[ Pobierz całość w formacie PDF ]
MEG CABOTMAGICZNY PECH1Rzecz w tym, �e ja zawsze mia�am takie pieskie szcz�cie. Patrzcie tylko, jak mi na imi�: Maggie. Nie Madelaine ani Margaret. Po prostu Maggie. Kiedy�, na wsi, s�ysza�am, jak kto� wo�a� tak na krow�!Mieszkam w zapad�ej dziurze w stanie Iowa. I w dodatku jestem dziewczyn�, kt�ra ma imi� dobre dla jakiej� mu�ki.W�a�nie taki pech mnie prze�laduje. Pech, kt�ry towarzyszy� mi, zanim jeszcze mama zd��y�a wype�ni� akt urodzenia.Dlatego wcale si� nie zdziwi�am, kiedy kierowca taks�wki nie pom�g� mi z walizkami. Ju� wcze�niej zd��y�am si� przekona�, �e na lotnisku, po przylocie, nikt na mnie nie czeka�, a potem nikt nie odpowiada� na moje liczne telefony z pytaniem, gdzie si� podziali ciocia i wujek. Mo�e jednak nie chcieli mnie u siebie? Czy�by zmienili zdanie? Dosz�o do nich co� na temat mojego pecha - a� z Iowy - i stwierdzili, �e nie chc� si� nim zarazi�?Ale nawet, je�li to prawda, nic nie poradz� - powtarza�am to sobie z milion razy od chwili, kiedy dotar�am do hali przylot�w, gdzie mia�am si� z nimi spotka� i gdzie nie zobaczy�am nikogo poza tragarzami i kierowcami limuzyn, kt�rzy na niewielkich tabliczkach mieli powypisywane wszystkie nazwiska �wiata poza moim. Do domu wraca� w �adnym razie nie mog�am. To by� wyb�r mi�dzy Nowym Jorkiem - domem ciotki Evelyn i wuja Teda a jedn� wielk� wpadk�.Wi�c kiedy taks�wkarz, zamiast wysi��� i pom�c mi z tobo�kami, przycisn�� tylko jaki� guziczek, �eby klapa baga�nika uchyli�a si� o par� centymetr�w, to wcale nie by�a najgorsza rzecz, jaka mi si� w �yciu przydarzy�a. To nawet nie by�a najgorsza rzecz, jaka mi si� przydarzy�a tego dnia.Wyci�gn�am walizki, ka�da wa�y�a, co najmniej pi��set ton - jedynie skrzypce w pokrowcu by�y l�ejsze - a potem zamkn�am baga�nik, ca�y czas stoj�c na �rodku Wschodniej Sze��dziesi�tej Dziewi�tej ulicy. Za moimi plecami niecierpliwie roztr�bi� si� sznureczek samochod�w, kt�re nie mog�y przejecha�, bo po przeciwnej stronie ulicy, przy kt�rej stoi dom cioci i wujka, zaparkowa� na drugiego ��ty busik firmy czyszcz�cej, dywany.Dlaczego ja? Naprawd� chcia�abym to wiedzie�.Taks�wka odjecha�a tak szybko, �e musia�am praktycznie skoczy� pomi�dzy dwa zaparkowane auta, �eby mnie nie potr�ci�a. Tr�bienie usta�o, jak tylko sznur czekaj�cych za ni� samochod�w zn�w ruszy�, a ich kierowcy, bez wyj�tku, mijaj�c mnie, rzucali nieprzyjazne spojrzenia.W�a�nie te spojrzenia spode �ba przekona�y mnie ostatecznie, �e naprawd� znalaz�am si� w Nowym Jorku. Nareszcie.I owszem, kiedy przeje�d�ali�my przez most Triboro, widzia�am z taks�wki zarys wie�owc�w na tle nieba... Wysp� Manhattan, w ca�ej jej surowej �wietno�ci, z Empire State Building stercz�cym po�rodku jak wyci�gni�ty w g�r� wielki, jarz�cy si� �wiat�em, �rodkowy