[ Pobierz całość w formacie PDF ]
NOTA OD AUTORA
W ciągu minionych dwudziestu lat napisałem całą serię książek o naukach, które pobierałem u
meksykańskiego Indianina Yaqui, czarownika don Juana Matusa. W książkach tych wyjaśniłem, że
wprowadził mnie on w tajniki magii; nie takiej jednak, jak ją na ogół rozumiemy w odniesieniu do
naszego rzeczywistego świata, polegającej na wykorzystywaniu nadprzyrodzonych zdolności
przeciwko innym czy wywoływaniu duchów poprzez rzucanie zaklęć i uroków albo odprawianiu
rytuałów mających przynieść nadprzyrodzone rezultaty. Dla don Juana magia była aktem
urzeczywistnienia pewnych szczególnych, teoretycznych i praktycznych przesłanek dotyczących
natury i roli postrzegania w kształtowaniu wszechświata, który nas otacza.
Klasyfikując wiedzę don Juana, kierowałem się jego sugestiami i zrezygnowałem z używania
terminu szamanizm, który jest kategorią właściwą antropologii. Nazywałem ją przez cały czas
dokładnie tak, jak on sam ją nazywał: magią. Jednakże po dokładnym zastanowieniu zdałem sobie
sprawę, że nazywanie tej wiedzy magią jeszcze bardziej zaciemnia i tak niejasne zjawiska, które don
Juan przedstawiał mi w swoich naukach.
W pracach antropologicznych szamanizm opisuje się jako zespół wierzeń mieszkańców północnej
Azji, powszechny również wśród pewnych indiańskich plemion w północnej Ameryce. Twierdzą oni, że
dokoła nas roztacza się niewidzialny świat duchów naszych przodków – złych i dobrych – że duchy te
mogą być wzywane lub kontrolowane przez wtajemniczonych, którzy są pośrednikami między
wymiarem naturalnym i nadprzyrodzonym.
Don Juan rzeczywiście był pośrednikiem między światem rzeczywistym a pewnym niewidzialnym
światem, którego nie nazywał nadprzyrodzonym, lecz drugą uwagą. Zadaniem don Juana jako
nauczyciela było udostępnienie mi tej konfiguracji. W moich poprzednich pracach opisałem jego
metody nauczania, które miały doprowadzić do osiągnięcia tego celu, oraz sztuki magii, w których się
ćwiczyłem pod jego kierunkiem. Najważniejsza z nich zwana jest sztuką śnienia.
Don Juan twierdził, że nasz świat, który według naszych przekonań jest niepowtarzalny i absolutny,
stanowi zaledwie jeden element następujących po sobie kolejno światów; przypomina to warstwową
strukturę cebuli. Zapewniał też, że choć jesteśmy energetycznie uwarunkowani do postrzegania
wyłącznie naszego świata, to mamy jednak możliwości przeniknięcia do owych innych wymiarów; są
one równie rzeczywiste, niepowtarzalne, absolutne i pasjonujące, jak nasz własny świat.
Don Juan wyjaśnił mi, że aby móc postrzegać te inne wymiary, musimy nie tylko tego pragnąć, ale
także dysponować wystarczającą ilością energii, by je pochwycić. Ich istnienie jest niezmienne i
niezależne od naszej świadomości, a brak dostępu do nich jest wyłącznie konsekwencją naszych
uwarunkowań energetycznych. Innymi słowy, uwarunkowania te zmuszają nas do uznawania, że nasz
rzeczywisty świat jest jedynym możliwym światem.
Don Juan stwierdził, że czarownicy, którzy żyli w czasach starożytnych, wierzyli, iż te
uwarunkowania można zmienić, i rozwinęli zestaw ćwiczeń mających na celu odmienne
uwarunkowanie naszych energetycznych możliwości postrzegania. Ćwiczenia te nazwali sztuką
śnienia. Teraz, z perspektywy czasu, uświadamiam sobie, że don Juan najtrafniej określił śnienie, gdy
nazwał je wrotami do nieskończoności". Zwróciłem mu wtedy uwagę, iż owa metafora nic mi nie mówi.
– A więc zrezygnujmy z metafor – zgodził się don Juan. – Powiedzmy, że śnienie jest praktycznym
sposobem czarowników na wykorzystanie zwykłych snów.
