[ Pobierz całość w formacie PDF ]
//-->Spis treściRozdział 1Rozdział 2Rozdział 3Rozdział 4Rozdział 5Rozdział 6Rozdział 7Rozdział 8Rozdział 9Rozdział 10Rozdział 11Rozdział 12Rozdział 13Rozdział 14Rozdział 15Rozdział 16Rozdział 17Rozdział 18Rozdział 19Tytuł oryginałuTÜRKISGRÜNER WINTERCopyright © 2012 by Carina Bartsch Copyright © 2015 for the Polish edition by Media Rodzina Sp. z o.o.Polskie wydanie opublikowano we współpracy z Agencją Literacką Ekstensa, www.ekstensa.com ierzähl:perspektive Literary Agency M. &K. Gröner GbR, www.erzaehlperspektive.deProjekt graficzny okładki Ewa Beniak-HaremskaWszelkie prawa zastrzeżone. Przedruk lub kopiowanie całości albo fragmentów książki – z wyjątkiemcytatów w artykułach i przeglądachkrytycznych – możliwe jest tylko na podstawie pisemnej zgody wydawcy.ISBN 978-83-8008-145-1Media Rodzina Sp. z o.o.ul. Pasieka 24, 61-657 Poznańtel. 61 827 08 60mediarodzina@mediarodzina.plwww.mediarodzina.plKonwersję do wersji elektronicznej wykonano w systemieZecer.ORozdział 1Inspektor Zimad tygodnia nic. Zupełnie nic.Żadnych prowokacyjnych SMS-ów, żadnych nocnych telefonów, żadnychodwiedzin w stylu„Znalazłem głupi powód, żeby do ciebie zajrzeć” – nic!Naprawdę kompletnie nic!W tym tygodniu trzykrotnie odwiedziłam Alex i dwukrotnie widziałamzaparkowanego przed wejściemdo kamienicy mustanga. Musiał być w domu. Gdyby jednak ktoś pomyślał, żewyjrzał ze swojego pokoju,choćby po to, żeby powiedzieć „cześć” – nie, nic takiego się nie wydarzyło.Można by uznać, żenadchodzi wojna atomowa, więc schował się niczym w bunkrze za zamkniętymidrzwiami i nie wyściubiłzza nich nosa. Raz nawet zaśmiałam się głośniej niż zwykle, żeby zasygnalizowaćmu moją obecność. Bezpowodzenia. Przez kilka ostatnich miesięcy nie mogłam się od niego opędzić, ateraz – nic!Co się stało? Czyżby stracił zainteresowanie? Czyżby zauważył, że się w nimzakochałam i że osiągnąłswój cel? To byłoby jednak z jego strony dość niemądre, bo ostatecznie niewielebrakowało, a w końcudostałby to, czego zawsze pragnął – seks.To po prostu nie miało sensu.Przemogłam się i pocałowałam go w policzek, a on zniknął bez wyjaśnienia. Czyto właśnie teraz niepowinno zacząć mu się spieszyć?Te pytania od zmierzchu do świtu nie dawały mi spokoju. O niczym innym niemogłam myśleć. Mniejwięcej pięćdziesiąt razy dziennie chwytałam komórkę tylko po to, by pięćdziesiątrazy wymazać wpisanytekst.– Czy możemy prosić o jeszcze jedną colę? – zawołał klient.Podskoczyłam z przestrachem.– Jasne, już się robi – odpowiedziałam i wyjęłam dłonie ze zlewu. Szklankę, którąskończyłam myć,odstawiłam do wyschnięcia.Nicolas zmarszczył czoło.