[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Stefan Wiechecki(WIECH)Cafe �Pod Minog�"Unia Wydawnicza Yerum WarszawaTekst oparto na wydaniu Ksi��ki i Wiedzy, Warszawa 1991Przedmow� napisa� SZYMON KOBYLI�SKIOk�adk� i stron� tytu�ow� projektowa� MICHA� J�DRCZAKKorekta ': HALINA RUSZKIEWICZ , "Sk�ad komputerowy: SOFT EDITIONul. Umi�skiego l /44, 03-983 Warszawatel. 671 38 75S> Copyright by Alicja Wiechecka Warszawa 1979� Copyright for this editionby Unia Wydawnicza �Verum"Warszawa 1998ISBN 83-85921-49-4I PATRZ, PAN, CO SI� ROBI!Pan Stefan Wiechecki z Saskiej K�py, elegancki, ironicznie u�miechni�ty d�entelmen z dyskretnym w�sikiem, nale�a� do naj obrotniej szych dziennikarzy i najs�awniejszych pisarzy dwu wa�kich epok kultury polskiej. �ci�lej: trzech, wliczaj�c lata wojny i okupacji, b�d�ce akurat motywem g��wnym niniejszego tomu Wiecha. Lata po trosze pr�by, i to zwyci�skiej pr�by, tych cech, tych warto�ci, z jakich zosta�y zbudowane postaci literackie wielkiego artysty. Knajacka, z lekka � lub nie z lekka � szemrana populacja jego tekst�w, ta szczeg�lna i specyficzna �Warsiawka", sta�a si� bowiem tyle� portretem, ile wzorcem wcale niema�ej sfery stolicy, nawet dla kogo�, kto jest bardzo daleko od wszelkich Maniusi�w Kitajc�w, cwaniackich Szmulek i praskiego folkloru, jak by� zreszt� osobi�cie w swym stylu bycia, �ycia i kr�g�w towarzyskich sam autor opowie�ci. Albowiem cechy i warto�ci bohater�w Wiecha s� uniwer-salniejsze, rozleglejsze ni� Szmulki, stanowi� � �miem twierdzi� � og�lniejszy i znacz�cy rys ca�ej bez ma�a naszej niepokorno�ci wobec wszelkiej przemocy i wszelkiego zniewolenia, a sztafa� akurat warszawski � gdzie ju� dawno �w Saskim Ogrodzie przy wodotrysku pan policmajster dosta� po pysku" � jedynie wzmacnia, podkre�la i daje jeden z mo�liwych kostium�w sprawie nader rozleg�ej i wiekowej. Taki fryzjer z Lalki Prusa, taki Rz�dzian z Trylogii Sienkiewicza, lwowski To�cio ze Szczepciem, pozna�skie �bubki frechowne" �osia, wile�skie Kaziuki i krakowskie typy s�awnego wodewilu o Krowodrzy � to rodzeni bracia pana Anio�ka i ca�ej �Cafe pod Minog�". W�a�nie w swojej zadziornej niezgodzie na krzywd�, na gwa�t zadawany swobodzie i godno�ci. Za wielkie s�owa? Wcale nie za du�e, gdy� w�a�nie � na podobie�stwo paryskiego gawrosza � zjadliwa ironia ulicy, szyderstwo przechod-ni�, niczym hyrno�� podhala�ska i twardo�� �l�ska, bije we wszelkiego wroga broni� wyj�tkowo ostr� i skuteczn�, a mianowicie o�mieszeniem go, obezw�adnieniem przez celn� kpin�. I je�li Wiech potrafi� upiory okupacyjne, uosobione w �andarmerii czy pokrewnych patrolach, nazwa� (lub ws�awi� ich nazwanie autentyczne): �blondyni w blaszanych kapeluszach" � to ukaza� w pe�ni t� nie-zniszczalno�� moralnych zwyci�zc�w, zdolnych do wyszydzenia zagro�e� z wysoko�ci swych racji. Taki niby przelotny epitet, a ile� w nim poczucia si�y i