palec.Ale to te spojrzenia spode �ba upewni�y mnie na sto procent. W domu, w Hancock, nikt by si� nie zachowywa� tak wrednie wobec kogo�, kto ewidentnie przyjecha� spoza miasta.Nie �eby w Hancock pojawia�o si� a� tak wielu przyjezdnych. No, ale niewa�ne.Poza tym ta ulica, na kt�rej si� znalaz�am... Wygl�da�a dok�adnie jak te, kt�re pokazuj� w telewizji, kiedy chc�, �eby cz�owiek si� zorientowa�, �e akcja toczy si� w Nowym Jorku. Na przyk�ad w Prawie i porz�dku. No wiecie, takie w�skie dwu - albo trzypi�trowe kamieniczki z elewacj� z piaskowca, z jaskrawo pomalowanymi frontowymi drzwiami i kamiennymi schodkami...Wed�ug mojej mamy, wi�kszo�� tych nowojorskich kamieniczek, kiedy je w XIX wieku pobudowano, stanowi�a domy jednorodzinne. Ale teraz podzielono je na osobne mieszkania, wi�c zwykle na ka�dym pi�trze mieszka jedna rodzina - a czasami nawet dwie lub wi�cej.Ale nie w przypadku kamieniczki siostry mojej mamy, Evelyn. Ciocia Evelyn i wujek Ted s� w�a�cicielami wszystkich trzech pi�ter domu. To praktycznie jeden poziom domu dla jednej osoby, skoro ciocia i wujek maj� tylko troje dzieci: Tory, Teddy'ego i Alice.My w domu mamy tylko parter i jedno pi�tro, za to mieszka tam a� siedem os�b. I jest tylko jedna �azienka. Nie, �ebym narzeka�a. Mimo to, odk�d moja siostra Courtney odkry�a zalety szczotko - suszarki, w domu zrobi�o si� zdecydowanie kiepskawo.Chocia� wysoki, dom cioci i wujka by� naprawd� w�ski - zaledwie na trzy okna. A jednak, wygl�da� �adnie, stylowo, pomalowany na szaro i z nieco ja�niejszymi szarymi wyko�czeniami. Drzwi mia�y jasny, radosny ��ty kolor. U podstawy okien sta�y ��te skrzynki kwiatowe, z kt�rych wylewa�y si� jaskrawoczerwone pelargonie - najwyra�niej �wie�o zasadzone, bo by�a zaledwie po�owa kwietnia i jeszcze za ch�odno na takie kwiaty.To mi�e, �e nawet w takim wyrafinowanym mie�cie jak Nowy Jork ludzie nadal rozumiej�, �e skrzynka pe�na pelargonii wygl�da naprawd� zach�caj�co i przytulnie. Widok tych pelargonii nieco mnie podni�s� na duchu.Hm... mo�e ciocia Evelyn i wujek Ted po prostu zapomnieli, �e dzisiaj przylatuj�, a nie celowo nie przyjechali po mnie na lotnisko, bo si� rozmy�lili i nie chc�, �ebym u nich mieszka�a.Mo�e jednak wszystko si� jako� u�o�y.Tak... Z moim pechem to raczej ma�o prawdopodobne.Ruszy�am po schodkach prowadz�cych do frontowych drzwi domu z numerem 326 przy Wschodniej Sze��dziesi�tej Dziewi�tej ulicy, i wtedy dotar�o do mnie, �e nie dam sobie rady z obiema walizkami i skrzypcami na raz. Zostawi�am jedn� walizk� na chodniku, a drug� wci�gn�am po schodach, pokrowiec ze skrzypcami trzymaj�c pod pach�. Pierwsz� walizk� i skrzypce z�o�y�am pod drzwiami, a potem od razu wr�ci�am po drug�.Tylko, �e chyba zbieg�am po tych schodkach za szybko, bo potkn�am