[ Pobierz całość w formacie PDF ]
CATHY MAXWELL
POJEDNANIE
1
Rzekł. Ten ci zdrowy chwat,
Którego oblubieńcem zwą?
Rzekł: Ten ci zdrowy chwat,
Co urnie igrać z panną swą?
„,Zielone zaślubiny”
Craige Castie, Wschodnia Anglia, 1806
Nie chciał się ze mną Ŝenić — powiedziała cichym, smutnym głosem Mallory
Edwards Barron, siedząc na krześle przy toaletce — To było widać.
Głęboko zaczerpnęła tchu i spojrzała w lustro; napotkała wzrok matki. Miała
nadzieję, Ŝe lady Craige będzie innego zdania.
Przez moment Mallory widziała w oczach matki odbicie własnych obaw, lecz
juŜ po chwili lady Craige nerwowo zatrzepotała rzęsami; przestała szczotkować
włosy córki i ścisnęła ją w pocieszycielskim geście.
— Co ty opowiadasz? John Barron na pewno chciał się z tobą oŜenić.
Rozmawiały szeptem, zdając sobie sprawę z obecności dwu słuŜących,
sprzątających po kąpieli Mallory. Drzwi na korytarz to otwierały się, to
zamykały; dobiegał zza nich szmer rozmów gości w jadalni, przerywany
wybuchami śmiechu.
— Wczoraj wieczorem słyszałam, jak kłócił się ze swoim ojcem w bibliotece.
Odniosłam wraŜenie, Ŝe John przed przyjściem tutaj w ogóle nie wiedział, Ŝe ma
się Ŝenić. Czy to moŜliwe? Dlaczego ojciec powiedział mu dopiero w
przeddzień ślubu, Ŝe znalazł dla niego kandydatkę na Ŝonę?
— Mallory, gdzie się podziała twoja wyobraźnia, twój rozsądek? Jakie to ma
znaczenie, kiedy John dowiedział się, Ŝe ma się oŜenić? Liczy się tylko nasz
dom, zamek Craige, a dzięki temu małŜeństwu w przyszłości zostaniesz jego
panią. Ale najpierw twoje małŜeństwo z Johnem Barronem musi zostać
skonsumowane.
Mallory poczuła ucisk w Ŝołądku.
— PrzecieŜ w czasie uczty weselnej prawie w ogóle się do mnie nie odzywał.
Delikatny uścisk dłoni matki na ramieniu przypomniał Mallory, Ŝe nie są same.
Sally, młoda dziewczyna ze wsi, która została najęta, by tego wieczoru pełnić
rolę słuŜącej Mallory, wróciła do pokoju i pracowicie ścieliła bogato rzeźbione
elŜbietańskie łoŜe z baldachimem, zajmujące znaczną część pomieszczenia.
Rodzice Mallory przypieczętowali swe małŜeństwo na tym łoŜu, przed nimi
uczynili to ich rodzice, a jeszcze wcześniej — dziadkowie. A teraz ona miała
połoŜyć się na mm z męŜczyzną, którego prawie w ogóle nie znała, by uczynić
zadość tradycji i zyskać prawo do tytułu pani zamku Craige.
Od czasów Wilhelma Zdobywcy, który ofiarował ten zamek Mallardowi,
zaufanemu przyjacielowi i powiernikowi, kaŜda panna młoda z rodziny Craige
spędzała noc poślubną w tej komnacie. Jutro rano ksiądz, matka Mallory i jej
nowy teść, sir Richard Barron, który odziedziczył tytuł jej ojca, wicehrabiego
Craige, przyjdą tu i obejrzą prześcieradło, sprawdzając, czy są na nim ślady
krwi, dowód, Ŝe Mallory Craige była dziewicą. Od tej chwili ona i jej mąŜ, John
Barron, będą uznani za prawdziwie poślubionych przed Bogiem i przed ludźmi.
Następnie prześcieradło zostanie wywieszone za oknem komnaty i w całej
parafii rozpocznie się świętowanie. Mallory drŜącą ręką sięgnęła po kryształowy
kieliszek z winem, stojący na toaletce. Unikała spoglądania w lustro. Dziewicza
biel wdzięcznej koszuli nocnej pozbawiła twarz wszel kiego koloru,
podkreślając sińce pod oczami. Minął zaledwie miesiąc od śmierci ojca po
długiej chorobie — miesiąc, który tak bardzo zmienił Ŝycie Mallory.