– Ale jak można praktycznie wykorzystać zwykłe sny? – zapytałem.
– Słowa zawsze nas mylą – powiedział don Juan. – Mój nauczyciel próbował opisać mi śnienie,
mówiąc, że w ten sposób czarownicy mówią światu dobranoc. Starał się, oczywiście, dopasować swój
opis do moich zdolności pojmowania. Ja postępuję teraz tak samo z tobą.
Przy innej okazji don Juan powiedział:
– Śnienia można tylko doświadczyć. Śnienie to nie to samo, co mieć sny. Nie jest to również sen
na jawie ani wyrażanie życzeń, ani też wyobraźnia. Poprzez śnienie możemy postrzegać inne światy,
które, rzecz jasna, możemy opisać, ale nie możemy opisać tego, co pozwala nam je postrzegać.
Możemy jednak czuć, jak śnienie otwiera dla nas te inne wymiary. Śnienie wydaje się wrażeniem –
procesem w naszym ciele, świadomością w naszym umyśle.
W trakcie swoich ogólnych nauk don Juan dokładnie wyjaśniał mi zasady, przesłanki i ćwiczenia w
sztuce śnienia. Jego nauki dzieliły się na dwie części. Pierwsza dotyczyła procedur śnienia, a druga
czysto abstrakcyjnych objaśnień tych procedur. Stosowana przez niego metoda nauczania polegała
na naprzemiennym wzbudzaniu mojego zaciekawienia abstrakcyjnymi zasadami śnienia i później
ułatwianiu mi znajdowania ujścia dla niego poprzez ćwiczenia.
Opisałem to już na tyle szczegółowo, na ile tylko mogłem. Przedstawiłem również środowisko
czarowników, w którym umieścił mnie don Juan, abym studiował Jego sztukę. Moje kontakty z tym
środowiskiem były przedmiotem mojego szczególnego zainteresowania, ponieważ miały miejsce
wyłącznie w drugiej uwadze. W środowisku tym miałem styczność z dziesięcioma kobietami i pięcioma
mężczyznami – czarownikami i towarzyszami don Juana, a także z czterema młodymi mężczyznami i
czterema młodymi kobietami, którzy byli jego uczniami.
Don Juan zebrał tych ludzi krótko po tym, jak ja sam znalazłem się w jego świecie. Wyjaśnił mi, że
tworzą oni tradycyjną grupę czarowników – replikę jego własnej grupy – a ja mam im przewodzić.
Jednakże w trakcie pracy ze mną don Juan odkrył, że jestem inny, niż się tego spodziewał. Wyjaśnił tę
różnicę w kategoriach konfiguracji energii widocznej tylko dla czarowników; nie miałem czterech
komór energetycznych, tak jak on sam, a tylko trzy. Don Juan pomylił się, mając nadzieję, że taką
konfigurację można poprawić; zupełnie nie potrafiłem współdziałać z ową grupą ośmiu uczniów ani jej
przewodniczyć. Don Juan stanął więc przed koniecznością zebrania jeszcze jednej grupy ludzi,
bliższej mojej strukturze energetycznej.
Pisałem szeroko o tych zdarzeniach, ale nigdy nie wymieniłem tej drugiej grupy uczniów; don Juan
nie pozwolił mi na to. Argumentował, że znajdowali się oni wyłącznie w moim polu działania, a według
naszej umowy miałem pisać o jego polu działania, nie moim.
Ta druga grupa uczniów była niezwykle zwarta. Liczyła tylko trzech członków. Należeli do niej
Florinda Grau – śniąca, Taisha Abelar – zwiadowca, i Carol Tiggs – kobieta nagual.
Obcowaliśmy ze sobą wyłącznie w drugiej uwadze. W świecie rzeczywistym nie mieliśmy o sobie
nawet mglistego wyobrażenia. Jeśli zaś chodzi o nasze relacje z don Juanem, nie było tam miejsca na
żadne niejasności. Wkładał wielki wysiłek w to, by wyćwiczyć nas wszystkich jednakowo. Niemniej
jednak, gdy czas don Juana dobiegał końca, psychologiczne napięcie wynikające z jego odejścia
zaczęło burzyć sztywne granice drugiej uwagi. W rezultacie nasze wzajemne kontakty zaczęły w
sposób niezamierzony przenikać w sferę świata rzeczywistego i wtedy się spotkaliśmy, jak nam się
zdawało, po raz pierwszy.