wy�szo�ci! No, a zdanko pana Piecyka, rzucone mimochodem w roku 1956: �� Jak nam te zachodnie szkopy Warszaw� sfajczy-li?!..." To� to najzjadliwszy komentarz polityczny! I to w�a�nie okaza�o si� uniwersalne w naszym narodzie, ponadczasowe, sta�e.A niewyobra�alne bez najwa�niejszej zalety: bez poczucia humoru.Nieodparty dowcip, pobrany z natury, stanowi naczelny i najskuteczniejszy no�nik literacki, ba! moralizatorski, tych dzie�, tego dorobku, kt�rego Cafe jest typowym przyk�adem. To rabelaisowska, dickensowska, twainowska, czechowowska i mro�kowska wreszcie linia tw�rcza w �wiatowym skarbcu kultury. T�dy wiedli swoich bohater�w (nawet bez dos�ownego �artowania, ale zawsze z wyczuciem paradoksu) najwi�ksi, �gdy��jak stwierdzi� jeden z nich, Joseph Conrad � wszystko stoi na �arcie". Niech Szekspir z Dantem, tym od Boskiej komedii, po�wiadcz� z samego szczytu Parnasu.Jakiego za� warsztatu komediowego, sposobu technicznego w swoim dowcipie u�y� Wiech? Po pierwsze u�y� wiecha, tego, kt�ry dost�pi� zaszczytu naukowego owej ma�ej litery, znacz�cej awans na poj�cie literackie, na zjawisko kulturowe. A wi�c j�zyk, mowa i tryb skojarze�, oto czym si� pos�ugiwa� pan Stefan w swoim dziele. Tu bardzo cenn� uwag� uczyni� pewien autentyczny tw�rca, wywodz�cy si� z kr�g�w praskiego folkloru, sk�din�d wyborny stolarz i wcale nie gorszy pisarz (autor Opowie�ci wuja z Zacisza, Iskry 1983), majster Stefan Roguski. Ot� artysta ten, m�wi�c kiedy� w prywatnej rozmowie o tworzywie Wiecha, stwierdzi�, �e wszystkie zwroty, sposoby werbalne, zbitki my�lowe, s�owem ca�y zesp� wyra�e�pan�w Piecyk�w i szwagr�w Piekutoszczak�w jest prawdziwy, taki si� spotyka�o od Zygmuntowskiej po owo tytu�owe Zacisze; jednak�e w �yciu, w mowie tych dzielnic wyst�powa�o to z rzadka, niczym rodzynki w cie�cie zwyk�ego, wsp�lnego dla wszystkich rodak�w j�zyka. Te �znakiem tego", te �przypuszczam, �e w�tpi�" i inne �w z�bek czesane" ozd�bki, na co dzie� rozproszone, zosta�y przez Wiecha zag�szczone, skondensowane, wzmocnione niejako w postaci dialog�w, pysk�wek, monolog�w jego figur literackich. Na tym w�a�nie polega�a prawda i zarazem przetworzenie zjawiska lingwistycznego, a jednocze�nie specyfika narracji.Narracji, kt�ra nios�a przepyszne sceny, zbitki obrazowe, g�st� i z regu�y komiczn� fabu�� � tak�e wyde-stylowan� z �ycia. Nie dziwota, to� pisarz narodzi� si� w miejscu, gdzie samo �ycie destyluje swoje jaskrawo�ci, swoje intensywne przygody z bli�nimi, czyli w s�dzie cywilnym przed wojn�. Pan Piecyk wi�d� si� w prostej linii z tamtej publiczki, jak� tak ol�niewaj�co ukaza� Prus w Lalce, odmalowuj�c sale warszawskiego s�du i fascynuj�ce typy tamtejsze. ��cznie z � jak�e wa�kim naonczas, a� po pierwszy okres tw�rczo�ci Wiecha-sprawozdawcy � bujnym folklorem �ydowskim stolicy! Kwintesencj� tego alia�u sta� si� jeden z ulubionych plac�w