[ Pobierz całość w formacie PDF ]
CAMILLA LÄCKBERGKAMIENIARZ(Stenhuggaren)Tłumaczenie Inga SawickaWydanie polskie: 2010Wydanie oryginalne: 2005UllemuDużo szczęciaA także MańciDużo zdrowja* * *Kiedy to się łowiło homary, nie to co dzi. Dawniej to była harówkadla zawodowych rybaków. Teraz letnicy przyjeżdżajš, żeby przeztydzień połowić dla przyjemnoci. A w dodatku nic sobie nie robišz okresów ochronnych. Oj, napatrzył się przez lata, na przykład nawycišgane ukradkiem szczoteczki do usuwania jajeczek z odwłokówsamic, żeby połów wyglšdał na legalny. Okradali cudze więcierze.Niektórzy nawet nurkowali i wycišgali z nich homary gołymi rękami.Do czego to jeszcze dojdzie! Czyżby koniec z poczuciem przyzwoitoci?Pewnego razu wycišgnšł z więcierza butelkę koniaku. Kto jš podłożyłw zamian za nieznanš liczbę homarów. W tym przypadku złodziej miałswój honor, a przynajmniej poczucie humoru.Wycišgajšc więcierze, Frans Bengtsson westchnšł głęboko, ale jużprzy pierwszym rozjanił się na widok dwóch dorodnych homarów.Wiedział, gdzie szukać, i miał kilka stałych miejsc, gdzie połów zawszesię udawał.Po opróżnieniu trzech więcierzy miał przed sobš sporš kupkęskorupiaków. Nie rozumiał, dlaczego osišgajš tak niebotyczne ceny.Choć nie budziły w nim obrzydzenia, na obiad wolałby zjeć naprzykład ledzia, bo i smaczniejszy, i cena odpowiedniejsza. Ale o tejporze roku dochody z połowu homarów były pożšdanym dodatkiemdo emerytury.Ostatni więcierz się zacišł. Żeby go wycišgnšć, musiał dlarównowagi zaprzeć się nogš o reling. Więcierz w końcu puciłi Bengtsson spojrzał ponad burtš, by sprawdzić, czy go nie uszkodził.Pokazał się jednak nie więcierz: niespokojnš powierzchnię wodyprzecięła skierowana ku niebu biała dłoń.W pierwszym odruchu Bengtsson pucił linkę i to, co zobaczył,opadło na dno razem z więcierzem. Zwyciężyło jednak wieloletniedowiadczenie i znów pocišgnšł linę. Miał jeszcze sporo sił i teraz byłymu naprawdę potrzebne. Musiał się mocno zaprzeć, żeby przecišgnšćmakabryczne znalezisko przez burtę. Ale naprawdę się przeraziłdopiero wtedy, gdy blade, ociekajšce wodš zwłoki głucho uderzyłyo dno łodzi. Zobaczył bowiem, że wycišgnšł dziecko, dziewczynkę.Długie włosy oblepiły jej twarz, wargi miała tego samego koloru coskierowane ku niebu niebieskie, niewidzšce oczy.Frans Bengtsson rzucił się do burty i zwymiotował.Patrik nigdy by nie przypuszczał, że można być aż tak zmęczonym.Wyobrażenia, że w pierwszym okresie życia niemowlęta głównie piš,w cišgu ostatnich dwóch miesięcy rozpadły się w proch. Przeczesałpalcami krótkie, kasztanowe włosy, ale tylko jeszcze bardziej jerozczochrał. Jego zmęczenia i tak nie dało się porównać z wyczerpaniemEriki. Oszczędzone mu były chociażby częste nocne karmienia. Martwiłsię o niš. Nie mógł sobie przypomnieć, żeby od powrotu z porodówkichoć raz się umiechnęła. Obwódki wokół jej oczu ciemniały i robiły sięcoraz głębsze. Co rano widział w jej oczach desperację i było muprzykro, że zostawia jš w domu samš z dzieckiem. Z drugiej stronymusiał przyznać, że z ulgš wraca do znajomego wiata