– Czy ta szklanka nie miała kiedyś napisu?Popatrzyłam i zdębiałam. Najwyraźniej odrobinę za mocno ją wyszorowałam,myśląc o Elyasie…– To wszystko przez tę tanią chińską farbę – powiedziałam, spuściłam wzrok izabrałam się donalewania coli.Dzisiaj miała się odbyć impreza z okazji Halloween, na którą zaprosiła mnieSophie. Niestety, niktz moich kolegów z pracy nie miał ochoty mnie zastąpić, więc zamiast dopieszczaćwymyślny kostium,stałam za barem w Purpurowym Króliku. Była to jedna z nielicznych knajp,których wystrój nieprzypominał dziś krypty, co wyraźnie odbiło się na liczbie gości. W zwyczajnychokolicznościachimpreza niespecjalnie by mnie interesowała, ale niezrozumiałe zachowanie Elyasazmieniało postaćrzeczy. Na pewno się na nią wybierał.Jedyną osobą, której udawało się jakoś odciągnąć moje myśli od pana Głupka, byłLuca. Niestety, onrównież od kilku dni nie dawał znaku życia. Od niedzieli jego wiadomości byłycoraz krótsze, a odwtorku moja skrzynka pocztowa zionęła pustką. Napisał, że ma nerwowy czas imnóstwo pracy. I jamiałam w to uwierzyć? Wcześniej zawsze znajdował chwilę, żeby się do mnieodezwać.A może przestraszyła go prośba o przyspieszenie spotkania? Prawdę mówiąc,nawet na nią niezareagował. Napisał tylko, że porozmawiamy o tym innym razem.Jeśli to właśnie z tym miał problem, dlaczego po prostu mi tego nie zdradził?Wrzuciłam ścierkę do zlewu. Cholera, co im się nagle stało?! Czyżby wreszciezrozumieli, że niejestem nikim wyjątkowym? Jeśli tak, to wybrali sobie na to dziwny moment –cholernie dziwny, mówiącściślej. Dlaczego nie przyszło im to do głowy pięć miesięcy wcześniej?Westchnęłam i wytarłam opryskane wodą czoło.– Cześć, skarbie – zaświergotał znany mi głos.Eva. „Skarbie” na szczęście nie dotyczyło mnie, w przeciwnym razie to jamiałabym teraz w ustach jejjęzyk. To czułe określenie adresowane było do Nicolasa, który najwyraźniej dużobardziej cieszył sięz takiego powitania.– Tu się kompletnie nic nie dzieje – oceniła Eva.Moje modlitwy zostały wysłuchane, a publiczna wymiana płynów ustrojowychdobiegła końca.– Robimy tu za coś w rodzaju atrapy – odpowiedziałam.Usiadła na stołku barowym naprzeciwko mnie.– Dlaczego nie idziesz na imprezę?Czy wspomniałam już, że Eva i Alex bardzo dobrze się dogadywały? Miały takiesamo hobby: ciągnąćEmely za sobą tam, dokąd Emely wcale nie chce iść.– Nie mogę zostawić Nicolasa samego.– Jak długo trwa twoja zmiana?Rzuciłam okiem na zegar.– Jeszcze dwie godziny, a co?– I tak zamierzałam tu zostać. Mogę cię zastąpić – powiedziała.– Ty? O ile wiem, nigdy nie pracowałaś za barem.– I co z tego? Przecież to nie jest trudne. Umiem stać i dobrze wyglądać.– Nie mam co do tego wątpliwości. To miłe, Eva, ale ja nie wiem, czy na pewnochcę iść na tęimprezę.Westchnęła.– Gdyby życie toczyło się tak, jak sobie życzysz, jeszcze siedziałabyś w brzuchutwojej matki.– Teraz, kiedy wiem, jak wygląda świat na zewnątrz, sądzę, że byłaby to całkiemmądra decyzja! –Uniosłam podbródek, ona natomiast wzruszyła ramionami i spojrzała na mniewzrokiem w stylu „I co jamam z tobą zrobić?”. Nienawidziłam, kiedy to robiła. Nic, zupełnie nic nie miałaze mną robić.– Nie nastawiaj się tak. Na takich imprezach zwykle roi się od przystojniaków!Naprawdę się od nich roi? Znałam tylko jednego, ale to w zupełności miwystarczyło. Właśnie jegospotkałabym, gdybym wybrała się na imprezę. Czy tego chciałam? Głupie pytanie– oczywiście, że tak.Właściwie zadane brzmiało: Czy powinnam to robić?