Żadne z nas nie uświadamiało sobie, jak głębokie i żmudne były nasze wspólne działania w drugiej
uwadze. Ponieważ każde z nas pracowało naukowo, byliśmy więcej niż zaszokowani, gdy okazało się,
że spotykaliśmy się już wcześniej. Było to dla nas – i nadal jest, rzecz jasna – rozumowo nie do
przyjęcia, a jednak wiemy, że tego właśnie doświadczyliśmy. I tak pozostała nam nie dająca spokoju
wiedza o tym, że ludzka psychika jest nieskończenie bardziej złożona, niż pozwala nam wierzyć nasze
wykształcenie uniwersyteckie i zdrowy rozum.
Kiedyś razem poprosiliśmy don Juana, by rzucił nieco światła na nasz problem. Odrzekł, że ma
dwie możliwości wyjaśnienia nam tego zjawiska. Pierwsze wyjaśnienie prowadzi do naszej zranionej
racjonalności i składają do kupy – druga uwaga jest stanem świadomości równie iluzorycznym, niczym
słoń latający po niebie, a wszystko to, czego rzekomo doświadczyliśmy w tym stanie, było wytworem
hipnotycznej sugestii. Drugie wyjaśnienie będzie zgodne z rozumieniem czarowników stosujących
śnienie –jest to energetyczna konfiguracja świadomości.
Jednak podczas wykonywania zadań związanych ze śnieniem, bariera drugiej uwagi pozostawała
nie zmieniona. Zawsze, gdy wkraczałem w śnienie, wkraczałem także w drugą uwagę, przebudzenie
ze śnienia niekoniecznie oznaczało wyjście z drugiej uwagi. Przez cale lata pamiętałem jedynie
drobne fragmenty moich doświadczeń w śnieniu. Większość z tego, co robiłem, była dla mnie
energetycznie niedostępna. Potrzebowałem piętnastu lat nieprzerwanej pracy – od roku 1973 do
1988, by zebrać wystarczająco dużo energii i odtworzyć w moim umyśle kolejność tych wszystkich
zdarzeń. Przypominałem sobie wówczas całe cykle śnienia, jeden po drugim, i w końcu mogłem
wypełnić pozorne luki w mojej pamięci. W ten sposób dostrzegłem wewnętrzną ciągłość łączącą
kolejne lekcje don Juana o sztuce śnienia; ciągłość, którą utraciłem, ponieważ za jego sprawą
kluczyłem między świadomością świata rzeczywistego a świadomością drugiej uwagi. Ta praca jest
rezultatem owego procesu odtwarzania zdarzeń.
Wszystko to prowadzi do ostatniej części mojego wstępu, a mianowicie wyjawienia powodu do
napisania tej książki. Znając większą część nauk don Juana dotyczących sztuki śnienia, chciałbym
wyjaśnić w następnej pracy, jaka jest obecna sytuacja i co pochłania jego ostatnich czterech uczniów
– Florindę Grau, Taishę Abelar, Carol Tiggs i mnie samego. Ale zanim opiszę i wyjaśnię, dokąd
doszliśmy pod kierunkiem don Juana i jaki wywarł on na nas wpływ, muszę zweryfikować – w świetle
tego, co teraz mi wiadomo – te partie lekcji don Juana o śnieniu, do których do tej pory nie miałem
dostępu.
Jednakże ostateczną decyzję, by napisać tę pracę, podjąłem dzięki Carol Tiggs. Uważa ona, że
objaśnienie świata, który dzięki don Juanowi stał się naszym dziedzictwem, jest najwyższym wyrazem
naszej wdzięczności dla niego i naszego oddania dla jego niestrudzonych poszukiwań.
ROZDZIAŁ I: CZAROWNICY STAROŻYTNOŚCI
Don Juan niezmiennie podkreślał, że wszystko, czego mnie uczy, zostało przewidziane i
opracowane przez ludzi zwanych przez niego czarownikami starożytności. Dał mi wyraźnie do
zrozumienia, iż między owymi czarownikami a tymi z ery nowożytnej istnieją zasadnicze różnice.