— Moja koszula powinna być czarna — powiedziała niemal szeptem.
Sally, chciałybyśmy zostać same — zwróciła się lady Craige do słuŜącej. —
Sama zajmę się córką.
— Dobrze — odparła cicho słuŜąca, dygnęła i ruszyła do drzwi, lecz po chwili
przystanęła. — Jeśli mogę coś powiedzieć, panienko Mallory, to moja matka i ja
Ŝyczymy panience duŜo szczęścia na nowej drodze Ŝycia i chcemy, Ŝeby
panienka wiedziała, Ŝe wszyscy we wsi śpią spokojniej, wiedząc, Ŝe to panienka
będzie panią zamku.
Mallory zmusiła się do uśmiechu.
— Dziękuję, Sally.
Dziewczyna przekręciła gałkę u drzwi.
— Jesteśmy teŜ bardzo radzi, Ŝe panienka będzie miała takiego silnego,
przystojnego męŜa. — ZaróŜowiona z emocji słuŜąca wyszła z pokoju.
— Wygląda na to, Ŝe przyjęcie weselne jest całkiem udane
— powiedziała cicho Mallory. Ceremonia ślubna była bardzo skromna ze
względu na Ŝałobę w rodzinie, lecz sądząc z od głosów dochodzących z sali
jadalnej, goście dobrze się bawili.
Lady Craige nie odpowiedziała. Usiadła obok Mallory, wyjęła z jej rąk
kieliszek, postawiła go na toaletce i delikatnie pogładziła dłonie córki.
— Masz takie zimne palce. — Ujęła je pieszczotliwie. — Uwierz mi, naprawdę
nie ma się czego bać.
— Chciałabym juŜ mieć to za sobą. Nie chciałam za niego wychodzić. Nie teraz.
Upłynęło tak niewiele czasu od śmierci ojca.
Rysy twarzy lady Craige złagodniały. Delikatnie odgarnęła niesforny kędzior z
twarzy Mallory i załoŜyła go jej za ucho.
Wszystkie panny młode są niespokojne. MałŜeństwo to waŜny krok. Wierz mi,
ja teŜ bardzo bałam się pierwszej nocy z twoim ojcem.
— Dlaczego nie mogłam tak po prostu odziedziczyć Craige Castie? To
niesprawiedliwe, Ŝe aby zachować prawo przy sługuj ące mi z tytułu urodzenia,
muszę wyjść za syna dalekiego kuzyna, który odziedziczył zamek po moim
ojcu. — Mallory wysunęła dłoń z uścisku matki i wstała. Jej wzrok padł na łoŜe
— skropiona róŜanym zapachem kołdra była zapraszająco od chylona.
Pomieszczenie wydało jej się nagle duszne, ciasne. Otworzyła okno,
wpuszczając do środka wiosenne powietrze, tchnące obietnicą deszczu.
Tej nocy na niebie nie było księŜyca ani gwiazd. Przez chwilę Mallory miała
wraŜenie, Ŝe dookoła panuje pustka. Odwróciła się i spojrzała na matkę.
— Przyszłam na świat jako dziedziczka tego zamku — po wiedziała zuchwale.
— PrzecieŜ John Barron nie ma pojęcia o ludziach, którzy zarabiają na
utrzymanie dzięki naszej ro dzinie. Czy, na przykład, wie o tym, Ŝe Sally jest
jedyną opiekunką kalekiej matki? Czy potrafi obliczyć zysk z buszela ziarna,
czy rozumie konieczność stosowania płodozmianu?
— Wątpię, czy John ma pojęcie o czymkolwiek, co wykracza poza ramy jego
studiów — odpowiedziała lady Craige. — Będziesz musiała nauczyć go wielu
rzeczy. I nie zapominaj, Ŝe dzięki temu małŜeństwu spełniamy najgorętsze
Ŝyczenie twojego ojca... Ŝeby któregoś dnia twoje dzieci odziedziczyły ten
zamek.
Mallory ukradkiem spojrzała na łoŜe.
— Mamo, nie mam jeszcze siedemnastu lat.