Wiecha, przes�awny, nieod�a�owany Kiercelak, niepowtarzalny targ, panoptikum typ�w i typk�w. Dalekim echem, pozbawionym ju� bogactwa kupieckiego z pobliskich Nalewek, jest Bazar R�yckiego mi�dzy Targow� a Brzesk�, relikt daw-no�ci, jak�e niestety wyblak�ej i sczez�ej... Kiedy jednak �wie�o w telewizji ogl�da�em zbi�rk�, zrzutk� ze wszystkich kram�w na najszczytniejsze cele narodowe (��eby pom�c temu rz�dowi � m�wi�a jaka� �nie�miertelna paniusia", r�wna tamtej ze strof Tuwima � bo my�my tu mieli ca�y czas nasz� w�asn�, tajn� "Solidarno��*, ca�y czas..."), odczu�em odleg�y wiew lat odesz�ych, a przez Wiecha dokumentowanych. Lat g��bokiej wra�liwo�ci na sprawy najpa-tetyczniejsze, ale przecie� podane z wdzi�kiem i weso�� nonszalancj�, w�a�nie w tym stylu i tym gestem, jakby to uczyni� pan Walery W�tr�bka. On�e Walery W�tr�bka, kt�ry dracznie i hecnie, ale przecie� uczestniczy� via �Ex-pressiak" w co wa�niejszych wydarzeniach kultury, od�Lilii Wenecji" pocz�wszy, i kt�ry si� sta� dzi�ki Wiechowi nowym Niemcewiczem w specjalnych, szmulkowskich �piewach historycznych powojnia. Tego powojnia, jakie pozbawia�o og� zwi�zk�w z tradycj�, z dziejami, z wielk� przesz�o�ci�.I nie by�o wcale przypadkiem, �e to akurat pan Stefan Wiechecki zosta� prelegentem na pewnym t�umnym zebraniu �wiata publicystycznego, kiedy po polskim Pa�dzierniku za�wita�a (jak�e przelotnie!) nadzieja na okie�znanie cenzury. To w�a�nie on, Wiech, autor tak znacz�cego zwrotu jak �pan wiesz, a ja rozumie", czyli mistrz zjadliwej aluzji, wyg�osi� arcydowcipny referat o wystawianiu cenzury do wiatru. Stamt�d posz�a owa walna recepta, by chc�c uchroni� przed czerwonym o��wkiem zdanie A, trzeba napisa� na przyn�t� stokro� ostrzejsze zdanie B i wtedy stra�nik ustroju rzuci si� wykre�la� wielkie blu�n�erstwo, dzi�ki czemu to w�a�ciwe zda mu si� niegro�ne, pu�ci je p�azem, a o to sz�o od pocz�tku. Bo te� od pierwszych felieton�w zdruzgotanej i odradzaj�cej si� Warszawy Wiech, nie inaczej ni� Sienkiewicz, �dla pokrzepienia serc" mruga� porozumiewawczo okiem � ju� to pana Piecyka, ju� to pana W�tr�bki czy nawet Gieniuchny � do czytelnik�w i zawsze by� po stronie tych, kt�rzy dobrze wiedzieli swoje i kt�rzy nigdy nie porzucili nadziei.Napadano na Wiecha nieraz, czuj�c w nim dobrze przeciwnika, gro�nego przez t� zdolno�� morderczej kpiny, przeciwnika wszelkiego �betonu"! Napadano rozmaicie, deprecjonuj�c warto�� artystyczn� dzie�a, pomniejszaj�c znaczenie kulturowe dorobku, a zw�aszcza napadaj�c na rzekome �za�miecanie j�zyka". Ha! Akurat w dobie, gdy z najwy�szych trybun la�o si� to upiorne: �by�Oby b�yn-demniema�, �e Salamon naleje z pustego na hAktary..." Potrafi� na to odpowiedzie� bez kostiumu a la Piecyk, wprost od siebie, gniewnymi s�owy: �Moi bohaterowie u�ywaj� zabawnej gwary, ubarwiaj�cej polszczyzn�, ale �aden z nich nie pope�ni� nigdy b��du w rodzaju id�c od dworca le�a�y szyny tramwajowe..." W zalewie strasznej, odg�rnie wzmacnianej brzydoty j�zyka teksty Wiecha stanowi�y wzorzec poprawno�ci, folklorem jeno inkrustowanej ku ozdobie. .:�����:��. , ' ��-.. : "-.c1. ; --.