Czarowników starożytności określił jako ludzi, którzy żyli w Meksyku prawdopodobnie już tysiące lat
przed hiszpańskimi konkwistadorami i których najważniejszym dokonaniem było stworzenie podstaw
magii ze szczególnym uwzględnieniem jej praktyczności i konkretności. Przedstawił ich jako ludzi
błyskotliwych, lecz pozbawionych mądrości. Współczesnych zaś czarowników don Juan opisał jako
ludzi słynących ze zdrowego rozsądku i zdolności do zmieniania i poprawiania reguł magii, jeśli tylko
uznają to za konieczne.
Wyjaśnił mi, że podwaliny śnienia przynależne magii zrodziły się w sposób naturalny w umysłach
czarowników starożytności i dzięki nim ugruntowały. Z konieczności więc – gdyż owe przesłanki są
kluczem do wyjaśnienia i zrozumienia śnienia – musiałem raz jeszcze o nich napisać. Dlatego też
większa część tej książki jest rozszerzeniem tego, co prezentowałem już w moich wcześniejszych
pracach.
Podczas jednej z naszych rozmów don Juan stwierdził, iż aby ocenić pozycję śniących i samego
śnienia, należy zrozumieć dążenia współczesnych czarowników do przesunięcia magii od
konkretności w stronę abstrakcji.
– Co nazywasz konkretnością, don Juanie? – zapytałem.
– Praktyczną stronę magii – odparł. – Obsesyjne trwanie umysłu przy praktyce i technice, niczym
nie uzasadnione oddziaływanie na ludzi. Wszystko to należało do królestwa czarowników
starożytności.
– A co nazywasz abstrakcją?
– Poszukiwanie wolności, wolności postrzegania wszystkiego, co jest dostępne człowieczeństwu,
bez jakichkolwiek obsesji. Twierdzę, że współcześni czarownicy poszukują abstrakcji, ponieważ
szukają wolności; nie interesują ich konkretne zdobycze. Nie pełnią żadnych funkcji społecznych, tak
jak to było w przypadku czarowników przeszłości. Tak więc nigdy nie spotkasz takiego, który byłby
oficjalnym widzącym lub urzędującym czarownikiem.
– Chodzi ci o to, don Juanie, że przeszłość nie ma żadnego znaczenia dla współczesnych
czarowników?
– Z pewnością ma znaczenie. Nie lubimy jedynie jej posmaku. Osobiście brzydzę się ciemną
stroną umysłu i jego obsesją śmierci. Lubię natomiast ogrom myśli. Pomijając jednak moje sympatie i
antypatie, jestem winien czarownikom starożytności należny im szacunek, gdyż właśnie oni pierwsi
odkryli i robili to wszystko, co wiemy i robimy dzisiaj.
Don Juan wyjaśnił, że ich najważniejszym osiągnięciem było dostrzeżenie energetycznej natury
rzeczy. Odkrycie to było tak doniosłe, iż uczyniono z niego podstawową przesłankę magii. W
dzisiejszych czasach czarownicy, poświęciwszy całe swe życie twardej dyscyplinie i ćwiczeniom,
rzeczywiście osiągają zdolność postrzegania natury rzeczy, zdolność, którą nazywają widzeniem.
– Jakie znaczenie mogłoby mieć dla mnie postrzeganie energetycznej natury rzeczy? – zapytałem
kiedyś don Juana.
– Takie, że postrzegałbyś bezpośrednio samą energię – odparł. – Dzięki oddzieleniu społecznej
strony postrzegania, zrozumiałbyś naturę wszystkiego. Cokolwiek bowiem postrzegamy, jest energią.
Ponieważ jednak nie możemy jej bezpośrednio dostrzec, przetwarzamy naszą percepcję tak, by
pasowała do pełnego wzorca. Ów wzorzec jest właśnie społeczną stroną postrzegania, którą musisz
oddzielić.
– Dlaczego muszę ją oddzielić?
– Ponieważ celowo zmniejsza ona zakres tego, co może być postrzegane, i każe nam wierzyć, że
wzorzec, do którego dopasowaliśmy naszą percepcję, jest wszystkim, co istnieje. Jestem przekonany,
że po to, by człowiek mógł przetrwać w dzisiejszych czasach, zmiana postrzegania musi nastąpić u jej
społecznej podstawy.
