze na łóżku i pocałował Erikę w brzuch, w miejsce, którekiedy, jak pamiętał, było jej pępkiem.No to pa, dzidzia. Bšd grzeczna dla mamusi, niedługo wrócę.Jeszcze szybki całus w policzek i wybiegł pospiesznie. Erikaz westchnieniem wygrzebała się z łóżka i narzuciła na siebie ciuchrozmiarów namiotu. Tylko to mogła teraz nosić. Wbrew temu, copodpowiadał jej rozsšdek, przeczytała całe stosy ksišżek o pielęgnacjiniemowlšt i stwierdziła, że autorów opisujšcych cišżę jako istnybłogostan powinno się poddawać publicznej chłocie.W rzeczywistoci cišża to bezsennoć, bóle stawów, rozstępy,hemoroidy i hutawka hormonalna. Z pewnociš też Erika nie miaławrażenia, że płonie wewnętrznym ogniem. Postękujšc, zeszła powoli poschodach po pierwszš tego dnia kawę. Oby rozjaniła poranek.Kiedy Patrik przybył na miejsce, trwał tam goršczkowy ruch. WylotWšwozu Królewskiego zamknięto żółtš tamš. Patrik doliczył się trzechsamochodów policyjnych i karetki. Ekipa techniczna z Uddevalli jużprzystšpiła do pracy. Nie było po co się tam pchać. To typowy błšdnowicjuszy. Ale komisarzowi Mellbergowi nie przeszkadzało to kręcićsię wród techników. Z rozpaczš obserwowali, jak szef wnosi na butachi ubraniu tysišce rozmaitych mikrowłókienek. Ulżyło im dopiero, gdyPatrik przystanšł przed tamš i kiwnšł Mellbergowi rękš. Wreszcie sięwyniósł, przełażšc na drugš stronę.Czeć, Hedström.Zabrzmiało to serdecznie, niemal radonie. Patrik drgnšł zezdziwienia. Brakuje tylko, żeby go uciskał. Na szczęcie było to jedyniechwilowe wrażenie. Facet był zupełnie odmieniony! Minšł zaledwietydzień, odkšd Patrik poszedł na urlop, a stojšcy przed nim człowiekzupełnie nie przypominał skwaszonego gocia mamroczšcego znadbiurka, że urlop to wymysł, z którym należałoby skończyć raz nazawsze.Mellberg energicznie potrzšsnšł jego rękš i poklepał po plecach.Jak tam nasza ciężarna? Będzie niedługo co z tego?Mówiš, że dopiero za półtora miesišca.Patrik nadal nie mógł zrozumieć, co wywołało tę ostentacyjnšżyczliwoć Mellberga. Ale darował sobie ciekawoć i spróbował skupićsię na tym, po co go wezwano.Co znalelicie?Mellberg starł z twarzy umiech i wskazał palcem na pogršżonyw cieniu wšwóz.Chłopczyk, szeciolatek, wymknšł się z domu o wicie, gdyrodzice jeszcze spali, i przybiegł bawić się w rycerza na tych skałkach.Znalazł martwš kobietę. Zawiadomienie wpłynęło kwadrans po szóstej.Od jak dawna pracujš technicy?Od godziny. Najpierw przyjechała karetka. Ratownicy od razustwierdzili, że nic tu po nich, więc technicy mogli przystšpić do pracy.Ale wiesz, jacy sš marudni Chciałem podejć, popatrzeć, mówię ci,straszne z nich gbury. Może człowiek robi się taki od dupy strony, jakcały dzień spędza na czworakach, szukajšc z pęsetš jakich włókien.Dawny, dobrze znany Mellberg. Patrik wiedział z dowiadczenia, żenie ma co prostować jego poglšdów, nie warto nawet próbować. Lepiejwpucić jednym uchem i wypucić drugim.Co o niej wiemy?Na razie nic. Miała około dwudziestu pięciu lat. Z ubrania, jeli takmożna powiedzieć, ma tylko torebkę. Poza tym jest golusieńka. Niezłema cycki.Patrik zamknšł oczy, powtarzajšc w duchu jak mantrę: Jeszczetrochę, a odejdzie na emeryturę. Jeszcze trochę.Mellberg niewzruszony mówił dalej:Na pierwszy rzut oka nie da się podać przyczyny zgonu, alewidać, że została mocno