� �� ."<.><� ��:�: , ..;.��.- �.-8Tymczasem najwi�ksi uczeni w polszczy�nie byli admi-ratorami dorobku i znaczenia Wiecha, a jeden z tuz�w polonistyki, s�awny varsavianista, spec od metodyki j�zyka (i zarazem autor cennego S�ownika gwary warszawskiej XIX wieku), profesor Bronis�aw Wieczorkiewicz, wprowadzi� w�a�nie do nazewnictwa naukowego termin �wiech" jako poj�cie lingwistyczne. Nie umiem powiedzie�, kt�ry z pisarzy dost�pi� takiego zaszczytu, mimo ogromnych zas�ug; nie powiadamy jednak, �e kto� �pisze strugiem" albo �stosuje w narracji prusa", tu za� a� taka nobilitacja!Tote� obok mn�stwa innych atrakcji czytelniczych delektujemy si� w czasie lektury Wiecha � w�a�nie wiechem. Boy zwraca� kiedy� (jako poeta notabene) s�usznie uwag� na pi�kno brzmieniowe u Fredry, wskazuj�c m.in. na �Pod-stolin�, wd�wk� tantn�, wd�wk� g�adk�". Pan Stefan mia� za� wyj�tkowo wyczulone ucho na melodi�, na muzyk� frazy literackiej, rzecz jasna: ��cznie ze zwrotami Piecyk�w czy Piekutoszczak�w. Warto wczu� si�, uwra�liwi� i na t� urod� prozy Wiecha; otw�rzmy ksi��k� na chybi� trafi�, odczytajmy g�o�no i wyra�nie dowolny fragment, dajmy na to: �� I patrz, Stasluchna, chocia� szkopy n... [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl adbuxwork.keep.pl
Stefan Wiechecki(WIECH)Cafe �Pod Minog�"Unia Wydawnicza Yerum WarszawaTekst oparto na wydaniu Ksi��ki i Wiedzy, Warszawa 1991Przedmow� napisa� SZYMON KOBYLI�SKIOk�adk� i stron� tytu�ow� projektowa� MICHA� J�DRCZAKKorekta ': HALINA RUSZKIEWICZ , "Sk�ad komputerowy: SOFT EDITIONul. Umi�skiego l /44, 03-983 Warszawatel. 671 38 75S> Copyright by Alicja Wiechecka Warszawa 1979� Copyright for this editionby Unia Wydawnicza �Verum"Warszawa 1998ISBN 83-85921-49-4I PATRZ, PAN, CO SI� ROBI!Pan Stefan Wiechecki z Saskiej K�py, elegancki, ironicznie u�miechni�ty d�entelmen z dyskretnym w�sikiem, nale�a� do naj obrotniej szych dziennikarzy i najs�awniejszych pisarzy dwu wa�kich epok kultury polskiej. �ci�lej: trzech, wliczaj�c lata wojny i okupacji, b�d�ce akurat motywem g��wnym niniejszego tomu Wiecha. Lata po trosze pr�by, i to zwyci�skiej pr�by, tych cech, tych warto�ci, z jakich zosta�y zbudowane postaci literackie wielkiego artysty. Knajacka, z lekka � lub nie z lekka � szemrana populacja jego tekst�w, ta szczeg�lna i specyficzna �Warsiawka", sta�a si� bowiem tyle� portretem, ile wzorcem wcale niema�ej sfery stolicy, nawet dla kogo�, kto jest bardzo daleko od wszelkich Maniusi�w Kitajc�w, cwaniackich Szmulek i praskiego folkloru, jak by� zreszt� osobi�cie w swym stylu bycia, �ycia i kr�g�w towarzyskich sam autor opowie�ci. Albowiem cechy i warto�ci bohater�w Wiecha