— Będziesz miała za miesiąc. — Lady Craige wstała. — Dzie cinko, jesteś
naszą jedyną nadzieją. Gdybym mogła cię uchronić przed wyjściem za mąŜ w
tak młodym wieku, a jednocześnie zatrzymać Craige Castie, na pewno bym tak
postąpiła. W kaŜdym razie John jest doskonałą partią. Rodzina Barronów jest
niewyobraŜalnie wręcz bogata, a pewnego dnia cały majątek przejdzie w ręce
Johna. JuŜ dziś ma wspaniałe dochody dzięki krewnym ze strony matki.
Mallory, jesteś bardzo bogatą kobietą.
— A co z moimi marzeniami? Myślałam, Ŝe pojadę w sezonie do Londynu, tak
jak Louise — powiedziała dziewczyna, majac na myśli Louise Haddon, swoją
najlepszą przyjaciółkę, która w połowie czerwca zamierzała udać się do stolicy.
Chciałam tańczyć... być adorowana... i się zakochać... — dodala cicho.
— Mogłabyś uczestniczyć w tysiącu sezonów i nie znaleźć tak doskonałego
kandydata na męŜa. A poza tym twoje marzenia się spełnią, tyle Ŝe jako męŜatka
będziesz przeŜywać wszystko z większym spokojem. Oczywiście z powodu
Ŝałoby nie moŜesz natychmiast jechać do Londynu, ale lord Barron obiecał, Ŝe
za rok przedstawi cię na dworze.
Mallory popatrzyła na obrączkę wysadzaną szafirami i brylan tami, którą John
rano włoŜył jej na palec. Szafiry miały kolor jego oczu.
Kiedy wczoraj po południu po raz pierwszy zobaczyła Johna, wydał jej się
ucieleśnieniem marzeń o idealnym męŜczyźnie. A przecieŜ ze względu na
pośpiech, z jakim nowy wicehrabia Craige nalegał, by syn się oŜenił, i na
gwałtowność, z jaką wraz z matką została zmuszona do poparcia jego woli, gdy
śmierć ojca zostawiła je bez środków do Ŝycia, podejrzewała, Ŝe z Johnem musi
być coś nie tak. Przypuszczała, Ŝe będzie szpetny, gruby, ocięŜały umysłowo, a
moŜe nawet ułomny. Tymczasem został jej przedstawiony wysoki, ciemnowłosy
męŜczyzna o niepokojącej urodzie, jakby Ŝywcem przeniesiony z romansów, w
dodatku jedynie o trzy lata od niej starszy.
Jakby czytając w jej myślach, lady Craige powiedziała:
— Poza tym John jest niezwykle przystojny.
Mallory uniosła wzrok.
— Prawdę mówiąc, jest duŜo atrakcyjniejszy niŜ ja.
— Mallory! Jak moŜesz mówić coś takiego? Jesteś uroczą młodą kobietą.
— Och, mamo. — Mallory krytycznym wzrokiem przyjrzała się swemu odbiciu
w lustrze. — Mam zbyt wystający podbródek, zbyt pełne wargi i za małe oczy.
— Masz piękne oczy.
— Kiedy się śmieję, robią się z nich szparki. No, a do tego te moje włosy. —
Mallory przeczesała je palcami. — Są strasznie niesforne i mają nieciekawy
kolor.
— Nieprawda. Włosy są twoją największą ozdobą...
— Tak, tak.
Lady Craige nie zwróciła uwagi na ironiczny ton głosu córki.
— Ich kolor wcale nie jest nieciekawy. Są gęste i mają jasne pasemka.
— Ale nie są jasne.
— Jesteś bardzo podobna do siostry twego ojca, Jennifer. Była wspaniałą
kobietą. Masz jej urodę, wdzięki temperament.
— Wcale nie jestem ładna, mamo... i mam piegi.
Lady Craige połoŜyła rękę na ramionach córki.
— I z piegami jesteś piękna. Pamiętaj, Ŝe rozkwitasz i jeszcze się zmieniasz,
kochanie. Poczekaj kilka lat. Kobiety z rodziny twojego ojca pięknieją z
wiekiem. — Pochyliła głowę tak, Ŝe zetknęł)r się czołami. — Wiem, Ŝe trudno
ci się pogodzić z tym małŜeństwem. Byłoby znacznie lepiej, gdybyście mieli
czas lepiej się poznać... ale, Mallory, czasami Ŝycie nie uklada się tak, jakbyśmy
sobie Ŝyczyli.