– Możliwe – odparłam. – Ale nawet jeśli podasz mi jeszcze dwadzieściaprzekonujących argumentów,ostatecznie polegniesz na informacji, że nie mam przebrania.– Co z tego?! Przecież nie lubisz kostiumów.– Oczywiście, że ich nie lubię, ale będę jedyną nieprzebraną osobą na tej imprezie.– Od kiedy masz problem z odróżnianiem się od innych? – Eva zaśmiała się ikrytycznym spojrzeniemomiotła mój strój.– Mimo wszystko nie jestem pewna, czy to dobry pomysł – wymamrotałam.– Możesz się nad tym spokojnie zastanowić – wtrącił się Nicolas. – Bo nieważne,czy tam pójdziesz,czy nie, tutaj nie będziesz już potrzebna. Kiedy wyjdą ostatni goście, zamknęknajpę. Dzisiaj i tak nikt jużnie przyjdzie.Pomyślałam o stosie książek, który czekał na mnie w domu.– Jesteś pewien? – zapytałam.– Tak. Jeśli coś się zmieni, moja myszka na pewno sobie poradzi, prawda? –Mrugnął do Evy.Wzruszyłam ramionami.– OK, skoro tak mówisz. Na pewno będę twoją dłużniczką.– Niepotrzebnie – powiedział. – Miłego wieczoru, Emely.Podziękowałam mu i wytarłam mokre dłonie w ręcznik. Dwadzieścia minutpóźniej dotarłam doswojego pokoju, zdjęłam z ramienia torbę-listonoszkę, wyjęłam komórkę iopadłam na łóżko. Spojrzeniena wyświetlacz podziałało na mnie trzeźwiąco, więc z westchnieniem rzuciłamurządzenie na poduszkę.Dlaczego, do cholery, nikt do mnie nie pisał?! Czy stało się coś, o czym niewiedziałam? To wszystkowydawało mi się bardzo dziwne.Co on wyczyniał?Prawdopodobnie właśnie podrywał inną, o wiele ładniejszą kobietę, z którą chciałspędzić noc. Taką,która nie zachowywała się tak, jak ja.Jęknęłam z niezadowoleniem.A może jednak powinnam pójść na tę imprezę? Tylko po to, żeby go zobaczyć?Teraz przynajmniejmiałam okazję…Nie! Powinnam się cieszyć, że się nie odzywa. W końcu właśnie tego chciałam.Powinnam być muwdzięczna, ponieważ w ten sposób pośrednio uratował mi życie. Właśnie!Decyzja zapadła, na pewnonie pójdę na tę imprezę!A może jednak powinnam?Nie! Koniec. Kropka.Dziesięć minut później grzebałam w szafie w poszukiwaniu ciuchów, którenadawałyby się na wyjście.Przewracałam i przewracałam, ale nic odpowiedniego nie chciało wpaść mi wręce. Jeśli nie miało tobyć przebranie, dobrze byłoby znaleźć coś choćby zbliżonego do kostiumu.Szukałam dalej, a obok rósłstos ubrań – nawet nie wiedziałam, że je mam. Byłam już bliska całkowitegozagrzebania się w szafie,kiedy pod jednym ze stosów dostrzegłam biały T-shirt. Wyciągnęłam go,rozłożyłam i przypomniałamsobie, że trzy, cztery lata wcześniej dostałam go w prezencie od Alex. Miałtaliowany krój, a podokrągłym dekoltem widniało hasło zapisane literami rodem z horrorów: „Bite me”.Przyglądałam mu sięprzez chwilę. Wcześniej nie nadarzyła się okazja, żeby go włożyć, ale na imprezęz okazji Halloweenbyła to najlepsza propozycja, jaką miała do zaoferowania moja szafa. Skinęłam [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl adbuxwork.keep.pl