s� uniwer-salniejsze, rozleglejsze ni� Szmulki, stanowi� � �miem twierdzi� � og�lniejszy i znacz�cy rys ca�ej bez ma�a naszej niepokorno�ci wobec wszelkiej przemocy i wszelkiego zniewolenia, a sztafa� akurat warszawski � gdzie ju� dawno �w Saskim Ogrodzie przy wodotrysku pan policmajster dosta� po pysku" � jedynie wzmacnia, podkre�la i daje jeden z mo�liwych kostium�w sprawie nader rozleg�ej i wiekowej. Taki fryzjer z Lalki Prusa, taki Rz�dzian z Trylogii Sienkiewicza, lwowski To�cio ze Szczepciem, pozna�skie �bubki frechowne" �osia, wile�skie Kaziuki i krakowskie typy s�awnego wodewilu o Krowodrzy � to rodzeni bracia pana Anio�ka i ca�ej �Cafe pod Minog�". W�a�nie w swojej zadziornej niezgodzie na krzywd�, na gwa�t zadawany swobodzie i godno�ci. Za wielkie s�owa? Wcale nie za du�e, gdy� w�a�nie � na podobie�stwo paryskiego gawrosza � zjadliwa ironia ulicy, szyderstwo przechod-ni�, niczym hyrno�� podhala�ska i twardo�� �l�ska, bije we wszelkiego wroga broni� wyj�tkowo ostr� i skuteczn�, a mianowicie o�mieszeniem go, obezw�adnieniem przez celn� kpin�. I je�li Wiech potrafi� upiory okupacyjne, uosobione w �andarmerii czy pokrewnych patrolach, nazwa� (lub ws�awi� ich nazwanie autentyczne): �blondyni w blaszanych kapeluszach" � to ukaza� w pe�ni t� nie-zniszczalno�� moralnych zwyci�zc�w, zdolnych do wyszydzenia zagro�e� z wysoko�ci swych racji. Taki niby przelotny epitet, a ile� w nim poczucia si�y i wy�szo�ci! No, a zdanko pana Piecyka, rzucone mimochodem w roku 1956: �� Jak nam te zachodnie szkopy Warszaw� sfajczy-li?!..." To� to najzjadliwszy komentarz polityczny! I to w�a�nie okaza�o si� uniwersalne w naszym narodzie, ponadczasowe, sta�e.A niewyobra�alne bez najwa�niejszej zalety: bez poczucia humoru.Nieodparty dowcip, pobrany z natury, stanowi naczelny i najskuteczniejszy no�nik literacki, ba! moralizatorski, tych dzie�, tego dorobku, kt�rego Cafe jest typowym przyk�adem. To rabelaisowska, dickensowska, twainowska, czechowowska i mro�kowska wreszcie linia tw�rcza w �wiatowym skarbcu kultury. T�dy wiedli swoich bohater�w (nawet bez dos�ownego �artowania, ale zawsze z wyczuciem paradoksu) najwi�ksi, �gdy��jak stwierdzi� jeden z nich, Joseph Conrad � wszystko stoi na �arcie". Niech Szekspir z Dantem, tym od Boskiej komedii, po�wiadcz� z samego szczytu Parnasu.Jakiego za� warsztatu komediowego, sposobu technicznego w swoim dowcipie u�y� Wiech? Po pierwsze u�y� wiecha, tego, kt�ry dost�pi� zaszczytu naukowego owej ma�ej litery, znacz�cej awans na poj�cie literackie, na zjawisko kulturowe. A wi�c j�zyk, mowa i tryb skojarze�, oto czym si� pos�ugiwa� pan Stefan w swoim dziele. Tu bardzo cenn� uwag� uczyni� pewien autentyczny tw�rca, wywodz�cy si� z kr�g�w praskiego folkloru, sk�din�d wyborny stolarz i wcale nie gorszy pisarz (autor Opowie�ci wuja z Zacisza, Iskry 1983), majster Stefan Roguski. Ot� artysta