[ Pobierz całość w formacie PDF ]
1
Może o mnie słyszeliście. Ale nie obrażę się, jeżeli nie.
Zresztą chyba nawet tak bym wolała.
A mogliście o mnie słyszeć, bo to mnie prasa nazwała
„dziewczyną od pioruna". Kiedy kilka lat temu uderzył we mnie
piorun, zyskałam zdolności parapsychiczne, dzięki którym po
trafiłam odnajdywać zaginionych ludzi we śnie.
Było wtedy o tym dość głośno. Przynajmniej w Indianie,
skąd pochodzę. Nakręcili nawet serial telewizyjny na podstawie
historii mojego życia. Nie był na nim oparty zbyt dokładnie. To
znaczy, mnóstwo rzeczy zmyślili. Na przykład, że pojechałam
do Quantico szkolić się na agentkę FBI. Wcale tak nie było.
Aha, i w serialu uśmiercili też mojego tatę. W rzeczywistości
żyje i ma się świetnie.
Ale nie miałam do nich pretensji (chociaż tata nie był specjal
nie zachwycony), bo za serial mi zapłacili. Za prawo do wyko
rzystania mojego nazwiska, mojej historii i inne takie. Na koniec
zrobiło się z tego sporo pieniędzy, mimo że serial pokazują tylko
w kablówce i to nawet nie w którejś z głównych stacji.
Rodzice realizują czeki, które dostaję co miesiąc, i inwestują
je w moim imieniu. Nie musiałam jeszcze naruszyć tego kapi
tału. Wydaję tylko od czasu do czasu trochę odsetek, kiedy nie
7
N
azywam się Jessica Mastriani.
starcza mi kasy najedzenie albo czynsz czy coś takiego. Co wca
le ostatnio tak często się nie zdarza, bo mam pracę na lato, i tak
dalej. Może nie najlepszą pracę pod słońcem. Ale przynajmniej
nie pracuję dla FBI, jak w tym serialu o moim życiu.
Pracowałam dla nich przez jakiś czas. Mają tam specjalny
wydział, którego szefem jest taki jeden facet, Cyrus Krantz. Pra
cowałam tam przez prawie rok.
Widzicie, to wcale nie miało tak wyglądać. To znaczy, moje
życie. Zaczęło się od tego uderzenia pioruna. Przecież zupełnie
tego nie planowałam. Bo nikt - a przynajmniej nikt przy zdro
wych zmysłach - nie chciałby zostać trafiony przez piorun i zy
skać zdolności parapsychiczne, bo - możecie mi wierzyć w tej
sprawie - to jest totalna beznadzieja. To znaczy, ludzie, którym
pomogłam, pewnie to doceniają. Ale ja sama nie miałam z tego
żadnej większej frajdy, przysięgam.
A potem zaczęła się wojna. Tak jak piorun uderzyła zniena
cka. I jak piorun zmieniła wszystko. Nie tylko dlatego, że nagle
ludzie przy naszej ulicy wywieszali przed domami amerykańskie
flagi i że dwadzieścia cztery godziny na dobę, jak przymurowani,
wgapialiśmy się w CNN. Dla mnie zmieniło się o wiele więcej. Ja
przecież nawet jeszcze wtedy nie skończyłam liceum, a Wuj Sam
i tak zwrócił się do mnie: „Jesteś nam potrzebna".
Problem w tym, że oni mnie naprawdę potrzebowali. Umie
rali niewinni ludzie. Co ja miałam zrobić, odmówić?
Chociaż, prawdę mówiąc, z początku próbowałam odma
wiać. Aż wreszcie mój brat, Douglas - ten, który według mnie
powinien najbardziej protestować przeciwko moim związkom
z FBI - powiedział:
- Jess, co ty wyrabiasz? Musisz się zgodzić.
No to się zgodziłam.
Najpierw powiedzieli mi, że mogę pracować z domu. Co mi
odpowiadało, bo naprawdę musiałam skończyć czwarte klasę,
i tak dalej.
Ale byli też ludzie, których należało odszukać, i to szybko.
Jak niby miałam to zrobić? Przecież była wojna.
8
Wiem, że dla większości ludzi ta wojna toczyła się gdzieś tam,
daleko. Założę się, że przeciętny Amerykanin nawet o niej nie
myślał poza tymi chwilami, no wiecie, kiedy włączał wieczorne
wiadomości i widział, jak terroryści wysadzają ludzi w powietrze
i tak dalej. Tylu a tylu żołnierzy piechoty morskiej Stanów Zj edno-
czonych zginęło w dniu dzisiejszym - mówili w wiadomościach.