//-->Spis treściRozdział 1Rozdział 2Rozdział 3Rozdział 4Rozdział 5Rozdział 6Rozdział 7Rozdział 8Rozdział 9Rozdział 10Rozdział 11Rozdział 12Rozdział 13Rozdział 14Rozdział 15Rozdział 16Rozdział 17Rozdział 18Rozdział 19Tytuł oryginałuTÜRKISGRÜNER WINTERCopyright © 2012 by Carina Bartsch Copyright © 2015 for the Polish edition by Media Rodzina Sp. z o.o.Polskie wydanie opublikowano we współpracy z Agencją Literacką Ekstensa, www.ekstensa.com ierzähl:perspektive Literary Agency M. &K. Gröner GbR, www.erzaehlperspektive.deProjekt graficzny okładki Ewa Beniak-HaremskaWszelkie prawa zastrzeżone. Przedruk lub kopiowanie całości albo fragmentów książki – z wyjątkiemcytatów w artykułach i przeglądachkrytycznych – możliwe jest tylko na podstawie pisemnej zgody wydawcy.ISBN 978-83-8008-145-1Media Rodzina Sp. z o.o.ul. Pasieka 24, 61-657 Poznańtel. 61 827 08 60mediarodzina@mediarodzina.plwww.mediarodzina.plKonwersję do wersji elektronicznej wykonano w systemieZecer.ORozdział 1Inspektor Zimad tygodnia nic. Zupełnie nic.Żadnych prowokacyjnych SMS-ów, żadnych nocnych telefonów, żadnychodwiedzin w stylu„Znalazłem głupi powód, żeby do ciebie zajrzeć” – nic!Naprawdę kompletnie nic!W tym tygodniu trzykrotnie odwiedziłam Alex i dwukrotnie widziałamzaparkowanego przed wejściemdo kamienicy mustanga. Musiał być w domu. Gdyby jednak ktoś pomyślał, żewyjrzał ze swojego pokoju,choćby po to, żeby powiedzieć „cześć” – nie, nic takiego się nie wydarzyło.Można by uznać, żenadchodzi wojna atomowa, więc schował się niczym w bunkrze za zamkniętymidrzwiami i nie wyściubiłzza nich nosa. Raz nawet zaśmiałam się głośniej niż zwykle, żeby zasygnalizowaćmu moją obecność. Bezpowodzenia. Przez kilka ostatnich miesięcy nie mogłam się od niego opędzić, ateraz – nic!Co się stało? Czyżby stracił zainteresowanie? Czyżby zauważył, że się w nimzakochałam i że osiągnąłswój cel? To byłoby jednak z jego strony dość niemądre, bo ostatecznie niewielebrakowało, a w końcudostałby to, czego zawsze pragnął – seks.To po prostu nie miało sensu.Przemogłam się i pocałowałam go w policzek, a on zniknął bez wyjaśnienia. Czyto właśnie teraz niepowinno zacząć mu się spieszyć?Te pytania od zmierzchu do świtu nie dawały mi spokoju. O niczym innym niemogłam myśleć. Mniejwięcej pięćdziesiąt razy dziennie chwytałam komórkę tylko po to, by pięćdziesiątrazy wymazać wpisanytekst.– Czy możemy prosić o jeszcze jedną colę? – zawołał klient.Podskoczyłam z przestrachem.– Jasne, już się robi – odpowiedziałam i wyjęłam dłonie ze zlewu. Szklankę, którąskończyłam myć,odstawiłam do wyschnięcia.Nicolas zmarszczył czoło.