dorosłych.Kochał Maję ponad wszystko, ale pojawienie się dziecka okazało sięrównoznaczne z wkroczeniem na nowy, nieznany teren, gdzie zakażdym rogiem czaiły się nowe napięcia. Dlaczego nie pi? Dlaczegopłacze? Może jej za ciepło? Za zimno? Co znaczy ta wysypka?Z dorosłym łobuzem wiedziałby, jak się obchodzić.Patrzył tępo na leżšce przed nim papiery. Miał wrażenie, jakbymózg oplatała mu pajęczyna. Żeby móc pracować, powinien jš najpierwusunšć. Na dwięk telefonu aż podskoczył. Zanim w końcu podniósłsłuchawkę, rozległy się trzy sygnały.Słucham, Patrik Hedström.Dziesięć minut póniej chwycił wiszšcš na wieszaku koło drzwikurtkę i pospieszył do pokoju Martina Malina.Słuchaj, jaki goć łowił homary i wycišgnšł trupa.Gdzie? zapytał zaskoczony Martin. Dramatyczna wiadomoćzakłóciła spokojny poniedziałkowy poranek na komisariacie policjiw Tanumshede.Na wysokoci Fjällbacki. Przycumował przy pomocie przy IngridBergmans torg. Jedziemy tam. Karetka jest już w drodze.Martinowi nie trzeba było dwa razy powtarzać. On również chwyciłkurtkę, niezbędnš na tę ponurš, padziernikowš pogodę, i ruszył zaPatrikiem do samochodu. Do Fjällbacki jechali bardzo szybko. Martinkurczowo trzymał się uchwytu nad drzwiami, bo na ostrych zakrętachsamochód niebezpiecznie zbliżał się do pobocza.Co to jest? Utonięcie, wypadek? spytał Martin.A skšd mam wiedzieć? odparł Patrik i od razu pożałowałopryskliwego tonu.Przepraszam, jestem niewyspany.Nie szkodzi. Wybaczenie przyszło Martinowi tym łatwiej, żePatrik już od kilku tygodni le wyglšdał.Wiem tylko tyle, że znaleziono jš godzinę temu. Według tegogocia nie leżała w wodzie długo. Zresztš zaraz się przekonamypowiedział Patrik. Zjechał z Galärbacken w kierunku pomostu, przyktórym cumowała drewniana łód.Ona?Tak, dziewczynka, dziecko.O cholera powiedział Martin. W tym momencie pożałował, żenie poszedł za pierwszym odruchem i zamiast jechać do pracy, niezostał w domu, w łóżku, z Piš.Zaparkowali przed kafejkš przy pomocie i ruszyli w kierunkułodzi. O dziwo, nikt jeszcze nie spostrzegł, co się stało, i nie trzeba byłorozganiać gapiów.Leży w łodzi powiedział Bengtsson, wychodzšc im naprzeciw.Nie chciałem jej niepotrzebnie ruszać.Na twarzy starego Patrik dostrzegł dobrze znanš mu bladoć. Onzawsze tak wyglšdał, kiedy musiał patrzeć na zwłoki.Gdzie jš pan znalazł? zapytał Patrik, aby jeszcze na chwilęodwlec moment, gdy będzie musiał spojrzeć na zwłoki dziecka. Mocnociskało go w dołku.Koło Porsholmen. Od południa. Zaczepiła o linę mojego pištegowięcierza. Gdyby nie to, pewnie długo bymy jej jeszcze nie zobaczyli,zwłaszcza gdyby pršd porwał jš w morze.Patrika nie zdziwiło, że stary wie, jak zachowuje się w morzumartwe ciało. Starsi ludzie wiedzieli, że najpierw tonie, a potem,w miarę jak wypełniajš je gazy, stopniowo wypływa na powierzchnię.Dopiero po jakim czasie znów opada w głšb. W dawnych czasachutonięcia były dla rybaków czym zwyczajnym i Frans zapewne wielerazy uczestniczył w poszukiwaniu kolegów.Jakby na potwierdzenie rybak powiedział:Nie mogła leżeć w wodzie długo. Jeszcze nie zaczęła wypływać.Patrik