– A co jest społeczną podstawą postrzegania, don Juanie?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl adbuxwork.keep.pl
NOTA OD AUTORA
W ciągu minionych dwudziestu lat napisałem całą serię książek o naukach, które pobierałem u
meksykańskiego Indianina Yaqui, czarownika don Juana Matusa. W książkach tych wyjaśniłem, że
wprowadził mnie on w tajniki magii; nie takiej jednak, jak ją na ogół rozumiemy w odniesieniu do
naszego rzeczywistego świata, polegającej na wykorzystywaniu nadprzyrodzonych zdolności
przeciwko innym czy wywoływaniu duchów poprzez rzucanie zaklęć i uroków albo odprawianiu
rytuałów mających przynieść nadprzyrodzone rezultaty. Dla don Juana magia była aktem
urzeczywistnienia pewnych szczególnych, teoretycznych i praktycznych przesłanek dotyczących
natury i roli postrzegania w kształtowaniu wszechświata, który nas otacza.
Klasyfikując wiedzę don Juana, kierowałem się jego sugestiami i zrezygnowałem z używania
terminu szamanizm, który jest kategorią właściwą antropologii. Nazywałem ją przez cały czas
dokładnie tak, jak on sam ją nazywał: magią. Jednakże po dokładnym zastanowieniu zdałem sobie
sprawę, że nazywanie tej wiedzy magią jeszcze bardziej zaciemnia i tak niejasne zjawiska, które don
Juan przedstawiał mi w swoich naukach.
W pracach antropologicznych szamanizm opisuje się jako zespół wierzeń mieszkańców północnej
Azji, powszechny również wśród pewnych indiańskich plemion w północnej Ameryce. Twierdzą oni, że
dokoła nas roztacza się niewidzialny świat duchów naszych przodków – złych i dobrych – że duchy te
mogą być wzywane lub kontrolowane przez wtajemniczonych, którzy są pośrednikami między
wymiarem naturalnym i nadprzyrodzonym.
Don Juan rzeczywiście był pośrednikiem między światem rzeczywistym a pewnym niewidzialnym
światem, którego nie nazywał nadprzyrodzonym, lecz drugą uwagą. Zadaniem don Juana jako
nauczyciela było udostępnienie mi tej konfiguracji. W moich poprzednich pracach opisałem jego
metody nauczania, które miały doprowadzić do osiągnięcia tego celu, oraz sztuki magii, w których się
ćwiczyłem pod jego kierunkiem. Najważniejsza z nich zwana jest sztuką śnienia.
Don Juan twierdził, że nasz świat, który według naszych przekonań jest niepowtarzalny i absolutny,
stanowi zaledwie jeden element następujących po sobie kolejno światów; przypomina to warstwową
strukturę cebuli. Zapewniał też, że choć jesteśmy energetycznie uwarunkowani do postrzegania
wyłącznie naszego świata, to mamy jednak możliwości przeniknięcia do owych innych wymiarów; są
one równie rzeczywiste, niepowtarzalne, absolutne i pasjonujące, jak nasz własny świat.
Don Juan wyjaśnił mi, że aby móc postrzegać te inne wymiary, musimy nie tylko tego pragnąć, ale
także dysponować wystarczającą ilością energii, by je pochwycić. Ich istnienie jest niezmienne i
niezależne od naszej świadomości, a brak dostępu do nich jest wyłącznie konsekwencją naszych
uwarunkowań energetycznych. Innymi słowy, uwarunkowania te zmuszają nas do uznawania, że nasz
rzeczywisty świat jest jedynym możliwym światem.
Don Juan stwierdził, że czarownicy, którzy żyli w czasach starożytnych, wierzyli, iż te
uwarunkowania można zmienić, i rozwinęli zestaw ćwiczeń mających na celu odmienne
uwarunkowanie naszych energetycznych możliwości postrzegania. Ćwiczenia te nazwali sztuką
śnienia. Teraz, z perspektywy czasu, uświadamiam sobie, że don Juan najtrafniej określił śnienie, gdy
nazwał je wrotami do nieskończoności". Zwróciłem mu wtedy uwagę, iż owa metafora nic mi nie mówi.
– A więc zrezygnujmy z metafor – zgodził się don Juan. – Powiedzmy, że śnienie jest praktycznym
sposobem czarowników na wykorzystanie zwykłych snów.