zmasakrowana. Sińce na całym ciele, sporoskaleczeń, które wyglšdajš na rany kłute. Tam leży, na szarym kocu.Jest lekarz sšdowy, włanie jš oglšda, chyba zaraz powie, co ustalił.Sš jakie zgłoszenia o zaginięciu osób w tym wieku?Nie, ani w podobnym. W zeszłym tygodniu było zgłoszenieo zaginięciu jakiego dziadka, ale okazało się, że znudziło mu sięsiedzieć w przyczepie z żonš, więc nawiał z laskš, którš poznałw restauracji Galären.Patrik widział, jak ekipa ostrożnie przenosi zwłoki do worka. Dłoniei stopy okrywały plastikowe torebki chodził... [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl adbuxwork.keep.pl
CAMILLA LÄCKBERGKAZNODZIEJA(Predikanten)Tłumaczenie Igna SawickaWydanie polskie: 2012Wydanie oryginalne: 2004Dla MickegoDla mojej Mani---Dzień zaczšł się całkiem obiecujšco. Obudził sięwczenie, gdy wszyscy jeszcze spali. Ubrał się cichutko i niezauważonyprzez nikogo wymknšł się z domu, zabierajšc ze sobš hełm rycerski idrewniany miecz. Wymachiwał nim radonie, przebiegajšc stumetrowyodcinek od domu do Wšwozu Królewskiego. Na chwilę przystanšł i zpewnš obawš spojrzał w głšb skalnej szczeliny. Miała tylko dwa metryszerokoci. Jej ciany wznosiły się na wysokoć około dziesięciu metrówku niebu, na którym słońce włanie rozpoczęło wędrówkę. Nadrodkowym odcinkiem zwisały trzy wielkie bloki skalne. Wrażenie byłoniesamowite. Dla szeciolatka Wšwóz Królewski miał wręcz magicznšsiłę przycišgania. Nie osłabiała jej wcale wiadomoć, że to miejscezakazane.Nazwa wšwozu wzięła się od wizyty króla Oskara II we Fjällbacepod koniec XIX wieku. Chłopiec nie miał o tym pojęcia. Zresztš mało goto obchodziło, kiedy skradał się wród cieni z wycelowanym do atakudrewnianym mieczem. Wiedział za to, bo opowiadał mu tata, żew Wšwozie Królewskim kręcono sceny z Diabelskiej Czeluci do filmuo Ronji, córce zbójnika. Widział ten film i kiedy Mattis, herszt zbójców,przejeżdżał przez wšwóz, poczuł jeszcze mocniejsze łaskotaniew żołšdku. Czasami bawił się tutaj w zbójców, ale dzisiaj był rycerzemOkršgłego Stołu z dużej kolorowej ksišżki, którš dostał od babci naurodziny.Stšpajšc ostrożnie po głazach pokrywajšcych dno wšwozu, skradałsię z wycišgniętym mieczem i szykował do ataku na wielkiego,zionšcego ogniem smoka. Promienie słońca nie docierały tak głęboko.Było chłodno i mroczno. W sam raz dla smoków. Zaraz zada smokowicios w szyję. Trynie krew i po długim, miertelnym boju potwór padnieu jego stóp.Kštem oka zobaczył co, co zwróciło jego uwagę. Zza sporego głazuwystawał kawałek czerwonego materiału. Ciekawoć zwyciężyła. Smokpoczeka, może jest tam jaki skarb. Wskoczył na głaz i spojrzał w dół.Zachwiał się i mało brakowało, a poleciałby do tyłu, ale zamachałrękami i odzyskał równowagę. Póniej nie przyznawał się, że sięprzestraszył, ale prawda była taka, że bał się jak nigdy w całym swoimszecioletnim życiu. Za głazem czaiła się jaka pani. Wytrzeszczała naniego oczy. Leżała na wznak. W pierwszym odruchu chciał uciec, żebygo nie złapała. Mogła się domylić, że nie wolno mu bawić sięw wšwozie. Zacznie wypytywać, gdzie mieszka, i zaprowadzi dodomu, a mama i tata będš się gniewać i wypominać: ile razy mówili, żenie wolno chodzić do Wšwozu Królewskiego bez opieki dorosłych?Dziwne, ale pani się nie poruszyła. W dodatku była bez ubrania. Nachwilę