— Wolałabym, Ŝeby nie był taki... — Dziewczyna urwała, wyraźnie
zakłopotana.
— Przystojny — dokończyła za nią lady Craige. — Mallory, John Barron moŜe
sobie być bardzo urodziwy, ale tak jak wszyscy ma swoje wady. Nie zapominaj
o tym. Jego wygląd nie moŜe cięonieśmielać. — Zrobiła pauzę i po chwili
namysłu dodała: — Podoba m się jego głos. Ma bardzo ładne brzmienie, nie
uwaŜasz?
To prawda, pomyślała Mallory. ChociaŜ był jeszcze bardzo młody, miał głos
dojrzałego męŜczyzny. Intrygująco chrapliwy i głęboki, wzbudzał w niej
nieznane dotąd uczucia. Kiedy tego ranka stała obok Johna przed wielebnym
Sweeneyem, słuchając, jak skiada przysięgę małŜeńską, po raz pierwszy od
śmierci ukochanego ojca nie czuła się tak rozpaczliwie samotna.
Jeszcze raz spojrzała na łoŜe, tym razem wyczekująco. A jednak z tym
małŜeństwem coś było nie tak.
— Jakie wady masz na myśli, mamo? Dlaczego się ze mną oŜenił? PrzecieŜ w
swoim czasie i tak odziedziczyłby Craige Castie. Mógł poślubić kaŜdą kobietę,
którą chciał, a jednak jego ojciec nalegał, Ŝebyśmy się pobrali.
Lady Craige posmutniała. Zanim się odezwała, dłuŜszą chwilę bawiła się
niebiesko-złotymi wstąŜkami koronkowego czepka.
— Ach, to tylko plotka.
Mallory z przeraŜeniem pomyślała, Ŝe jej podejrzenia nie były bezpodstawne.
— Jaka plotka?
Pukanie do drzwi łączących sypialnię z olbrzymim salonem przyprawiło obie
kobiety o palpitacje serca.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl adbuxwork.keep.pl
CATHY MAXWELL
POJEDNANIE
1
Rzekł. Ten ci zdrowy chwat,
Którego oblubieńcem zwą?
Rzekł: Ten ci zdrowy chwat,
Co urnie igrać z panną swą?
„,Zielone zaślubiny”
Craige Castie, Wschodnia Anglia, 1806
Nie chciał się ze mną Ŝenić — powiedziała cichym, smutnym głosem Mallory
Edwards Barron, siedząc na krześle przy toaletce — To było widać.
Głęboko zaczerpnęła tchu i spojrzała w lustro; napotkała wzrok matki. Miała
nadzieję, Ŝe lady Craige będzie innego zdania.
Przez moment Mallory widziała w oczach matki odbicie własnych obaw, lecz
juŜ po chwili lady Craige nerwowo zatrzepotała rzęsami; przestała szczotkować
włosy córki i ścisnęła ją w pocieszycielskim geście.
— Co ty opowiadasz? John Barron na pewno chciał się z tobą oŜenić.
Rozmawiały szeptem, zdając sobie sprawę z obecności dwu słuŜących,
sprzątających po kąpieli Mallory. Drzwi na korytarz to otwierały się, to
zamykały; dobiegał zza nich szmer rozmów gości w jadalni, przerywany
wybuchami śmiechu.
— Wczoraj wieczorem słyszałam, jak kłócił się ze swoim ojcem w bibliotece.
Odniosłam wraŜenie, Ŝe John przed przyjściem tutaj w ogóle nie wiedział, Ŝe ma
się Ŝenić. Czy to moŜliwe? Dlaczego ojciec powiedział mu dopiero w
przeddzień ślubu, Ŝe znalazł dla niego kandydatkę na Ŝonę?
— Mallory, gdzie się podziała twoja wyobraźnia, twój rozsądek? Jakie to ma
znaczenie, kiedy John dowiedział się, Ŝe ma się oŜenić? Liczy się tylko nasz
dom, zamek Craige, a dzięki temu małŜeństwu w przyszłości zostaniesz jego
panią. Ale najpierw twoje małŜeństwo z Johnem Barronem musi zostać
skonsumowane.