– Ale jak można praktycznie wykorzystać zwykłe sny? – zapytałem.
– Słowa zawsze nas mylą – powiedział don Juan. – Mój nauczyciel próbował opisać mi śnienie,
mówiąc, że w ten sposób czarownicy mówią światu dobranoc. Starał się, oczywiście, dopasować swój
opis do moich zdolności pojmowania. Ja postępuję teraz tak samo z tobą.
Przy innej okazji don Juan powiedział:
– Śnienia można tylko doświadczyć. Śnienie to nie to samo, co mieć sny. Nie jest to również sen
na jawie ani wyrażanie życzeń, ani też wyobraźnia. Poprzez śnienie możemy postrzegać inne światy,
które, rzecz jasna, możemy opisać, ale nie możemy opisać tego, co pozwala nam je postrzegać.
Możemy jednak czuć, jak śnienie otwiera dla nas te inne wymiary. Śnienie wydaje się wrażeniem –
procesem w naszym ciele, świadomością w naszym umyśle.
W trakcie swoich ogólnych nauk don Juan dokładnie wyjaśniał mi zasady, przesłanki i ćwiczenia w
sztuce śnienia. Jego nauki dzieliły się na dwie części. Pierwsza dotyczyła procedur śnienia, a druga
czysto abstrakcyjnych objaśnień tych procedur. Stosowana przez niego metoda nauczania polegała
na naprzemiennym wzbudzaniu mojego zaciekawienia abstrakcyjnymi zasadami śnienia i później
ułatwianiu mi znajdowania ujścia dla niego poprzez ćwiczenia.
Opisałem to już na tyle szczegółowo, na ile tylko mogłem. Przedstawiłem również środowisko
czarowników, w którym umieścił mnie don Juan, abym studiował Jego sztukę. Moje kontakty z tym
środowiskiem były przedmiotem mojego szczególnego zainteresowania, ponieważ miały miejsce
wyłącznie w drugiej uwadze. W środowisku tym miałem styczność z dziesięcioma kobietami i pięcioma
mężczyznami – czarownikami i towarzyszami don Juana, a także z czterema młodymi mężczyznami i
czterema młodymi kobietami, którzy byli jego uczniami.
Don Juan zebrał tych ludzi krótko po tym, jak ja sam znalazłem się w jego świecie. Wyjaśnił mi, że
tworzą oni tradycyjną grupę czarowników – replikę jego własnej grupy – a ja mam im przewodzić.
Jednakże w trakcie pracy ze mną don Juan odkrył, że jestem inny, niż się tego spodziewał. Wyjaśnił tę
różnicę w kategoriach konfiguracji energii widocznej tylko dla czarowników; nie miałem czterech
komór energetycznych, tak jak on sam, a tylko trzy. Don Juan pomylił się, mając nadzieję, że taką
konfigurację można poprawić; zupełnie nie potrafiłem współdziałać z ową grupą ośmiu uczniów ani jej
przewodniczyć. Don Juan stanął więc przed koniecznością zebrania jeszcze jednej grupy ludzi,
bliższej mojej strukturze energetycznej.
Pisałem szeroko o tych zdarzeniach, ale nigdy nie wymieniłem tej drugiej grupy uczniów; don Juan
nie pozwolił mi na to. Argumentował, że znajdowali się oni wyłącznie w moim polu działania, a według
naszej umowy miałem pisać o jego polu działania, nie moim.
Ta druga grupa uczniów była niezwykle zwarta. Liczyła tylko trzech członków. Należeli do niej
Florinda Grau – śniąca, Taisha Abelar – zwiadowca, i Carol Tiggs – kobieta nagual.
Obcowaliśmy ze sobą wyłącznie w drugiej uwadze. W świecie rzeczywistym nie mieliśmy o sobie
nawet mglistego wyobrażenia. Jeśli zaś chodzi o nasze relacje z don Juanem, nie było tam miejsca na
żadne niejasności. Wkładał wielki wysiłek w to, by wyćwiczyć nas wszystkich jednakowo. Niemniej
jednak, gdy czas don Juana dobiegał końca, psychologiczne napięcie wynikające z jego odejścia
zaczęło burzyć sztywne granice drugiej uwagi. W rezultacie nasze wzajemne kontakty zaczęły w
sposób niezamierzony przenikać w sferę świata rzeczywistego i wtedy się spotkaliśmy, jak nam się
zdawało, po raz pierwszy.