kiwnšł głowš.Tak, mówił mi pan przez telefon. Obejrzyjmy jš.Martin i Patrik powoli przeszli na koniec pomostu, gdzie cumowałałód. Dopiero gdy dochodzili, mogli zobaczyć, co leży za burtš, na dniełodzi. Wcišgnięte przez starego ciało dziewczynki leżało na brzuchu.Twarzy nie było widać, tylko splštane, mokre włosy.Jest karetka, niech oni jš odwrócš.Martin przytaknšł niewyranie. Był bardzo blady, przez co piegii rudawe włosy wydawały się jeszcze ciemniejsze. Widać było, że mamdłoci. Patrik kiwnšł rękš na sanitariuszy. Niespiesznie wycišgnęlinosze z karetki i ruszyli w ich kierunku.Utonięcie? Jeden z sanitariuszy pytajšco kiwnšł głowšw kierunku łodzi.Na to wyglšda odpowiedział Patrik. Zobaczymy, co powiepatolog. Tak czy inaczej, już nie możecie jej pomóc. Trzeba jš zabrać.Tak, wiemy odparł mężczyzna. Najpierw jš przeniesiemy nanosze.Patrik skinšł głowš. Zawsze był zdania, że w tej służbienajprzykrzejsze sš wypadki, w których ginš dzieci, a od kiedy sam miałdziecko, znosił to jeszcze gorzej. Serce mu się cisnęło na samš myl, żepo ustaleniu tożsamoci dziewczynki trzeba będzie zawiadomić jejrodziców i przewrócić im życie do góry nogami.Sanitariusze wskoczyli do łodzi, przygotowujšc się do przeniesieniaciała na pomost. Jeden z nich obrócił je ostrożnie na plecy. Rozrzuconemokre włosy okalały twarz dziewczynki jak wachlarz. Szklane oczywpatrywały się w pędzšce po niebie ołowiane chmury.Patrik najpierw odwrócił się, by nie patrzeć. Po chwili jednakniechętnie spojrzał. Jakby mu kto cisnšł serce.Nie, tylko nie to!Martin spojrzał ze zdziwieniem, i wreszcie do niego dotarło.Znasz jš?Patrik w milczeniu skinšł głowš.Strömstad 1923Nie odważyłaby się powiedzieć tego głono, ale czasem mylała, żedobrze się stało, że matka zmarła przy porodzie. Miała bowiem ojcatylko dla siebie. Tymczasem matki, z tego co słyszała, nie mogłaby takłatwo owinšć sobie wokół palca. Ojciec natomiast nie potrafił jej niczegoodmówić i Agnes wykorzystywała to z całš premedytacjš. Życzliwiczęć krewnych i przyjaciół zwracali mu na to uwagę. Wtedy ojciecpróbował opierać się jej probom, ale w końcu, prędzej czy póniej,ulegał. Wystarczył widok licznej buzi, wielkich oczu i łez spływajšcychpo policzkach. Kiedy sprawy zaszły tak daleko, topniało mu sercei córka dostawała, co chciała.Doprowadziło to do tego, że w wieku dziewiętnastu lat Agnes byłabezprzykładnie rozpuszczona. Wielu sporód jej znajomych dodałoby,że jest w niej również co złego. Głównie dziewczęta poważały się na tostwierdzenie. Chłopcy, jak odkryła Agnes, rzadko zwracali uwagę nacokolwiek innego poza jej pięknš buziš, wielkimi oczami i długimigęstymi włosami. Ojciec dawał jej wszystko, czego zapragnęła.Ich willa, stojšca na szczycie wzgórza z widokiem na morze,należała do najokazalszych w Strömstad. Została kupiona za pienišdzepochodzšce ze spadku odziedziczonego przez matkę, a częciowoz majštku, który ojciec zbił na przemyle kamieniarskim. Raz niewielebrakowało, a straciłby wszystko. Było to podczas strajku w 1914 roku,gdy kami... [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl adbuxwork.keep.pl