si� i o ma�o nie waln�am nosem o chodnik. W ostatniej chwili uda�o mi si� z�apa� r�wnowag� i chwyci�am si� sztachet parkanu z kutego �elaza, kt�rym Gardinerowie otoczyli pojemniki na �mieci. I kiedy wisia�am na tych sztachetach, nieco oszo�omiona po niedosz�ej katastrofie, jaka� elegancka starsza pani wyprowadzaj�ca na spacer co�, co przypomina�o szczura na smyczy, (chocia� to co� jednak musia�o by� pieskiem, bo nosi�o kubraczek w kratk�) min�a mnie, zerkaj�c podejrzliwie i kr�c�c g�ow�. Zupe�nie jakbym rzuci�a si� na �eb, na szyj� z frontowych stopni domu Gardiner�w specjalnie po to, �eby j� wystraszy�, czy co�.W domu, w Hancock, gdyby kto� zobaczy�, �e kto� inny prawie spad� ze schod�w - nawet kto� taki jak ja, kto niemal codziennie o ma�o nie spada z jakich� schod�w - wysili�by si� na co� w rodzaju: �Nic ci si� nie sta�o?�Na Manhattanie najwyra�niej jest zupe�nie inaczej.Dopiero kiedy starsza pani ze swoim szczurem posz�a dalej, us�ysza�am jaki� odg�os. Prostuj�c si� - i widz�c, �e d�onie mam ca�e pokryte rdz� z parkanu, kt�rego si� przytrzyma�am - zobaczy�am, �e drzwi numeru 326 otworzy�y si� i �e z podestu spogl�da na mnie �adna jasnow�osa dziewczyna.- Hej... - odezwa�a si� z zaciekawieniem.Od razu zapomnia�am o starszej pani i jej szczurze oraz moim niedosz�ym upadku na chodnik. U�miechni�ta szybko wr�ci�am po schodkach na g�r�. Chocia� trudno mi by�o uwierzy�, �e a� tak si� zmieni�a, bardzo si� ucieszy�am na jej widok... I bardzo si� zmartwi�am, �e ona mo�e moim widokiem nie cieszy si� tak samo.- Witaj, Tory - powiedzia�am.Dziewczyna, bardzo malutka i bardzo jasnow�osa, zamruga�a, patrz�c tak, jakby mnie nie poznawa�a.- Nie, ja nie jestem Tory. Jestem Petra. - Dopiero wtedy zauwa�y�am, �e dziewczyna m�wi z akcentem... Jakim� takim europejskim. - Pracuj� u Gardiner�w jako au pair.- Aha - mrukn�am niepewnie. Nikt mi nic nie wspomina� o �adnej au pair. Na szcz�cie wiedzia�am, co to s�owo znaczy, bo kiedy� obejrza�am odcinek Prawa i porz�dku, w kt�rym tak� jedn� au pair podejrzewano, �e zamordowa�a dzieci, kt�rymi mia�a si� opiekowa�.Wyci�gn�am w stron� dziewczyny swoj� uwalan� rdz� praw� r�k�.- Cze�� - rzuci�am. - Jestem Maggie Honeychurch. Evelyn Gardiner to moja ciocia...- Maggie? - Petra odruchowo potrz�sn�a moj� d�oni�. Teraz �cisn�a j� mocniej. - Och, znaczy si� Maga?Skrzywi�am si� nie tylko ze wzgl�du na mocny u�cisk d�oni tej dziewczyny - a by�a naprawd� silna jak na tak drobniutk� osob�. Skrzywi�am si� przede wszystkim dlatego, �e reputacja najwyra�niej mnie wyprzedzi�a, je�li ta au pair zna�a mnie raczej jako Mage ni� Maggie.