A następnego dnia ludzie słyszeli: Znaleźliśmy tylu a tylu terrory
stów ukrywających się w jaskiniach w górach Afganistanu.
No cóż, z mojego punktu widzenia wyglądało to inaczej. Ja
nie oglądałam wojny w telewizyjnych wiadomościach. Zamiast
tego widziałam ją na żywo. Bo ja tam byłam. A byłam tam, bo to
ja im mówiłam, w których jaskiniach mają szukać ludzi, których
bezzwłocznie musieli pojmać.
Najpierw próbowałam to robić z domu, a potem z Waszyng
tonu.
Ale bardzo często, kiedy mówiłam im, gdzie mają szukać,
oni szukali, a potem wracali i mówili:
- Tam nikogo nie było.
Aleja wiedziałam, że nie mają racji. Boja się nigdy nie my
liłam. Czy raczej, powinnam może powiedzieć, moje zdolności
nigdy mnie nie zawiodły.
Więc wreszcie powiedziałam:
-Posłuchajcie, wyślijcie mnie tam, a ja wam pokażę, gdzie
szukać.
O niektórych znalezionych przeze mnie ludziach słyszeliście
w telewizji. Inni, których znajdowałam, byli objęci tajemnicą
wojskową. Do niektórych przeze mnie znalezionych nie mogliś
my się dostać ze względu na miejsca, gdzie się ukrywali, głę
boko w górach. Niektórych chcieli mieć na oku i obserwować,
jak sytuacja się rozwinie. A innych, znajdowanych przeze mnie,
spotykała śmierć.
Ale ich znajdowałam. Wszystkich znajdowałam.
Iwtedy zaczęły się koszmary. Przestałam w ogóle sypiać.
To znaczyło, że nikogo więcej nie mogłam odnaleźć. Bo nie
mogłam śnić.
9
Zespól stresu pourazowego. Czyli TPSD. W każdym razie
tak to nazywają. Próbowali wszystkiego, co im przychodziło
do głowy, żeby mi pomóc. Leki. Psychoterapia. Weekend przy
wielkim, pięknym basenie w Dubaju. Nic z tego.
No więc, koniec końców, odesłali mnie do domu, myśląc,
że może mi się polepszy, kiedy znajdę się w swoim normalnym
otoczeniu.
Ale problem polegał na tym, że kiedy wróciłam do domu,
wcale nie znalazłam się w normalnym otoczeniu. Wszystko wy
glądało inaczej.
Pewnie jestem niesprawiedliwa. Pewnie tak naprawdę to ja
się zmieniłam, a nie inni. No bo człowiek ogląda takie rzeczy:
dzieciaki wrzeszczą do ciebie, żeby nie zabierać im ojca, różne
rzeczy wylatują w powietrze... ludzie wylatują w powietrze...
A ty masz raptem siedemnaście lat, czy coś koło tego - hej, a na
wet gdyby mieć ze czterdzieści - trochę trudno w rok potem ot
tak, jakby nigdy nic, wrócić do domu. I co? Chodzić do centrum
handlowego? Robić sobie pedicure? Oglądać
SpongeBob Kan-
cias topor ty"?
Dajcie spokój.
Ale nie mogłam też wrócić do tego, czym się zajmowałam
wcześniej. To znaczy do pracy dla FBI. Sama siebie nie umia
łam już odnaleźć, a co dopiero kogoś innego. Bo już nie byłam
„dziewczyną od pioruna".
Odkrywałam powoli, że stałam się kimś, kim nie byłam od
bardzo długiego czasu.
Normalną osobą.
A w każdym razie o tyle normalną, o ile taka dziewczyna jak
ja może być normalna. No bo w końcu z własnego wyboru no
szę włosy niemal tak krótkie jak niektórzy z tych komandosów,
z którymi współpracowałam.
I przyznam, że mam niejakie upodobanie do krążowników
szos. Tych dwuśladowych. Nie takich z napędem na cztery koła.
I przyznam też, że nigdy nie uważałam, że fajny dzień to
taki, kiedy się dzwoni do przyjaciółek albo gada z nimi przez
10
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl adbuxwork.keep.pl
1
Może o mnie słyszeliście. Ale nie obrażę się, jeżeli nie.