Żadne z nas nie uświadamiało sobie, jak głębokie i żmudne były nasze wspólne działania w drugiej
uwadze. Ponieważ każde z nas pracowało naukowo, byliśmy więcej niż zaszokowani, gdy okazało się,
że spotykaliśmy się już wcześniej. Było to dla nas – i nadal jest, rzecz jasna – rozumowo nie do
przyjęcia, a jednak wiemy, że tego właśnie doświadczyliśmy. I tak pozostała nam nie dająca spokoju
wiedza o tym, że ludzka psychika jest nieskończenie bardziej złożona, niż pozwala nam wierzyć nasze
wykształcenie uniwersyteckie i zdrowy rozum.
Kiedyś razem poprosiliśmy don Juana, by rzucił nieco światła na nasz problem. Odrzekł, że ma
dwie możliwości wyjaśnienia nam tego zjawiska. Pierwsze wyjaśnienie prowadzi do naszej zranionej
racjonalności i składają do kupy – druga uwaga jest stanem świadomości równie iluzorycznym, niczym
słoń latający po niebie, a wszystko to, czego rzekomo doświadczyliśmy w tym stanie, było wytworem
hipnotycznej sugestii. Drugie wyjaśnienie będzie zgodne z rozumieniem czarowników stosujących
śnienie –jest to energetyczna konfiguracja świadomości.
Jednak podczas wykonywania zadań związanych ze śnieniem, bariera drugiej uwagi pozostawała
nie zmieniona. Zawsze, gdy wkraczałem w śnienie, wkraczałem także w drugą uwagę, przebudzenie
ze śnienia niekoniecznie oznaczało wyjście z drugiej uwagi. Przez cale lata pamiętałem jedynie
drobne fragmenty moich doświadczeń w śnieniu. Większość z tego, co robiłem, była dla mnie
energetycznie niedostępna. Potrzebowałem piętnastu lat nieprzerwanej pracy – od roku 1973 do
1988, by zebrać wystarczająco dużo energii i odtworzyć w moim umyśle kolejność tych wszystkich
zdarzeń. Przypominałem sobie wówczas całe cykle śnienia, jeden po drugim, i w końcu mogłem
wypełnić pozorne luki w mojej pamięci. W ten sposób dostrzegłem wewnętrzną ciągłość łączącą
kolejne lekcje don Juana o sztuce śnienia; ciągłość, którą utraciłem, ponieważ za jego sprawą
kluczyłem między świadomością świata rzeczywistego a świadomością drugiej uwagi. Ta praca jest
rezultatem owego procesu odtwarzania zdarzeń.
Wszystko to prowadzi do ostatniej części mojego wstępu, a mianowicie wyjawienia powodu do
napisania tej książki. Znając większą część nauk don Juana dotyczących sztuki śnienia, chciałbym
wyjaśnić w następnej pracy, jaka jest obecna sytuacja i co pochłania jego ostatnich czterech uczniów
– Florindę Grau, Taishę Abelar, Carol Tiggs i mnie samego. Ale zanim opiszę i wyjaśnię, dokąd
doszliśmy pod kierunkiem don Juana i jaki wywarł on na nas wpływ, muszę zweryfikować – w świetle
tego, co teraz mi wiadomo – te partie lekcji don Juana o śnieniu, do których do tej pory nie miałem
dostępu.
Jednakże ostateczną decyzję, by napisać tę pracę, podjąłem dzięki Carol Tiggs. Uważa ona, że
objaśnienie świata, który dzięki don Juanowi stał się naszym dziedzictwem, jest najwyższym wyrazem
naszej wdzięczności dla niego i naszego oddania dla jego niestrudzonych poszukiwań.
ROZDZIAŁ I: CZAROWNICY STAROŻYTNOŚCI
Don Juan niezmiennie podkreślał, że wszystko, czego mnie uczy, zostało przewidziane i
opracowane przez ludzi zwanych przez niego czarownikami starożytności. Dał mi wyraźnie do
zrozumienia, iż między owymi czarownikami a tymi z ery nowożytnej istnieją zasadnicze różnice.