ten, m�wi�c kiedy� w prywatnej rozmowie o tworzywie Wiecha, stwierdzi�, �e wszystkie zwroty, sposoby werbalne, zbitki my�lowe, s�owem ca�y zesp� wyra�e�pan�w Piecyk�w i szwagr�w Piekutoszczak�w jest prawdziwy, taki si� spotyka�o od Zygmuntowskiej po owo tytu�owe Zacisze; jednak�e w �yciu, w mowie tych dzielnic wyst�powa�o to z rzadka, niczym rodzynki w cie�cie zwyk�ego, wsp�lnego dla wszystkich rodak�w j�zyka. Te �znakiem tego", te �przypuszczam, �e w�tpi�" i inne �w z�bek czesane" ozd�bki, na co dzie� rozproszone, zosta�y przez Wiecha zag�szczone, skondensowane, wzmocnione niejako w postaci dialog�w, pysk�wek, monolog�w jego figur literackich. Na tym w�a�nie polega�a prawda i zarazem przetworzenie zjawiska lingwistycznego, a jednocze�nie specyfika narracji.Narracji, kt�ra nios�a przepyszne sceny, zbitki obrazowe, g�st� i z regu�y komiczn� fabu�� � tak�e wyde-stylowan� z �ycia. Nie dziwota, to� pisarz narodzi� si� w miejscu, gdzie samo �ycie destyluje swoje jaskrawo�ci, swoje intensywne przygody z bli�nimi, czyli w s�dzie cywilnym przed wojn�. Pan Piecyk wi�d� si� w prostej linii z tamtej publiczki, jak� tak ol�niewaj�co ukaza� Prus w Lalce, odmalowuj�c sale warszawskiego s�du i fascynuj�ce typy tamtejsze. ��cznie z � jak�e wa�kim naonczas, a� po pierwszy okres tw�rczo�ci Wiecha-sprawozdawcy � bujnym folklorem �ydowskim stolicy! Kwintesencj� tego alia�u sta� si� jeden z ulubionych plac�w Wiecha, przes�awny, nieod�a�owany Kiercelak, niepowtarzalny targ, panoptikum typ�w i typk�w. Dalekim echem, pozbawionym ju� bogactwa kupieckiego z pobliskich Nalewek, jest Bazar R�yckiego mi�dzy Targow� a Brzesk�, relikt daw-no�ci, jak�e niestety wyblak�ej i sczez�ej... Kiedy jednak �wie�o w telewizji ogl�da�em zbi�rk�, zrzutk� ze wszystkich kram�w na najszczytniejsze cele narodowe (��eby pom�c temu rz�dowi � m�wi�a jaka� �nie�miertelna paniusia", r�wna tamtej ze strof Tuwima � bo my�my tu mieli ca�y czas nasz� w�asn�, tajn� "Solidarno��*, ca�y czas..."), odczu�em odleg�y wiew lat odesz�ych, a przez Wiecha dokumentowanych. Lat g��bokiej wra�liwo�ci na sprawy najpa-tetyczniejsze, ale przecie� podane z wdzi�kiem i weso�� nonszalancj�, w�a�nie w tym stylu i tym gestem, jakby to uczyni� pan Walery W�tr�bka. On�e Walery W�tr�bka, kt�ry dracznie i hecnie, ale przecie� uczestniczy� via �Ex-pressiak" w co wa�niejszych wydarzeniach kultury, od�Lilii Wenecji" pocz�wszy, i kt�ry si� sta� dzi�ki Wiechowi nowym Niemcewiczem w specjalnych, szmulkowskich �piewach historycznych powojnia. Tego powojnia, jakie pozbawia�o og� zwi�zk�w z tradycj�, z dziejami, z wielk� przesz�o�ci�.I nie by�o wcale przypadkiem, �e to akurat pan Stefan Wiechecki zosta� prelegentem na pewnym t�umnym zebraniu �wiata publicystycznego, kiedy po polskim Pa�dzierniku za�wita�a (jak�e przelotnie!) nadzieja na okie�znanie cenzury. To w�a�nie on, Wiech, autor tak znacz�cego