- W�a�nie - sapn�am. Bo co innego mia�am zrobi�? I to by by�o na tyle, je�li chodzi o zaczynanie wszystkiego od nowa w miejscu, gdzie nikt nie zna mojego ma�o pochlebnego przezwiska. - Rodzina m�wi na mnie Maga.I b�dzie tak ju� zawsze, je�li nie zdo�am jako� pozby� si� tego swojego pecha.2- Megge, ty mia�a� przyjecha� dopiero jutro! - zawo�a�a Petra.Twarda gula �ciskaj�ca mi �o��dek nieco odpu�ci�a. Przynajmniej odrobin�.Powinnam by�a wiedzie�. Powinnam by�a si� domy�li�. Ciocia Evelyn na pewno by o mnie nie zapomnia�a.- Nie - odpar�am. - Mia�am przyjecha� dzisiaj.- Och, nie - zaprotestowa�a Petra, nadal potrz�saj�c moj� r�k�. Zaczyna�am traci� czucie w palcach. Poza tym, miejsca, gdzie sobie obtar�am sk�r�, chwytaj�c si� �elaznego parkanu, te� troch� protestowa�y. - Jestem pewna, �e twoja ciocia i wujek m�wili, �e jutro. Och! Strasznie si� zmartwi�! Chcieli wyjecha� po ciebie na lotnisko. Alice nawet plakat namalowa�a... Sama a� taki kawa� drogi przyjecha�a�? Taks�wk�? Tak bardzo mi przykro! O Bo�e, wchod�, wchod� do �rodka!Z serdeczno�ci�, kt�ra przeczy�a jej drobniutkiej posturze - ale pasowa�a do u�cisku d�oni - Petra upar�a si�, �e we�mie obie moje walizki i sama je wniesie do �rodka, dla mnie zostawiaj�c pokrowiec ze skrzypcami. Pot�ny ci�ar walizek wydawa� si� wcale nie robi� na niej wra�enia, a ja w ci�gu zaledwie dw�ch minut dowiedzia�am si�, dlaczego. Petra okaza�a si� niemal tak� sam� gadu�� jak moja najlepsza przyjaci�ka w Hancock, Stacy. Opowiada�a, �e przeprowadzi�a si... [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl adbuxwork.keep.pl
MEG CABOTMAGICZNY PECH1Rzecz w tym, �e ja zawsze mia�am takie pieskie szcz�cie. Patrzcie tylko, jak mi na imi�: Maggie. Nie Madelaine ani Margaret. Po prostu Maggie. Kiedy�, na wsi, s�ysza�am, jak kto� wo�a� tak na krow�!Mieszkam w zapad�ej dziurze w stanie Iowa. I w dodatku jestem dziewczyn�, kt�ra ma imi� dobre dla jakiej� mu�ki.W�a�nie taki pech mnie prze�laduje. Pech, kt�ry towarzyszy� mi, zanim jeszcze mama zd��y�a wype�ni� akt urodzenia.Dlatego wcale si� nie zdziwi�am, kiedy kierowca taks�wki nie pom�g� mi z walizkami. Ju� wcze�niej zd��y�am si� przekona�, �e na lotnisku, po przylocie, nikt na mnie nie czeka�, a potem nikt nie odpowiada� na moje liczne telefony z pytaniem, gdzie si� podziali ciocia i wujek. Mo�e jednak nie chcieli mnie u siebie? Czy�by zmienili zdanie? Dosz�o do nich co� na temat mojego pecha - a� z Iowy - i stwierdzili, �e nie chc� si� nim zarazi�?Ale nawet, je�li to prawda, nic nie poradz� - powtarza�am to sobie z milion razy od chwili, kiedy dotar�am do hali przylot�w, gdzie mia�am si� z nimi spotka� i gdzie nie zobaczy�am nikogo poza tragarzami i kierowcami limuzyn, kt�rzy na niewielkich tabliczkach mieli powypisywane wszystkie nazwiska �wiata poza moim. Do domu wraca� w �adnym razie nie mog�am. To by� wyb�r mi�dzy Nowym Jorkiem - domem ciotki Evelyn i wuja Teda a jedn� wielk� wpadk�.Wi�c kiedy