CAMILLA LÄCKBERGKAMIENIARZ(Stenhuggaren)Tłumaczenie Inga SawickaWydanie polskie: 2010Wydanie oryginalne: 2005UllemuDużo szczęciaA także MańciDużo zdrowja* * *Kiedy to się łowiło homary, nie to co dzi. Dawniej to była harówkadla zawodowych rybaków. Teraz letnicy przyjeżdżajš, żeby przeztydzień połowić dla przyjemnoci. A w dodatku nic sobie nie robišz okresów ochronnych. Oj, napatrzył się przez lata, na przykład nawycišgane ukradkiem szczoteczki do usuwania jajeczek z odwłokówsamic, żeby połów wyglšdał na legalny. Okradali cudze więcierze.Niektórzy nawet nurkowali i wycišgali z nich homary gołymi rękami.Do czego to jeszcze dojdzie! Czyżby koniec z poczuciem przyzwoitoci?Pewnego razu wycišgnšł z więcierza butelkę koniaku. Kto jš podłożyłw zamian za nieznanš liczbę homarów. W tym przypadku złodziej miałswój honor, a przynajmniej poczucie humoru.Wycišgajšc więcierze, Frans Bengtsson westchnšł głęboko, ale jużprzy pierwszym rozjanił się na widok dwóch dorodnych homarów.Wiedział, gdzie szukać, i miał kilka stałych miejsc, gdzie połów zawszesię udawał.Po opróżnieniu trzech więcierzy miał przed sobš sporš kupkęskorupiaków. Nie rozumiał, dlaczego osišgajš tak niebotyczne ceny.Choć nie budziły w nim obrzydzenia, na obiad wolałby zjeć naprzykład ledzia, bo i smaczniejszy, i cena odpowiedniejsza. Ale o tejporze roku dochody z połowu homarów były pożšdanym dodatkiemdo emerytury.Ostatni więcierz się zacišł. Żeby go wycišgnšć, musiał dlarównowagi zaprzeć się nogš o reling. Więcierz w końcu puciłi Bengtsson spojrzał ponad burtš, by sprawdzić, czy go nie uszkodził.Pokazał się jednak nie więcierz: niespokojnš powierzchnię wodyprzecięła skierowana ku niebu biała dłoń.W pierwszym odruchu Bengtsson pucił linkę i to, co zobaczył,opadło na dno razem z więcierzem. Zwyciężyło jednak wieloletniedowiadczenie i znów pocišgnšł linę. Miał jeszcze sporo sił i teraz byłymu naprawdę potrzebne. Musiał się mocno zaprzeć, żeby przecišgnšćmakabryczne znalezisko przez burtę. Ale naprawdę się przeraziłdopiero wtedy, gdy blade, ociekajšce wodš zwłoki głucho uderzyłyo dno łodzi. Zobaczył bowiem, że wycišgnšł dziecko, dziewczynkę.Długie włosy oblepiły jej twarz, wargi miała tego samego koloru coskierowane ku niebu niebieskie, niewidzšce oczy.Frans Bengtsson rzucił się do burty i zwymiotował.Patrik nigdy by nie przypuszczał, że można być aż tak zmęczonym.Wyobrażenia, że w pierwszym okresie życia niemowlęta głównie piš,w cišgu ostatnich dwóch miesięcy rozpadły się w proch. Przeczesałpalcami krótkie, kasztanowe włosy, ale tylko jeszcze bardziej jerozczochrał. Jego zmęczenia i tak nie dało się porównać z wyczerpaniemEriki. Oszczędzone mu były chociażby częste nocne karmienia. Martwiłsię o niš. Nie mógł sobie przypomnieć, żeby od powrotu z porodówkichoć raz się umiechnęła. Obwódki wokół jej oczu ciemniały i robiły sięcoraz głębsze. Co rano widział w jej oczach desperację i było muprzykro, że zostawia jš w domu samš z dzieckiem. Z drugiej stronymusiał przyznać, że z ulgš wraca do znajomego wiata