– Czy ta szklanka nie miała kiedyś napisu?Popatrzyłam i zdębiałam. Najwyraźniej odrobinę za mocno ją wyszorowałam,myśląc o Elyasie…– To wszystko przez tę tanią chińską farbę – powiedziałam, spuściłam wzrok izabrałam się donalewania coli.Dzisiaj miała się odbyć impreza z okazji Halloween, na którą zaprosiła mnieSophie. Niestety, niktz moich kolegów z pracy nie miał ochoty mnie zastąpić, więc zamiast dopieszczaćwymyślny kostium,stałam za barem w Purpurowym Króliku. Była to jedna z nielicznych knajp,których wystrój nieprzypominał dziś krypty, co wyraźnie odbiło się na liczbie gości. W zwyczajnychokolicznościachimpreza niespecjalnie by mnie interesowała, ale niezrozumiałe zachowanie Elyasazmieniało postaćrzeczy. Na pewno się na nią wybierał.Jedyną osobą, której udawało się jakoś odciągnąć moje myśli od pana Głupka, byłLuca. Niestety, onrównież od kilku dni nie dawał znaku życia. Od niedzieli jego wiadomości byłycoraz krótsze, a odwtorku moja skrzynka pocztowa zionęła pustką. Napisał, że ma nerwowy czas imnóstwo pracy. I jamiałam w to uwierzyć? Wcześniej zawsze znajdował chwilę, żeby się do mnieodezwać.A może przestraszyła go prośba o przyspieszenie spotkania? Prawdę mówiąc,nawet na nią niezareagował. Napisał tylko, że porozmawiamy o tym innym razem.Jeśli to właśnie z tym miał problem, dlaczego po prostu mi tego nie zdradził?Wrzuciłam ścierkę do zlewu. Cholera, co im się nagle stało?! Czyżby wreszciezrozumieli, że niejestem nikim wyjątkowym? Jeśli tak, to wybrali sobie na to dziwny moment –cholernie dziwny, mówiącściślej. Dlaczego nie przyszło im to do głowy pięć miesięcy wcześniej?Westchnęłam i wytarłam opryskane wodą czoło.– Cześć, skarbie – zaświergotał znany mi głos.Eva. „Skarbie” na szczęście nie dotyczyło mnie, w przeciwnym razie to jamiałabym teraz w ustach jejjęzyk. To czułe określenie adresowane było do Nicolasa, który najwyraźniej dużobardziej cieszył sięz takiego powitania.– Tu się kompletnie nic nie dzieje – oceniła Eva.Moje modlitwy zostały wysłuchane, a publiczna wymiana płynów ustrojowychdobiegła końca.– Robimy tu za coś w rodzaju atrapy – odpowiedziałam.Usiadła na stołku barowym naprzeciwko mnie.– Dlaczego nie idziesz na imprezę?Czy wspomniałam już, że Eva i Alex bardzo dobrze się dogadywały? Miały takiesamo hobby: ciągnąćEmely za sobą tam, dokąd Emely wcale nie chce iść.– Nie mogę zostawić Nicolasa samego.– Jak długo trwa twoja zmiana?Rzuciłam okiem na zegar.– Jeszcze dwie godziny, a co?– I tak zamierzałam tu zostać. Mogę cię zastąpić – powiedziała.– Ty? O ile wiem, nigdy nie pracowałaś za barem.– I co z tego? Przecież to nie jest trudne. Umiem stać i dobrze wyglądać.– Nie mam co do tego wątpliwości. To miłe, Eva, ale ja nie wiem, czy na pewnochcę iść na tęimprezę.Westchnęła.– Gdyby życie toczyło się tak, jak sobie życzysz, jeszcze siedziałabyś w brzuchutwojej matki.– Teraz, kiedy wiem, jak wygląda świat na zewnątrz, sądzę, że byłaby to całkiemmądra decyzja! –Uniosłam podbródek, ona natomiast wzruszyła ramionami i spojrzała na mniewzrokiem w stylu „I co jamam z tobą zrobić?”. Nienawidziłam, kiedy to robiła. Nic, zupełnie nic nie miałaze mną robić.– Nie nastawiaj się tak. Na takich imprezach zwykle roi się od przystojniaków!Naprawdę się od nich roi? Znałam tylko jednego, ale to w zupełności miwystarczyło. Właśnie jegospotkałabym, gdybym wybrała się na imprezę. Czy tego chciałam? Głupie pytanie– oczywiście, że tak.Właściwie zadane brzmiało: Czy powinnam to robić?