taks�wkarz, zamiast wysi��� i pom�c mi z tobo�kami, przycisn�� tylko jaki� guziczek, �eby klapa baga�nika uchyli�a si� o par� centymetr�w, to wcale nie by�a najgorsza rzecz, jaka mi si� w �yciu przydarzy�a. To nawet nie by�a najgorsza rzecz, jaka mi si� przydarzy�a tego dnia.Wyci�gn�am walizki, ka�da wa�y�a, co najmniej pi��set ton - jedynie skrzypce w pokrowcu by�y l�ejsze - a potem zamkn�am baga�nik, ca�y czas stoj�c na �rodku Wschodniej Sze��dziesi�tej Dziewi�tej ulicy. Za moimi plecami niecierpliwie roztr�bi� si� sznureczek samochod�w, kt�re nie mog�y przejecha�, bo po przeciwnej stronie ulicy, przy kt�rej stoi dom cioci i wujka, zaparkowa� na drugiego ��ty busik firmy czyszcz�cej, dywany.Dlaczego ja? Naprawd� chcia�abym to wiedzie�.Taks�wka odjecha�a tak szybko, �e musia�am praktycznie skoczy� pomi�dzy dwa zaparkowane auta, �eby mnie nie potr�ci�a. Tr�bienie usta�o, jak tylko sznur czekaj�cych za ni� samochod�w zn�w ruszy�, a ich kierowcy, bez wyj�tku, mijaj�c mnie, rzucali nieprzyjazne spojrzenia.W�a�nie te spojrzenia spode �ba przekona�y mnie ostatecznie, �e naprawd� znalaz�am si� w Nowym Jorku. Nareszcie.I owszem, kiedy przeje�d�ali�my przez most Triboro, widzia�am z taks�wki zarys wie�owc�w na tle nieba... Wysp� Manhattan, w ca�ej jej surowej �wietno�ci, z Empire State Building stercz�cym po�rodku jak wyci�gni�ty w g�r� wielki, jarz�cy si� �wiat�em, �rodkowy palec.Ale to te spojrzenia spode �ba upewni�y mnie na sto procent. W domu, w Hancock, nikt by si� nie zachowywa� tak wrednie wobec kogo�, kto ewidentnie przyjecha� spoza miasta.Nie �eby w Hancock pojawia�o si� a� tak wielu przyjezdnych. No, ale niewa�ne.Poza tym ta ulica, na kt�rej si� znalaz�am... Wygl�da�a dok�adnie jak te, kt�re pokazuj� w telewizji, kiedy chc�, �eby cz�owiek si� zorientowa�, �e akcja toczy si� w Nowym Jorku. Na przyk�ad w Prawie i porz�dku. No wiecie, takie w�skie dwu - albo trzypi�trowe kamieniczki z elewacj� z piaskowca, z jaskrawo pomalowanymi frontowymi drzwiami i kamiennymi schodkami...Wed�ug mojej mamy, wi�kszo�� tych nowojorskich kamieniczek, kiedy je w XIX wieku pobudowano, stanowi�a domy jednorodzinne. Ale teraz podzielono je na osobne mieszkania, wi�c zwykle na ka�dym pi�trze mieszka jedna rodzina - a czasami nawet dwie lub wi�cej.Ale nie w przypadku kamieniczki siostry mojej mamy, Evelyn. Ciocia Evelyn i wujek Ted s� w�a�cicielami wszystkich trzech pi�ter domu. To praktycznie jeden poziom domu dla jednej osoby, skoro ciocia i wujek maj� tylko troje dzieci: Tory, Teddy'ego i Alice.My w domu mamy tylko parter i jedno pi�tro, za to mieszka tam a� siedem os�b. I jest tylko jedna �azienka. Nie, �ebym narzeka�a. Mimo to, odk�d moja siostra Courtney odkry�a zalety szczotko - suszarki, w domu zrobi�o si� zdecydowanie