Zresztą chyba nawet tak bym wolała.
A mogliście o mnie słyszeć, bo to mnie prasa nazwała
„dziewczyną od pioruna". Kiedy kilka lat temu uderzył we mnie
piorun, zyskałam zdolności parapsychiczne, dzięki którym po
trafiłam odnajdywać zaginionych ludzi we śnie.
Było wtedy o tym dość głośno. Przynajmniej w Indianie,
skąd pochodzę. Nakręcili nawet serial telewizyjny na podstawie
historii mojego życia. Nie był na nim oparty zbyt dokładnie. To
znaczy, mnóstwo rzeczy zmyślili. Na przykład, że pojechałam
do Quantico szkolić się na agentkę FBI. Wcale tak nie było.
Aha, i w serialu uśmiercili też mojego tatę. W rzeczywistości
żyje i ma się świetnie.
Ale nie miałam do nich pretensji (chociaż tata nie był specjal
nie zachwycony), bo za serial mi zapłacili. Za prawo do wyko
rzystania mojego nazwiska, mojej historii i inne takie. Na koniec
zrobiło się z tego sporo pieniędzy, mimo że serial pokazują tylko
w kablówce i to nawet nie w którejś z głównych stacji.
Rodzice realizują czeki, które dostaję co miesiąc, i inwestują
je w moim imieniu. Nie musiałam jeszcze naruszyć tego kapi
tału. Wydaję tylko od czasu do czasu trochę odsetek, kiedy nie
7
N
azywam się Jessica Mastriani.
starcza mi kasy najedzenie albo czynsz czy coś takiego. Co wca
le ostatnio tak często się nie zdarza, bo mam pracę na lato, i tak
dalej. Może nie najlepszą pracę pod słońcem. Ale przynajmniej
nie pracuję dla FBI, jak w tym serialu o moim życiu.
Pracowałam dla nich przez jakiś czas. Mają tam specjalny
wydział, którego szefem jest taki jeden facet, Cyrus Krantz. Pra
cowałam tam przez prawie rok.
Widzicie, to wcale nie miało tak wyglądać. To znaczy, moje
życie. Zaczęło się od tego uderzenia pioruna. Przecież zupełnie
tego nie planowałam. Bo nikt - a przynajmniej nikt przy zdro
wych zmysłach - nie chciałby zostać trafiony przez piorun i zy
skać zdolności parapsychiczne, bo - możecie mi wierzyć w tej
sprawie - to jest totalna beznadzieja. To znaczy, ludzie, którym
pomogłam, pewnie to doceniają. Ale ja sama nie miałam z tego
żadnej większej frajdy, przysięgam.
A potem zaczęła się wojna. Tak jak piorun uderzyła zniena
cka. I jak piorun zmieniła wszystko. Nie tylko dlatego, że nagle
ludzie przy naszej ulicy wywieszali przed domami amerykańskie
flagi i że dwadzieścia cztery godziny na dobę, jak przymurowani,
wgapialiśmy się w CNN. Dla mnie zmieniło się o wiele więcej. Ja
przecież nawet jeszcze wtedy nie skończyłam liceum, a Wuj Sam
i tak zwrócił się do mnie: „Jesteś nam potrzebna".
Problem w tym, że oni mnie naprawdę potrzebowali. Umie
rali niewinni ludzie. Co ja miałam zrobić, odmówić?
Chociaż, prawdę mówiąc, z początku próbowałam odma
wiać. Aż wreszcie mój brat, Douglas - ten, który według mnie
powinien najbardziej protestować przeciwko moim związkom
z FBI - powiedział:
- Jess, co ty wyrabiasz? Musisz się zgodzić.
No to się zgodziłam.
Najpierw powiedzieli mi, że mogę pracować z domu. Co mi
odpowiadało, bo naprawdę musiałam skończyć czwarte klasę,
i tak dalej.
Ale byli też ludzie, których należało odszukać, i to szybko.
Jak niby miałam to zrobić? Przecież była wojna.
8
Wiem, że dla większości ludzi ta wojna toczyła się gdzieś tam,
daleko. Założę się, że przeciętny Amerykanin nawet o niej nie
myślał poza tymi chwilami, no wiecie, kiedy włączał wieczorne
wiadomości i widział, jak terroryści wysadzają ludzi w powietrze
i tak dalej. Tylu a tylu żołnierzy piechoty morskiej Stanów Zj edno-
czonych zginęło w dniu dzisiejszym - mówili w wiadomościach.