dorosłych.Kochał Maję ponad wszystko, ale pojawienie się dziecka okazało sięrównoznaczne z wkroczeniem na nowy, nieznany teren, gdzie zakażdym rogiem czaiły się nowe napięcia. Dlaczego nie pi? Dlaczegopłacze? Może jej za ciepło? Za zimno? Co znaczy ta wysypka?Z dorosłym łobuzem wiedziałby, jak się obchodzić.Patrzył tępo na leżšce przed nim papiery. Miał wrażenie, jakbymózg oplatała mu pajęczyna. Żeby móc pracować, powinien jš najpierwusunšć. Na dwięk telefonu aż podskoczył. Zanim w końcu podniósłsłuchawkę, rozległy się trzy sygnały.Słucham, Patrik Hedström.Dziesięć minut póniej chwycił wiszšcš na wieszaku koło drzwikurtkę i pospieszył do pokoju Martina Malina.Słuchaj, jaki goć łowił homary i wycišgnšł trupa.Gdzie? zapytał zaskoczony Martin. Dramatyczna wiadomoćzakłóciła spokojny poniedziałkowy poranek na komisariacie policjiw Tanumshede.Na wysokoci Fjällbacki. Przycumował przy pomocie przy IngridBergmans torg. Jedziemy tam. Karetka jest już w drodze.Martinowi nie trzeba było dwa razy powtarzać. On również chwyciłkurtkę, niezbędnš na tę ponurš, padziernikowš pogodę, i ruszył zaPatrikiem do samochodu. Do Fjällbacki jechali bardzo szybko. Martinkurczowo trzymał się uchwytu nad drzwiami, bo na ostrych zakrętachsamochód niebezpiecznie zbliżał się do pobocza.Co to jest? Utonięcie, wypadek? spytał Martin.A skšd mam wiedzieć? odparł Patrik i od razu pożałowałopryskliwego tonu.Przepraszam, jestem niewyspany.Nie szkodzi. Wybaczenie przyszło Martinowi tym łatwiej, żePatrik już od kilku tygodni le wyglšdał.Wiem tylko tyle, że znaleziono jš godzinę temu. Według tegogocia nie leżała w wodzie długo. Zresztš zaraz się przekonamypowiedział Patrik. Zjechał z Galärbacken w kierunku pomostu, przyktórym cumowała drewniana łód.Ona?Tak, dziewczynka, dziecko.O cholera powiedział Martin. W tym momencie pożałował, żenie poszedł za pierwszym odruchem i zamiast jechać do pracy, niezostał w domu, w łóżku, z Piš.Zaparkowali przed kafejkš przy pomocie i ruszyli w kierunkułodzi. O dziwo, nikt jeszcze nie spostrzegł, co się stało, i nie trzeba byłorozganiać gapiów.Leży w łodzi powiedział Bengtsson, wychodzšc im naprzeciw.Nie chciałem jej niepotrzebnie ruszać.Na twarzy starego Patrik dostrzegł dobrze znanš mu bladoć. Onzawsze tak wyglšdał, kiedy musiał patrzeć na zwłoki.Gdzie jš pan znalazł? zapytał Patrik, aby jeszcze na chwilęodwlec moment, gdy będzie musiał spojrzeć na zwłoki dziecka. Mocnociskało go w dołku.Koło Porsholmen. Od południa. Zaczepiła o linę mojego pištegowięcierza. Gdyby nie to, pewnie długo bymy jej jeszcze nie zobaczyli,zwłaszcza gdyby pršd porwał jš w morze.Patrika nie zdziwiło, że stary wie, jak zachowuje się w morzumartwe ciało. Starsi ludzie wiedzieli, że najpierw tonie, a potem,w miarę jak wypełniajš je gazy, stopniowo wypływa na powierzchnię.Dopiero po jakim czasie znów opada w głšb. W dawnych czasachutonięcia były dla rybaków czym zwyczajnym i Frans zapewne wielerazy uczestniczył w poszukiwaniu kolegów.Jakby na potwierdzenie rybak powiedział:Nie mogła leżeć w wodzie długo. Jeszcze nie zaczęła