kiepskawo.Chocia� wysoki, dom cioci i wujka by� naprawd� w�ski - zaledwie na trzy okna. A jednak, wygl�da� �adnie, stylowo, pomalowany na szaro i z nieco ja�niejszymi szarymi wyko�czeniami. Drzwi mia�y jasny, radosny ��ty kolor. U podstawy okien sta�y ��te skrzynki kwiatowe, z kt�rych wylewa�y si� jaskrawoczerwone pelargonie - najwyra�niej �wie�o zasadzone, bo by�a zaledwie po�owa kwietnia i jeszcze za ch�odno na takie kwiaty.To mi�e, �e nawet w takim wyrafinowanym mie�cie jak Nowy Jork ludzie nadal rozumiej�, �e skrzynka pe�na pelargonii wygl�da naprawd� zach�caj�co i przytulnie. Widok tych pelargonii nieco mnie podni�s� na duchu.Hm... mo�e ciocia Evelyn i wujek Ted po prostu zapomnieli, �e dzisiaj przylatuj�, a nie celowo nie przyjechali po mnie na lotnisko, bo si� rozmy�lili i nie chc�, �ebym u nich mieszka�a.Mo�e jednak wszystko si� jako� u�o�y.Tak... Z moim pechem to raczej ma�o prawdopodobne.Ruszy�am po schodkach prowadz�cych do frontowych drzwi domu z numerem 326 przy Wschodniej Sze��dziesi�tej Dziewi�tej ulicy, i wtedy dotar�o do mnie, �e nie dam sobie rady z obiema walizkami i skrzypcami na raz. Zostawi�am jedn� walizk� na chodniku, a drug� wci�gn�am po schodach, pokrowiec ze skrzypcami trzymaj�c pod pach�. Pierwsz� walizk� i skrzypce z�o�y�am pod drzwiami, a potem od razu wr�ci�am po drug�.Tylko, �e chyba zbieg�am po tych schodkach za szybko, bo potkn�am si� i o ma�o nie waln�am nosem o chodnik. W ostatniej chwili uda�o mi si� z�apa� r�wnowag� i chwyci�am si� sztachet parkanu z kutego �elaza, kt�rym Gardinerowie otoczyli pojemniki na �mieci. I kiedy wisia�am na tych sztachetach, nieco oszo�omiona po niedosz�ej katastrofie, jaka� elegancka starsza pani wyprowadzaj�ca na spacer co�, co przypomina�o szczura na smyczy, (chocia� to co� jednak musia�o by� pieskiem, bo nosi�o kubraczek w kratk�) min�a mnie, zerkaj�c podejrzliwie i kr�c�c g�ow�. Zupe�nie jakbym rzuci�a si� na �eb, na szyj� z frontowych stopni domu Gardiner�w specjalnie po to, �eby j� wystraszy�, czy co�.W domu, w Hancock, gdyby kto� zobaczy�, �e kto� inny prawie spad� ze schod�w - nawet kto� taki jak ja, kto niemal codziennie o ma�o nie spada z jakich� schod�w - wysili�by si� na co� w rodzaju: �Nic ci si� nie sta�o?�Na Manhattanie najwyra�niej jest zupe�nie inaczej.Dopiero kiedy starsza pani ze swoim szczurem posz�a dalej, us�ysza�am jaki� odg�os. Prostuj�c si� - i widz�c, �e d�onie mam ca�e pokryte rdz� z parkanu, kt�rego si� przytrzyma�am - zobaczy�am, �e drzwi numeru 326 otworzy�y si� i �e z podestu spogl�da na mnie �adna jasnow�osa dziewczyna.- Hej... - odezwa�a si� z zaciekawieniem.Od razu zapomnia�am o starszej pani i jej szczurze oraz moim niedosz�ym upadku na chodnik. U�miechni�ta szybko wr�ci�am po schodkach na g�r�. Chocia� trudno mi by�o uwierzy�, �e a� tak si� zmieni�a, bardzo si� ucieszy�am na jej widok... I bardzo si� zmartwi�am, �e ona mo�e moim widokiem nie cieszy si� tak samo.