Mallory poczuła ucisk w Ŝołądku.
— PrzecieŜ w czasie uczty weselnej prawie w ogóle się do mnie nie odzywał.
Delikatny uścisk dłoni matki na ramieniu przypomniał Mallory, Ŝe nie są same.
Sally, młoda dziewczyna ze wsi, która została najęta, by tego wieczoru pełnić
rolę słuŜącej Mallory, wróciła do pokoju i pracowicie ścieliła bogato rzeźbione
elŜbietańskie łoŜe z baldachimem, zajmujące znaczną część pomieszczenia.
Rodzice Mallory przypieczętowali swe małŜeństwo na tym łoŜu, przed nimi
uczynili to ich rodzice, a jeszcze wcześniej — dziadkowie. A teraz ona miała
połoŜyć się na mm z męŜczyzną, którego prawie w ogóle nie znała, by uczynić
zadość tradycji i zyskać prawo do tytułu pani zamku Craige.
Od czasów Wilhelma Zdobywcy, który ofiarował ten zamek Mallardowi,
zaufanemu przyjacielowi i powiernikowi, kaŜda panna młoda z rodziny Craige
spędzała noc poślubną w tej komnacie. Jutro rano ksiądz, matka Mallory i jej
nowy teść, sir Richard Barron, który odziedziczył tytuł jej ojca, wicehrabiego
Craige, przyjdą tu i obejrzą prześcieradło, sprawdzając, czy są na nim ślady
krwi, dowód, Ŝe Mallory Craige była dziewicą. Od tej chwili ona i jej mąŜ, John
Barron, będą uznani za prawdziwie poślubionych przed Bogiem i przed ludźmi.
Następnie prześcieradło zostanie wywieszone za oknem komnaty i w całej
parafii rozpocznie się świętowanie. Mallory drŜącą ręką sięgnęła po kryształowy
kieliszek z winem, stojący na toaletce. Unikała spoglądania w lustro. Dziewicza
biel wdzięcznej koszuli nocnej pozbawiła twarz wszel kiego koloru,
podkreślając sińce pod oczami. Minął zaledwie miesiąc od śmierci ojca po
długiej chorobie — miesiąc, który tak bardzo zmienił Ŝycie Mallory.
— Moja koszula powinna być czarna — powiedziała niemal szeptem.
Sally, chciałybyśmy zostać same — zwróciła się lady Craige do słuŜącej. —
Sama zajmę się córką.
— Dobrze — odparła cicho słuŜąca, dygnęła i ruszyła do drzwi, lecz po chwili
przystanęła. — Jeśli mogę coś powiedzieć, panienko Mallory, to moja matka i ja
Ŝyczymy panience duŜo szczęścia na nowej drodze Ŝycia i chcemy, Ŝeby
panienka wiedziała, Ŝe wszyscy we wsi śpią spokojniej, wiedząc, Ŝe to panienka
będzie panią zamku.
Mallory zmusiła się do uśmiechu.
— Dziękuję, Sally.
Dziewczyna przekręciła gałkę u drzwi.
— Jesteśmy teŜ bardzo radzi, Ŝe panienka będzie miała takiego silnego,
przystojnego męŜa. — ZaróŜowiona z emocji słuŜąca wyszła z pokoju.
— Wygląda na to, Ŝe przyjęcie weselne jest całkiem udane
— powiedziała cicho Mallory. Ceremonia ślubna była bardzo skromna ze
względu na Ŝałobę w rodzinie, lecz sądząc z od głosów dochodzących z sali
jadalnej, goście dobrze się bawili.
Lady Craige nie odpowiedziała. Usiadła obok Mallory, wyjęła z jej rąk
kieliszek, postawiła go na toaletce i delikatnie pogładziła dłonie córki.
— Masz takie zimne palce. — Ujęła je pieszczotliwie. — Uwierz mi, naprawdę
nie ma się czego bać.
— Chciałabym juŜ mieć to za sobą. Nie chciałam za niego wychodzić. Nie teraz.
Upłynęło tak niewiele czasu od śmierci ojca.
Rysy twarzy lady Craige złagodniały. Delikatnie odgarnęła niesforny kędzior z
twarzy Mallory i załoŜyła go jej za ucho.