się zawstydził, że gapi się na gołš paniš. To, co wzišł zaczerwony materiał, okazało się torebkš. Leżała obok, ale żadnegoubrania nie mógł się dopatrzyć. Dziwne, że leży taka goła. Przecież jestzimno.Nagle uderzyła go straszna myl. Może ta pani nie żyje?! Niepotrafił sobie inaczej wyjanić, dlaczego leży bez najmniejszego ruchu.Kiedy to do niego dotarło, zeskoczył z głazu i zaczšł się wycofywaćw kierunku wylotu wšwozu. Odwrócił się dopiero, gdy od nieżywejpani dzieliło go kilka metrów. Pobiegł do domu najprędzej jak potrafił.I wcale się nie przejmował, że będš na niego krzyczeć.Przecieradła kleiły się do spoconego ciała. Erika przewracała sięw łóżku, nie mogšc znaleć wygodnej pozycji. Jasna letnia noc nieułatwiała zanięcia. Erika po raz nie wiadomo który notowaław pamięci, że trzeba kupić ciemne zasłony i zawiesić je w sypialni,a raczej skłonić do tego Patrika.Ależ jš złociło jego pełne zadowolenia sapanie. Jak mie tak sobiepochrapywać, kiedy ona kolejnš noc nie może spać? Przecież to takżejego dziecko. Mógłby solidarnie czuwać razem z niš. Szturchnęła golekko, liczšc, że się obudzi. Nawet nie drgnšł. Szturchnęła trochęmocniej. Chrzšknšł, nacišgnšł kołdrę i odwrócił się do niej plecami.Erika westchnęła. Położyła się na wznak, skrzyżowała ręce na piersii wbiła wzrok w sufit. Brzuch wznosił się przed niš jak wielki globus.Próbowała wyobrazić sobie maleństwo. Jak pływa w wodachpłodowych, może ssie kciuk. Cišgle jednak wszystko wydawało jej sięnierealne. Już ósmy miesišc, a ona wcišż nie może pojšć, że nosi w sobiedziecko. Niedługo to dziecko stanie się aż nadto rzeczywiste. Erika raztęskniła za tš chwilš, innym razem truchlała ze strachu. Nie umiaławybiec w przyszłoć poza moment porodu. Tak samo jak nie potrafiłauwolnić się od myli, że nie może spać na brzuchu. Spojrzała nawiecšce wskazówki budzika. Czwarta czterdzieci dwie. Może zapalićlampę, poczytać chwilę?Po przeszło trzech godzinach czytania kiepskiego kryminału miaławłanie zwlec się z łóżka, kiedy zadzwonił telefon. Odruchowo podałasłuchawkę Patrikowi.Halo, mówi Patrik wymamrotał zaspanym głosem. Jasne,o cholera, tak, będę za kwadrans. Do zobaczenia na miejscu. Odłożyłsłuchawkę. Wezwanie. Muszę lecieć.Przecież masz urlop. Nie mógłby tego wzišć kto inny? Erikabyła wiadoma, że w jej głosie słychać narzekanie, ale nieprzespana nocnie poprawiła jej humoru.Chodzi o morderstwo. Mellberg już jedzie na miejsce i chce, żebymteż przyjechał.Morderstwo? Gdzie?U nas, we Fjällbace. Jaki chłopczyk znalazł ciało kobietyw Wšwozie Królewskim.Patrik ubrał się pospiesznie. Przyszło mu to tym łatwiej, że byłrodek lata i wystarczyło narzucić co lekkiego. Miał już pędzić, aleuklškł jeszcze na łóżku i pocałował Erikę w brzuch, w miejsce, którekiedy, jak pamiętał, było jej pępkiem.No to pa, dzidzia. Bšd grzeczna dla mamusi, niedługo wrócę.Jeszcze szybki całus w policzek i wybiegł pospiesznie. Erikaz westchnieniem wygrzebała się z łóżka i narzuciła na siebie ciuchrozmiarów namiotu. Tylko to mogła teraz nosić. Wbrew temu, copodpowiadał jej rozsšdek, przeczytała całe stosy ksišżek o pielęgnacjiniemowlšt i stwierdziła, że autorów opisujšcych cišżę jako istnybłogostan powinno się poddawać publicznej chłocie.W rzeczywistoci cišża to bezsennoć, bóle stawów, rozstępy,hemoroidy