[ Pobierz całość w formacie PDF ]
CATHERINE
ASARO
WIELKA
INWERSJA
CZĘŚĆ
PIERWSZA:
DELOS
Wyspa sanktuarium
C
hoć wiedziałam o Delos od czasów młodości, była to
moja pierwsza wizyta na tej planecie. Delos należał
do Planet Sojuszu Ziemskiego, który wytrwale podtrzy-
mywał neutralny stosunek wobec niewypowiedzianej
wojny między Handlarzami a moim ludem, Skolianami.
Mimo że wszyscy byliśmy ludźmi, nie mieliśmy ze sobą
wiele wspólnego. Być może dlatego Ziemia ogłosiła Delos
strefą neutralną, sanktuarium, miejscem, gdzie Hand-
larz i żołnierz skoliański mogli żyć obok siebie w har-
monii.
Jasne. Sęk w tym, że owa harmonia to był ich pomysł,
nie nasz. W życiu nie ujrzałbyś Skolianina żyjącego obok
Handlarza - w harmonii czy bez niej.
Tak czy owak, Delos znajdował się najbliżej sektora
kosmicznego, gdzie przeprowadzaliśmy ćwiczenia, które
miały zintegrować naszego najnowszego członka, Taasa,
z całą grupą - i to właśnie tam polecieliśmy, by odpo-
cząć i się odprężyć.
Wieczór był ciepły, gdy całą czwórką udaliśmy się na
spacer po Arkadzie. Wzdłuż chodnika ciągnęły się rzędy
straganów i sklepików. Z ich okapów zwisały drewnia-
ne dzwonki, klekoczące na wietrze, a ze szczytu każdego
dachu zwieńczonego wieżyczką wyrastał słup mierzący
 ku niebu. Zwisające z nich metalowe płytki dźwięczały
raźno, trącane wiatrem, a wygrywane przez nie melodie
mieszały się z gwarem tłumu przelewającego się ulicami.
Było to miejsce pełne śmiechu i radości, raj dla pięknych
kobiet strojnych w trzepoczące, żółte spódnice i dla ros-
łych młodzieńców w falujących spodniach, którzy się za
tymi kobietami uganiali.
Mimo tej sielanki, idąc chodnikiem, czułam niepo-
kój. Jego nervopleksowa powierzchnia bezustannie prze-
mieszczała się pod moimi stopami, aż złapałam się na
tym, że z całej siły zaciskam zęby. Najprawdopodob-
niej nervoplex skonstruowano po to, by ludziom żyło
się przyjemniej. Sieć włókien molekularnych i wplecio-
ne w nią nanochipy reagowały na rozmieszczenie wagi,
dzięki czemu chodnik mógł analizować ruchy przechod-
niów i wchodzić z nimi w interakcje, zupełnie jakby wy-
czuwał ich nastroje. Wielu ludzi przepadało za tym, ale
mnie doprowadzało to do szału.
Szliśmy we czwórkę - Rex, Helda, Taas i ja. Żałowa-
łam, że nie mogliśmy założyć naszych cywilnych ciu-
chów; w końcu nie byliśmy na służbie. Niestety, wszys-
cy mieliśmy na sobie mundury Jagernautów - czarne
spodnie z nogawkami wsuniętymi w czarne buty, czar-
ne kamizelki i czarne kurtki. Pośród owych barwnych
tłumów nasze uniformy przyciągały uwagę, niczym ka-
mienie wpadające do wody. Rzeka przechodniów
rozstę-powała się przed nami, zupełnie jakbyśmy byli
wielkimi głazami spiętrzającymi nurt. Mijający nas
ludzie głównie byli obywatelami Ziemi i istniały
niewielkie szanse, że kiedykolwiek widzieli Jagernautę,
nie mówiąc już o czterech naraz.
Rex zerknął na mnie, a jego diablo przystojną twarz
rozjaśnił uśmiech.
- Najwyższy czas, Soz, żebyś zaczęła wrzeszczeć i się
pienić. Okolica wyludniłaby się w try miga.
Obrzuciłam go niechętnym spojrzeniem. Szaleństwo
Jagernauty było popularnym motywem w holofilmach.
Byliśmy biomodyfikowanymi pilotami myśliwców, elitą
oficerów Imperialnych Sił Kosmicznych Skolii. Wizja, w
której jeden z nas wpada w amok i atakuje wszystkich w
zasięgu wzroku, przyniosła niejednemu reżyserowi
fortunę, co jednak nie przestawało nas drażnić.
- Zaraz sprawię, że sam zaczniesz wrzeszczeć! - burk
nęłam.
Rex wybuchnął śmiechem.
-
O, to brzmi ciekawie - powiedział.
-
Pamiętacie Gartha Bylera? - zapytała Helda ze
swym gardłowym akcentem.
-
Dostał się do Dieshańskiej Akademii Wojskowej,
kiedy jaja kończyłem - stwierdził Rex.
Kobieta pokiwała głową. Była zbudowana równie po-
tężnie jak jej rozmówca i górowała nade mną oraz nad
Taasem. Grube kosmyki włosów okalały jej twarz ni-
czym strąki miodorydzy.
- Trafił do prostownika - powiedziała.
Nervoplex pod moimi stopami zesztywniał. Zwolni-
łam, usiłując się odprężyć. W sumie nie miałam powodów,
żeby się spinać. Prostownik był slangowym zwrotem okre-
ślającym psychologa, do którego trafiali Jagernauci prze-
żywający załamanie nerwowe. Niemniej jeśli któryś z nas
pękał, co działo się częściej, niż dowództwo
ISK
przyzna-
wało, działo się to po cichu. A jeżeli pojawiała się agresja,
kierowaliśmy ją przeciwko sobie, a nie przeciw innym.
-
Co się z nim stało? - zapytał Taas.
-
Poszedł do szpitala - odparła Helda. - A potem rzu-
cił służbę.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • adbuxwork.keep.pl
  • Copyright (c) 2009 Życie jednak zamyka czasem rozdziały, czy tego chcemy, czy nie | Powered by Wordpress. Fresh News Theme by WooThemes - Premium Wordpress Themes.