A następnego dnia ludzie słyszeli: Znaleźliśmy tylu a tylu terrory
stów ukrywających się w jaskiniach w górach Afganistanu.
No cóż, z mojego punktu widzenia wyglądało to inaczej. Ja
nie oglądałam wojny w telewizyjnych wiadomościach. Zamiast
tego widziałam ją na żywo. Bo ja tam byłam. A byłam tam, bo to
ja im mówiłam, w których jaskiniach mają szukać ludzi, których
bezzwłocznie musieli pojmać.
Najpierw próbowałam to robić z domu, a potem z Waszyng
tonu.
Ale bardzo często, kiedy mówiłam im, gdzie mają szukać,
oni szukali, a potem wracali i mówili:
- Tam nikogo nie było.
Aleja wiedziałam, że nie mają racji. Boja się nigdy nie my
liłam. Czy raczej, powinnam może powiedzieć, moje zdolności
nigdy mnie nie zawiodły.
Więc wreszcie powiedziałam:
-Posłuchajcie, wyślijcie mnie tam, a ja wam pokażę, gdzie
szukać.
O niektórych znalezionych przeze mnie ludziach słyszeliście
w telewizji. Inni, których znajdowałam, byli objęci tajemnicą
wojskową. Do niektórych przeze mnie znalezionych nie mogliś
my się dostać ze względu na miejsca, gdzie się ukrywali, głę
boko w górach. Niektórych chcieli mieć na oku i obserwować,
jak sytuacja się rozwinie. A innych, znajdowanych przeze mnie,
spotykała śmierć.
Ale ich znajdowałam. Wszystkich znajdowałam.
Iwtedy zaczęły się koszmary. Przestałam w ogóle sypiać.
To znaczyło, że nikogo więcej nie mogłam odnaleźć. Bo nie
mogłam śnić.
9
Zespól stresu pourazowego. Czyli TPSD. W każdym razie
tak to nazywają. Próbowali wszystkiego, co im przychodziło
do głowy, żeby mi pomóc. Leki. Psychoterapia. Weekend przy
wielkim, pięknym basenie w Dubaju. Nic z tego.
No więc, koniec końców, odesłali mnie do domu, myśląc,
że może mi się polepszy, kiedy znajdę się w swoim normalnym
otoczeniu.
Ale problem polegał na tym, że kiedy wróciłam do domu,
wcale nie znalazłam się w normalnym otoczeniu. Wszystko wy
glądało inaczej.
Pewnie jestem niesprawiedliwa. Pewnie tak naprawdę to ja
się zmieniłam, a nie inni. No bo człowiek ogląda takie rzeczy:
dzieciaki wrzeszczą do ciebie, żeby nie zabierać im ojca, różne
rzeczy wylatują w powietrze... ludzie wylatują w powietrze...
A ty masz raptem siedemnaście lat, czy coś koło tego - hej, a na
wet gdyby mieć ze czterdzieści - trochę trudno w rok potem ot
tak, jakby nigdy nic, wrócić do domu. I co? Chodzić do centrum
handlowego? Robić sobie pedicure? Oglądać
SpongeBob Kan-
cias topor ty"?
Dajcie spokój.
Ale nie mogłam też wrócić do tego, czym się zajmowałam
wcześniej. To znaczy do pracy dla FBI. Sama siebie nie umia
łam już odnaleźć, a co dopiero kogoś innego. Bo już nie byłam
„dziewczyną od pioruna".
Odkrywałam powoli, że stałam się kimś, kim nie byłam od
bardzo długiego czasu.
Normalną osobą.
A w każdym razie o tyle normalną, o ile taka dziewczyna jak
ja może być normalna. No bo w końcu z własnego wyboru no
szę włosy niemal tak krótkie jak niektórzy z tych komandosów,
z którymi współpracowałam.
I przyznam, że mam niejakie upodobanie do krążowników
szos. Tych dwuśladowych. Nie takich z napędem na cztery koła.
I przyznam też, że nigdy nie uważałam, że fajny dzień to
taki, kiedy się dzwoni do przyjaciółek albo gada z nimi przez
10
[ Pobierz całość w formacie PDF ]