zwrotu jak �pan wiesz, a ja rozumie", czyli mistrz zjadliwej aluzji, wyg�osi� arcydowcipny referat o wystawianiu cenzury do wiatru. Stamt�d posz�a owa walna recepta, by chc�c uchroni� przed czerwonym o��wkiem zdanie A, trzeba napisa� na przyn�t� stokro� ostrzejsze zdanie B i wtedy stra�nik ustroju rzuci si� wykre�la� wielkie blu�n�erstwo, dzi�ki czemu to w�a�ciwe zda mu si� niegro�ne, pu�ci je p�azem, a o to sz�o od pocz�tku. Bo te� od pierwszych felieton�w zdruzgotanej i odradzaj�cej si� Warszawy Wiech, nie inaczej ni� Sienkiewicz, �dla pokrzepienia serc" mruga� porozumiewawczo okiem � ju� to pana Piecyka, ju� to pana W�tr�bki czy nawet Gieniuchny � do czytelnik�w i zawsze by� po stronie tych, kt�rzy dobrze wiedzieli swoje i kt�rzy nigdy nie porzucili nadziei.Napadano na Wiecha nieraz, czuj�c w nim dobrze przeciwnika, gro�nego przez t� zdolno�� morderczej kpiny, przeciwnika wszelkiego �betonu"! Napadano rozmaicie, deprecjonuj�c warto�� artystyczn� dzie�a, pomniejszaj�c znaczenie kulturowe dorobku, a zw�aszcza napadaj�c na rzekome �za�miecanie j�zyka". Ha! Akurat w dobie, gdy z najwy�szych trybun la�o si� to upiorne: �by�Oby b�yn-demniema�, �e Salamon naleje z pustego na hAktary..." Potrafi� na to odpowiedzie� bez kostiumu a la Piecyk, wprost od siebie, gniewnymi s�owy: �Moi bohaterowie u�ywaj� zabawnej gwary, ubarwiaj�cej polszczyzn�, ale �aden z nich nie pope�ni� nigdy b��du w rodzaju id�c od dworca le�a�y szyny tramwajowe..." W zalewie strasznej, odg�rnie wzmacnianej brzydoty j�zyka teksty Wiecha stanowi�y wzorzec poprawno�ci, folklorem jeno inkrustowanej ku ozdobie. .:�����:��. , ' ��-.. : "-.c1. ; --.� �� ."<.><� ��:�: , ..;.��.- �.-8Tymczasem najwi�ksi uczeni w polszczy�nie byli admi-ratorami dorobku i znaczenia Wiecha, a jeden z tuz�w polonistyki, s�awny varsavianista, spec od metodyki j�zyka (i zarazem autor cennego S�ownika gwary warszawskiej XIX wieku), profesor Bronis�aw Wieczorkiewicz, wprowadzi� w�a�nie do nazewnictwa naukowego termin �wiech" jako poj�cie lingwistyczne. Nie umiem powiedzie�, kt�ry z pisarzy dost�pi� takiego zaszczytu, mimo ogromnych zas�ug; nie powiadamy jednak, �e kto� �pisze strugiem" albo �stosuje w narracji prusa", tu za� a� taka nobilitacja!Tote� obok mn�stwa innych atrakcji czytelniczych delektujemy si� w czasie lektury Wiecha � w�a�nie wiechem. Boy zwraca� kiedy� (jako poeta notabene) s�usznie uwag� na pi�kno brzmieniowe u Fredry, wskazuj�c m.in. na �Pod-stolin�, wd�wk� tantn�, wd�wk� g�adk�". Pan Stefan mia� za� wyj�tkowo wyczulone ucho na melodi�, na muzyk� frazy literackiej, rzecz jasna: ��cznie ze zwrotami Piecyk�w czy Piekutoszczak�w. Warto wczu� si�, uwra�liwi� i na t� urod� prozy Wiecha; otw�rzmy ksi��k� na chybi� trafi�, odczytajmy g�o�no i wyra�nie dowolny fragment, dajmy na to: �� I patrz, Stasluchna, chocia� szkopy n... [ Pobierz całość w formacie PDF ]