- Witaj, Tory - powiedzia�am.Dziewczyna, bardzo malutka i bardzo jasnow�osa, zamruga�a, patrz�c tak, jakby mnie nie poznawa�a.- Nie, ja nie jestem Tory. Jestem Petra. - Dopiero wtedy zauwa�y�am, �e dziewczyna m�wi z akcentem... Jakim� takim europejskim. - Pracuj� u Gardiner�w jako au pair.- Aha - mrukn�am niepewnie. Nikt mi nic nie wspomina� o �adnej au pair. Na szcz�cie wiedzia�am, co to s�owo znaczy, bo kiedy� obejrza�am odcinek Prawa i porz�dku, w kt�rym tak� jedn� au pair podejrzewano, �e zamordowa�a dzieci, kt�rymi mia�a si� opiekowa�.Wyci�gn�am w stron� dziewczyny swoj� uwalan� rdz� praw� r�k�.- Cze�� - rzuci�am. - Jestem Maggie Honeychurch. Evelyn Gardiner to moja ciocia...- Maggie? - Petra odruchowo potrz�sn�a moj� d�oni�. Teraz �cisn�a j� mocniej. - Och, znaczy si� Maga?Skrzywi�am si� nie tylko ze wzgl�du na mocny u�cisk d�oni tej dziewczyny - a by�a naprawd� silna jak na tak drobniutk� osob�. Skrzywi�am si� przede wszystkim dlatego, �e reputacja najwyra�niej mnie wyprzedzi�a, je�li ta au pair zna�a mnie raczej jako Mage ni� Maggie.- W�a�nie - sapn�am. Bo co innego mia�am zrobi�? I to by by�o na tyle, je�li chodzi o zaczynanie wszystkiego od nowa w miejscu, gdzie nikt nie zna mojego ma�o pochlebnego przezwiska. - Rodzina m�wi na mnie Maga.I b�dzie tak ju� zawsze, je�li nie zdo�am jako� pozby� si� tego swojego pecha.2- Megge, ty mia�a� przyjecha� dopiero jutro! - zawo�a�a Petra.Twarda gula �ciskaj�ca mi �o��dek nieco odpu�ci�a. Przynajmniej odrobin�.Powinnam by�a wiedzie�. Powinnam by�a si� domy�li�. Ciocia Evelyn na pewno by o mnie nie zapomnia�a.- Nie - odpar�am. - Mia�am przyjecha� dzisiaj.- Och, nie - zaprotestowa�a Petra, nadal potrz�saj�c moj� r�k�. Zaczyna�am traci� czucie w palcach. Poza tym, miejsca, gdzie sobie obtar�am sk�r�, chwytaj�c si� �elaznego parkanu, te� troch� protestowa�y. - Jestem pewna, �e twoja ciocia i wujek m�wili, �e jutro. Och! Strasznie si� zmartwi�! Chcieli wyjecha� po ciebie na lotnisko. Alice nawet plakat namalowa�a... Sama a� taki kawa� drogi przyjecha�a�? Taks�wk�? Tak bardzo mi przykro! O Bo�e, wchod�, wchod� do �rodka!Z serdeczno�ci�, kt�ra przeczy�a jej drobniutkiej posturze - ale pasowa�a do u�cisku d�oni - Petra upar�a si�, �e we�mie obie moje walizki i sama je wniesie do �rodka, dla mnie zostawiaj�c pokrowiec ze skrzypcami. Pot�ny ci�ar walizek wydawa� si� wcale nie robi� na niej wra�enia, a ja w ci�gu zaledwie dw�ch minut dowiedzia�am si�, dlaczego. Petra okaza�a si� niemal tak� sam� gadu�� jak moja najlepsza przyjaci�ka w Hancock, Stacy. Opowiada�a, �e przeprowadzi�a si... [ Pobierz całość w formacie PDF ]