– Możliwe – odparłam. – Ale nawet jeśli podasz mi jeszcze dwadzieściaprzekonujących argumentów,ostatecznie polegniesz na informacji, że nie mam przebrania.– Co z tego?! Przecież nie lubisz kostiumów.– Oczywiście, że ich nie lubię, ale będę jedyną nieprzebraną osobą na tej imprezie.– Od kiedy masz problem z odróżnianiem się od innych? – Eva zaśmiała się ikrytycznym spojrzeniemomiotła mój strój.– Mimo wszystko nie jestem pewna, czy to dobry pomysł – wymamrotałam.– Możesz się nad tym spokojnie zastanowić – wtrącił się Nicolas. – Bo nieważne,czy tam pójdziesz,czy nie, tutaj nie będziesz już potrzebna. Kiedy wyjdą ostatni goście, zamknęknajpę. Dzisiaj i tak nikt jużnie przyjdzie.Pomyślałam o stosie książek, który czekał na mnie w domu.– Jesteś pewien? – zapytałam.– Tak. Jeśli coś się zmieni, moja myszka na pewno sobie poradzi, prawda? –Mrugnął do Evy.Wzruszyłam ramionami.– OK, skoro tak mówisz. Na pewno będę twoją dłużniczką.– Niepotrzebnie – powiedział. – Miłego wieczoru, Emely.Podziękowałam mu i wytarłam mokre dłonie w ręcznik. Dwadzieścia minutpóźniej dotarłam doswojego pokoju, zdjęłam z ramienia torbę-listonoszkę, wyjęłam komórkę iopadłam na łóżko. Spojrzeniena wyświetlacz podziałało na mnie trzeźwiąco, więc z westchnieniem rzuciłamurządzenie na poduszkę.Dlaczego, do cholery, nikt do mnie nie pisał?! Czy stało się coś, o czym niewiedziałam? To wszystkowydawało mi się bardzo dziwne.Co on wyczyniał?Prawdopodobnie właśnie podrywał inną, o wiele ładniejszą kobietę, z którą chciałspędzić noc. Taką,która nie zachowywała się tak, jak ja.Jęknęłam z niezadowoleniem.A może jednak powinnam pójść na tę imprezę? Tylko po to, żeby go zobaczyć?Teraz przynajmniejmiałam okazję…Nie! Powinnam się cieszyć, że się nie odzywa. W końcu właśnie tego chciałam.Powinnam być muwdzięczna, ponieważ w ten sposób pośrednio uratował mi życie. Właśnie!Decyzja zapadła, na pewnonie pójdę na tę imprezę!A może jednak powinnam?Nie! Koniec. Kropka.Dziesięć minut później grzebałam w szafie w poszukiwaniu ciuchów, którenadawałyby się na wyjście.Przewracałam i przewracałam, ale nic odpowiedniego nie chciało wpaść mi wręce. Jeśli nie miało tobyć przebranie, dobrze byłoby znaleźć coś choćby zbliżonego do kostiumu.Szukałam dalej, a obok rósłstos ubrań – nawet nie wiedziałam, że je mam. Byłam już bliska całkowitegozagrzebania się w szafie,kiedy pod jednym ze stosów dostrzegłam biały T-shirt. Wyciągnęłam go,rozłożyłam i przypomniałamsobie, że trzy, cztery lata wcześniej dostałam go w prezencie od Alex. Miałtaliowany krój, a podokrągłym dekoltem widniało hasło zapisane literami rodem z horrorów: „Bite me”.Przyglądałam mu sięprzez chwilę. Wcześniej nie nadarzyła się okazja, żeby go włożyć, ale na imprezęz okazji Halloweenbyła to najlepsza propozycja, jaką miała do zaoferowania moja szafa. Skinęłam [ Pobierz całość w formacie PDF ]