i hutawka hormonalna. Z pewnociš też Erika nie miaławrażenia, że płonie wewnętrznym ogniem. Postękujšc, zeszła powoli poschodach po pierwszš tego dnia kawę. Oby rozjaniła poranek.Kiedy Patrik przybył na miejsce, trwał tam goršczkowy ruch. WylotWšwozu Królewskiego zamknięto żółtš tamš. Patrik doliczył się trzechsamochodów policyjnych i karetki. Ekipa techniczna z Uddevalli jużprzystšpiła do pracy. Nie było po co się tam pchać. To typowy błšdnowicjuszy. Ale komisarzowi Mellbergowi nie przeszkadzało to kręcićsię wród techników. Z rozpaczš obserwowali, jak szef wnosi na butachi ubraniu tysišce rozmaitych mikrowłókienek. Ulżyło im dopiero, gdyPatrik przystanšł przed tamš i kiwnšł Mellbergowi rękš. Wreszcie sięwyniósł, przełażšc na drugš stronę.Czeć, Hedström.Zabrzmiało to serdecznie, niemal radonie. Patrik drgnšł zezdziwienia. Brakuje tylko, żeby go uciskał. Na szczęcie było to jedyniechwilowe wrażenie. Facet był zupełnie odmieniony! Minšł zaledwietydzień, odkšd Patrik poszedł na urlop, a stojšcy przed nim człowiekzupełnie nie przypominał skwaszonego gocia mamroczšcego znadbiurka, że urlop to wymysł, z którym należałoby skończyć raz nazawsze.Mellberg energicznie potrzšsnšł jego rękš i poklepał po plecach.Jak tam nasza ciężarna? Będzie niedługo co z tego?Mówiš, że dopiero za półtora miesišca.Patrik nadal nie mógł zrozumieć, co wywołało tę ostentacyjnšżyczliwoć Mellberga. Ale darował sobie ciekawoć i spróbował skupićsię na tym, po co go wezwano.Co znalelicie?Mellberg starł z twarzy umiech i wskazał palcem na pogršżonyw cieniu wšwóz.Chłopczyk, szeciolatek, wymknšł się z domu o wicie, gdyrodzice jeszcze spali, i przybiegł bawić się w rycerza na tych skałkach.Znalazł martwš kobietę. Zawiadomienie wpłynęło kwadrans po szóstej.Od jak dawna pracujš technicy?Od godziny. Najpierw przyjechała karetka. Ratownicy od razustwierdzili, że nic tu po nich, więc technicy mogli przystšpić do pracy.Ale wiesz, jacy sš marudni Chciałem podejć, popatrzeć, mówię ci,straszne z nich gbury. Może człowiek robi się taki od dupy strony, jakcały dzień spędza na czworakach, szukajšc z pęsetš jakich włókien.Dawny, dobrze znany Mellberg. Patrik wiedział z dowiadczenia, żenie ma co prostować jego poglšdów, nie warto nawet próbować. Lepiejwpucić jednym uchem i wypucić drugim.Co o niej wiemy?Na razie nic. Miała około dwudziestu pięciu lat. Z ubrania, jeli takmożna powiedzieć, ma tylko torebkę. Poza tym jest golusieńka. Niezłema cycki.Patrik zamknšł oczy, powtarzajšc w duchu jak mantrę: Jeszczetrochę, a odejdzie na emeryturę. Jeszcze trochę.Mellberg niewzruszony mówił dalej:Na pierwszy rzut oka nie da się podać przyczyny zgonu, alewidać, że została mocno zmasakrowana. Sińce na całym ciele, sporoskaleczeń, które wyglšdajš na rany kłute. Tam leży, na szarym kocu.Jest lekarz sšdowy, włanie jš oglšda, chyba zaraz powie, co ustalił.Sš jakie zgłoszenia o zaginięciu osób w tym wieku?Nie, ani w podobnym. W zeszłym tygodniu było zgłoszenieo zaginięciu jakiego dziadka, ale okazało się, że znudziło mu sięsiedzieć w przyczepie z żonš, więc nawiał z laskš, którš poznałw restauracji Galären.Patrik widział, jak ekipa ostrożnie przenosi zwłoki do worka. Dłoniei stopy okrywały plastikowe torebki chodził... [ Pobierz całość w formacie PDF ]