Wszystkie panny młode są niespokojne. MałŜeństwo to waŜny krok. Wierz mi,
ja teŜ bardzo bałam się pierwszej nocy z twoim ojcem.
— Dlaczego nie mogłam tak po prostu odziedziczyć Craige Castie? To
niesprawiedliwe, Ŝe aby zachować prawo przy sługuj ące mi z tytułu urodzenia,
muszę wyjść za syna dalekiego kuzyna, który odziedziczył zamek po moim
ojcu. — Mallory wysunęła dłoń z uścisku matki i wstała. Jej wzrok padł na łoŜe
— skropiona róŜanym zapachem kołdra była zapraszająco od chylona.
Pomieszczenie wydało jej się nagle duszne, ciasne. Otworzyła okno,
wpuszczając do środka wiosenne powietrze, tchnące obietnicą deszczu.
Tej nocy na niebie nie było księŜyca ani gwiazd. Przez chwilę Mallory miała
wraŜenie, Ŝe dookoła panuje pustka. Odwróciła się i spojrzała na matkę.
— Przyszłam na świat jako dziedziczka tego zamku — po wiedziała zuchwale.
— PrzecieŜ John Barron nie ma pojęcia o ludziach, którzy zarabiają na
utrzymanie dzięki naszej ro dzinie. Czy, na przykład, wie o tym, Ŝe Sally jest
jedyną opiekunką kalekiej matki? Czy potrafi obliczyć zysk z buszela ziarna,
czy rozumie konieczność stosowania płodozmianu?
— Wątpię, czy John ma pojęcie o czymkolwiek, co wykracza poza ramy jego
studiów — odpowiedziała lady Craige. — Będziesz musiała nauczyć go wielu
rzeczy. I nie zapominaj, Ŝe dzięki temu małŜeństwu spełniamy najgorętsze
Ŝyczenie twojego ojca... Ŝeby któregoś dnia twoje dzieci odziedziczyły ten
zamek.
Mallory ukradkiem spojrzała na łoŜe.
— Mamo, nie mam jeszcze siedemnastu lat.
— Będziesz miała za miesiąc. — Lady Craige wstała. — Dzie cinko, jesteś
naszą jedyną nadzieją. Gdybym mogła cię uchronić przed wyjściem za mąŜ w
tak młodym wieku, a jednocześnie zatrzymać Craige Castie, na pewno bym tak
postąpiła. W kaŜdym razie John jest doskonałą partią. Rodzina Barronów jest
niewyobraŜalnie wręcz bogata, a pewnego dnia cały majątek przejdzie w ręce
Johna. JuŜ dziś ma wspaniałe dochody dzięki krewnym ze strony matki.
Mallory, jesteś bardzo bogatą kobietą.
— A co z moimi marzeniami? Myślałam, Ŝe pojadę w sezonie do Londynu, tak
jak Louise — powiedziała dziewczyna, majac na myśli Louise Haddon, swoją
najlepszą przyjaciółkę, która w połowie czerwca zamierzała udać się do stolicy.
Chciałam tańczyć... być adorowana... i się zakochać... — dodala cicho.
— Mogłabyś uczestniczyć w tysiącu sezonów i nie znaleźć tak doskonałego
kandydata na męŜa. A poza tym twoje marzenia się spełnią, tyle Ŝe jako męŜatka
będziesz przeŜywać wszystko z większym spokojem. Oczywiście z powodu
Ŝałoby nie moŜesz natychmiast jechać do Londynu, ale lord Barron obiecał, Ŝe
za rok przedstawi cię na dworze.
Mallory popatrzyła na obrączkę wysadzaną szafirami i brylan tami, którą John
rano włoŜył jej na palec. Szafiry miały kolor jego oczu.
Kiedy wczoraj po południu po raz pierwszy zobaczyła Johna, wydał jej się
ucieleśnieniem marzeń o idealnym męŜczyźnie. A przecieŜ ze względu na
pośpiech, z jakim nowy wicehrabia Craige nalegał, by syn się oŜenił, i na
gwałtowność, z jaką wraz z matką została zmuszona do poparcia jego woli, gdy
śmierć ojca zostawiła je bez środków do Ŝycia, podejrzewała, Ŝe z Johnem musi
być coś nie tak. Przypuszczała, Ŝe będzie szpetny, gruby, ocięŜały umysłowo, a
moŜe nawet ułomny. Tymczasem został jej przedstawiony wysoki, ciemnowłosy
męŜczyzna o niepokojącej urodzie, jakby Ŝywcem przeniesiony z romansów, w
dodatku jedynie o trzy lata od niej starszy.