Czarowników starożytności określił jako ludzi, którzy żyli w Meksyku prawdopodobnie już tysiące lat
przed hiszpańskimi konkwistadorami i których najważniejszym dokonaniem było stworzenie podstaw
magii ze szczególnym uwzględnieniem jej praktyczności i konkretności. Przedstawił ich jako ludzi
błyskotliwych, lecz pozbawionych mądrości. Współczesnych zaś czarowników don Juan opisał jako
ludzi słynących ze zdrowego rozsądku i zdolności do zmieniania i poprawiania reguł magii, jeśli tylko
uznają to za konieczne.
Wyjaśnił mi, że podwaliny śnienia przynależne magii zrodziły się w sposób naturalny w umysłach
czarowników starożytności i dzięki nim ugruntowały. Z konieczności więc – gdyż owe przesłanki są
kluczem do wyjaśnienia i zrozumienia śnienia – musiałem raz jeszcze o nich napisać. Dlatego też
większa część tej książki jest rozszerzeniem tego, co prezentowałem już w moich wcześniejszych
pracach.
Podczas jednej z naszych rozmów don Juan stwierdził, iż aby ocenić pozycję śniących i samego
śnienia, należy zrozumieć dążenia współczesnych czarowników do przesunięcia magii od
konkretności w stronę abstrakcji.
– Co nazywasz konkretnością, don Juanie? – zapytałem.
– Praktyczną stronę magii – odparł. – Obsesyjne trwanie umysłu przy praktyce i technice, niczym
nie uzasadnione oddziaływanie na ludzi. Wszystko to należało do królestwa czarowników
starożytności.
– A co nazywasz abstrakcją?
– Poszukiwanie wolności, wolności postrzegania wszystkiego, co jest dostępne człowieczeństwu,
bez jakichkolwiek obsesji. Twierdzę, że współcześni czarownicy poszukują abstrakcji, ponieważ
szukają wolności; nie interesują ich konkretne zdobycze. Nie pełnią żadnych funkcji społecznych, tak
jak to było w przypadku czarowników przeszłości. Tak więc nigdy nie spotkasz takiego, który byłby
oficjalnym widzącym lub urzędującym czarownikiem.
– Chodzi ci o to, don Juanie, że przeszłość nie ma żadnego znaczenia dla współczesnych
czarowników?
– Z pewnością ma znaczenie. Nie lubimy jedynie jej posmaku. Osobiście brzydzę się ciemną
stroną umysłu i jego obsesją śmierci. Lubię natomiast ogrom myśli. Pomijając jednak moje sympatie i
antypatie, jestem winien czarownikom starożytności należny im szacunek, gdyż właśnie oni pierwsi
odkryli i robili to wszystko, co wiemy i robimy dzisiaj.
Don Juan wyjaśnił, że ich najważniejszym osiągnięciem było dostrzeżenie energetycznej natury
rzeczy. Odkrycie to było tak doniosłe, iż uczyniono z niego podstawową przesłankę magii. W
dzisiejszych czasach czarownicy, poświęciwszy całe swe życie twardej dyscyplinie i ćwiczeniom,
rzeczywiście osiągają zdolność postrzegania natury rzeczy, zdolność, którą nazywają widzeniem.
– Jakie znaczenie mogłoby mieć dla mnie postrzeganie energetycznej natury rzeczy? – zapytałem
kiedyś don Juana.
– Takie, że postrzegałbyś bezpośrednio samą energię – odparł. – Dzięki oddzieleniu społecznej
strony postrzegania, zrozumiałbyś naturę wszystkiego. Cokolwiek bowiem postrzegamy, jest energią.
Ponieważ jednak nie możemy jej bezpośrednio dostrzec, przetwarzamy naszą percepcję tak, by
pasowała do pełnego wzorca. Ów wzorzec jest właśnie społeczną stroną postrzegania, którą musisz
oddzielić.
– Dlaczego muszę ją oddzielić?
– Ponieważ celowo zmniejsza ona zakres tego, co może być postrzegane, i każe nam wierzyć, że
wzorzec, do którego dopasowaliśmy naszą percepcję, jest wszystkim, co istnieje. Jestem przekonany,
że po to, by człowiek mógł przetrwać w dzisiejszych czasach, zmiana postrzegania musi nastąpić u jej
społecznej podstawy.
– A co jest społeczną podstawą postrzegania, don Juanie?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]