wypływać.Patrik kiwnšł głowš.Tak, mówił mi pan przez telefon. Obejrzyjmy jš.Martin i Patrik powoli przeszli na koniec pomostu, gdzie cumowałałód. Dopiero gdy dochodzili, mogli zobaczyć, co leży za burtš, na dniełodzi. Wcišgnięte przez starego ciało dziewczynki leżało na brzuchu.Twarzy nie było widać, tylko splštane, mokre włosy.Jest karetka, niech oni jš odwrócš.Martin przytaknšł niewyranie. Był bardzo blady, przez co piegii rudawe włosy wydawały się jeszcze ciemniejsze. Widać było, że mamdłoci. Patrik kiwnšł rękš na sanitariuszy. Niespiesznie wycišgnęlinosze z karetki i ruszyli w ich kierunku.Utonięcie? Jeden z sanitariuszy pytajšco kiwnšł głowšw kierunku łodzi.Na to wyglšda odpowiedział Patrik. Zobaczymy, co powiepatolog. Tak czy inaczej, już nie możecie jej pomóc. Trzeba jš zabrać.Tak, wiemy odparł mężczyzna. Najpierw jš przeniesiemy nanosze.Patrik skinšł głowš. Zawsze był zdania, że w tej służbienajprzykrzejsze sš wypadki, w których ginš dzieci, a od kiedy sam miałdziecko, znosił to jeszcze gorzej. Serce mu się cisnęło na samš myl, żepo ustaleniu tożsamoci dziewczynki trzeba będzie zawiadomić jejrodziców i przewrócić im życie do góry nogami.Sanitariusze wskoczyli do łodzi, przygotowujšc się do przeniesieniaciała na pomost. Jeden z nich obrócił je ostrożnie na plecy. Rozrzuconemokre włosy okalały twarz dziewczynki jak wachlarz. Szklane oczywpatrywały się w pędzšce po niebie ołowiane chmury.Patrik najpierw odwrócił się, by nie patrzeć. Po chwili jednakniechętnie spojrzał. Jakby mu kto cisnšł serce.Nie, tylko nie to!Martin spojrzał ze zdziwieniem, i wreszcie do niego dotarło.Znasz jš?Patrik w milczeniu skinšł głowš.Strömstad 1923Nie odważyłaby się powiedzieć tego głono, ale czasem mylała, żedobrze się stało, że matka zmarła przy porodzie. Miała bowiem ojcatylko dla siebie. Tymczasem matki, z tego co słyszała, nie mogłaby takłatwo owinšć sobie wokół palca. Ojciec natomiast nie potrafił jej niczegoodmówić i Agnes wykorzystywała to z całš premedytacjš. Życzliwiczęć krewnych i przyjaciół zwracali mu na to uwagę. Wtedy ojciecpróbował opierać się jej probom, ale w końcu, prędzej czy póniej,ulegał. Wystarczył widok licznej buzi, wielkich oczu i łez spływajšcychpo policzkach. Kiedy sprawy zaszły tak daleko, topniało mu sercei córka dostawała, co chciała.Doprowadziło to do tego, że w wieku dziewiętnastu lat Agnes byłabezprzykładnie rozpuszczona. Wielu sporód jej znajomych dodałoby,że jest w niej również co złego. Głównie dziewczęta poważały się na tostwierdzenie. Chłopcy, jak odkryła Agnes, rzadko zwracali uwagę nacokolwiek innego poza jej pięknš buziš, wielkimi oczami i długimigęstymi włosami. Ojciec dawał jej wszystko, czego zapragnęła.Ich willa, stojšca na szczycie wzgórza z widokiem na morze,należała do najokazalszych w Strömstad. Została kupiona za pienišdzepochodzšce ze spadku odziedziczonego przez matkę, a częciowoz majštku, który ojciec zbił na przemyle kamieniarskim. Raz niewielebrakowało, a straciłby wszystko. Było to podczas strajku w 1914 roku,gdy kami... [ Pobierz całość w formacie PDF ]