Jakby czytając w jej myślach, lady Craige powiedziała:
— Poza tym John jest niezwykle przystojny.
Mallory uniosła wzrok.
— Prawdę mówiąc, jest duŜo atrakcyjniejszy niŜ ja.
— Mallory! Jak moŜesz mówić coś takiego? Jesteś uroczą młodą kobietą.
— Och, mamo. — Mallory krytycznym wzrokiem przyjrzała się swemu odbiciu
w lustrze. — Mam zbyt wystający podbródek, zbyt pełne wargi i za małe oczy.
— Masz piękne oczy.
— Kiedy się śmieję, robią się z nich szparki. No, a do tego te moje włosy. —
Mallory przeczesała je palcami. — Są strasznie niesforne i mają nieciekawy
kolor.
— Nieprawda. Włosy są twoją największą ozdobą...
— Tak, tak.
Lady Craige nie zwróciła uwagi na ironiczny ton głosu córki.
— Ich kolor wcale nie jest nieciekawy. Są gęste i mają jasne pasemka.
— Ale nie są jasne.
— Jesteś bardzo podobna do siostry twego ojca, Jennifer. Była wspaniałą
kobietą. Masz jej urodę, wdzięki temperament.
— Wcale nie jestem ładna, mamo... i mam piegi.
Lady Craige połoŜyła rękę na ramionach córki.
— I z piegami jesteś piękna. Pamiętaj, Ŝe rozkwitasz i jeszcze się zmieniasz,
kochanie. Poczekaj kilka lat. Kobiety z rodziny twojego ojca pięknieją z
wiekiem. — Pochyliła głowę tak, Ŝe zetknęł)r się czołami. — Wiem, Ŝe trudno
ci się pogodzić z tym małŜeństwem. Byłoby znacznie lepiej, gdybyście mieli
czas lepiej się poznać... ale, Mallory, czasami Ŝycie nie uklada się tak, jakbyśmy
sobie Ŝyczyli.
— Wolałabym, Ŝeby nie był taki... — Dziewczyna urwała, wyraźnie
zakłopotana.
— Przystojny — dokończyła za nią lady Craige. — Mallory, John Barron moŜe
sobie być bardzo urodziwy, ale tak jak wszyscy ma swoje wady. Nie zapominaj
o tym. Jego wygląd nie moŜe cięonieśmielać. — Zrobiła pauzę i po chwili
namysłu dodała: — Podoba m się jego głos. Ma bardzo ładne brzmienie, nie
uwaŜasz?
To prawda, pomyślała Mallory. ChociaŜ był jeszcze bardzo młody, miał głos
dojrzałego męŜczyzny. Intrygująco chrapliwy i głęboki, wzbudzał w niej
nieznane dotąd uczucia. Kiedy tego ranka stała obok Johna przed wielebnym
Sweeneyem, słuchając, jak skiada przysięgę małŜeńską, po raz pierwszy od
śmierci ukochanego ojca nie czuła się tak rozpaczliwie samotna.
Jeszcze raz spojrzała na łoŜe, tym razem wyczekująco. A jednak z tym
małŜeństwem coś było nie tak.
— Jakie wady masz na myśli, mamo? Dlaczego się ze mną oŜenił? PrzecieŜ w
swoim czasie i tak odziedziczyłby Craige Castie. Mógł poślubić kaŜdą kobietę,
którą chciał, a jednak jego ojciec nalegał, Ŝebyśmy się pobrali.
Lady Craige posmutniała. Zanim się odezwała, dłuŜszą chwilę bawiła się
niebiesko-złotymi wstąŜkami koronkowego czepka.
— Ach, to tylko plotka.
Mallory z przeraŜeniem pomyślała, Ŝe jej podejrzenia nie były bezpodstawne.
— Jaka plotka?
Pukanie do drzwi łączących sypialnię z olbrzymim salonem przyprawiło obie
kobiety o palpitacje serca.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]