[ Pobierz całość w formacie PDF ]
SANDRA CANFIELD
GŁOSY
NA WIETRZE
Harleguin
Toronto • Nowy Jork • Londyn • Amsterdam
Ateny • Budapeszt • Hamburg • Istambuł
Madryt • Mediolan • Paryż • Praga • Sofia
Sydney • Sztokholm • Tajpej • Tokio • Warszawa
Jill McClain usłyszała nowinę po raz
pierwszy przechodząc przez pomieszczenie, w którym stał
automat do sprzedaży napojów bezalkoholowych.
- Hej, Jill, znasz najświeższe wiadomości? - spytała
recepcjonistka, uderzając pięścią w nieposłuszną maszynę
i wkładając ponownie do otworu monetę, którą wypluła
metalowa bestia. - Burke wraca.
- Czy słyszałaś o Burke'u? - Jill nie zdążyła odpowie-
6
dzieć na pierwsze pytanie, gdy już padło następne. Zadał je
Charles Evans, najnowszy nabytek firmy prawniczej Raw-
lins, Rawlins, Nugent and Carson. Minęli się niczym dwa
okręty, zmierzające w przeciwnych kierunkach - Charles
szedł do swego pokoju, Jill spieszyła do gabinetu Rawlinsa
seniora.
- Tak, Cindy, właśnie... - zawołała przez ramię, gdy
znów jej przerwano.
- Wiesz co? - spytała bez tchu Ellen, hoża urzędniczka
o błyszczących oczach, niosąca stertę starych książek pra­
wniczych i bieżących dokumentów.
- Burke wraca - odpowiedziała z szatańskim uśmie­
chem Jill, idąc dalej.
- Ach, ktoś już ci powiedział - jęknęła kobieta, ody-
mając wargi.
Stukot wysokich obcasów Jill umilkł na chwilę, dopiero
gdy zatrzymała się, by otworzyć oszklone drzwi gabinetu
Andrew Rawlinsa. Przy biurku siedziała kobieta, o której
wszyscy mówili z czułością, że jest sekretarką szefa firmy
od tysiąca lat. Ida Tumbrello odpowiadała na to niezmien­
nie, że w rzeczywistości jest nią zaledwie od dziewięciuset,
co i tak wystarcza, by pamiętała czasy, gdy firma dopiero
startowała.
- Pan R. przysłał po mnie - oznajmiła Jill, gdy Ida
podniosła głowę znad maszyny do pisania.
- Prosił, żeby cię natychmiast do niego wpuścić - po-
wiedziała sekretarka z szerokim uśmiechem, który uniósł
do góry jej gładkie policzki i zalśnił iskierkami w wiecznie
młodych oczach. - Czy słyszałaś, że Burke wraca?
7
Jill odwzajemniła uśmiech, zaprawiając go solidną po­
rcją złośliwości.
- Cała kancelaria kipi od plotek na ten temat. Nim tu
doszłam, zdążyłam czterokrotnie usłyszeć nowinę. - Po
chwili jednak dodała poważnym tonem: - Kiedy?
- Jest już w Bostonie i zamierza pojawić się rano
w pracy. - Przez króciutką chwilę starsza kobieta wygląda­
ła, jak gdyby miała się rozpłakać. Czubek jej zgrabnego
nosa zaróżowił się, piwne oczy zalśniły podejrzanie. - Nie
muszę wspominać, że Andrew nie posiada się z radości.
Nie ucieszyłby się bardziej z gwiazdki z nieba. - Ida po­
ciągnęła nosem i wskazała gestem siwej głowy znajdujące
się za nią drzwi. - Idź tam lepiej, zanim ten stary głuptas
nie obedrze mnie ze skóry za to, że cię zatrzymuję.
- A mnie za to, że pozwalam ci się zatrzymać - powie­
działa Jill. Zapukała do drzwi, nacisnęła klamkę i weszła
do wyłożonego czerwonym dywanem gabinetu Andrew
Rawlinsa. - Chciał się pan ze mną widzieć?
Wysoki szczupły mężczyzna, o dystyngowanym wyglą­
dzie, który stał, wyglądając przez okno, odwrócił się do niej.
Gęste śnieżnobiałe włosy okalały wąską twarz o ostrych ry­
sach, zielone oczy mierzyły Jill mądrym spojrzeniem. Jill
zawsze wyobrażała sobie, że jej szef przynajmniej częściowo
zgłębił tajemnicę życia. Siwe, starannie przystrzyżone wąsy
ocieniały wrażliwe usta o ładnym wykroju, na których gościł
znów nie widziany od osiemnastu miesięcy szczery uśmiech.
Była to szczerość, płynąca wprost z serca mężczyzny.
- Czy wiesz, jak piękny może być Boston wiosną?
- spytał Andrew Rawlins.
8
Kąciki ust Jill podjechały do góry na to nieoczekiwane
pytanie.
- Ma pan rację, Boston wiosną jest rzeczywiście cu­
downy. Ale nic mu nie ujmując, podejrzewam, że każde
miejsce na ziemi wydałoby się panu w tej chwili wspaniałe.
Patrzył na nią, nie kryjąc radosnego błysku w oczach.
- Słyszałaś więc?
- Nie sądzę, by znalazła się choć jedna osoba na półku­
li północnej, która nie zna jeszcze nowiny. Bardzo się cie­
szę, proszę pana - dodała poważnie. - Za was obu.
- Dziękuję.
- Jak on się miewa?
Przed oczami Jill stanął Burke Rawlins taki, jakim go
widziała po raz ostatni, ubrany w ponurą czerń, pochylony
nad świeżym grobem swojej żony. Twarz miał bez wyrazu,
w oczach pustkę, co bez wątpienia świadczyło, że Nicole
Rawlins zabrała z sobą do wieczności jego cząstkę. Być
może tę najlepszą.
- Cóż... - Andrew Rawlins szukał określenia, które
najlepiej pasowałoby do sytuacji jego syna. - Nieźle. To
było ciężkie półtora roku, ale myślę, że Burke w końcu
zrozumiał, iż w starym powiedzeniu o życiu, które toczy
się dalej, tkwi źdźbło prawdy. - Westchnął, a Jill pomyśla­
ła, że wspomina w tej chwili swoją żonę, która zmarła
przeszło dziesięć lat temu. - Wszyscy się tego uczymy
- dodał, potwierdzając jej przypuszczenia.
- Cieszę się, że będziemy znów pracować razem z Bur-
ke'em - powiedziała wracając do teraźniejszości. Dręczyła
ją ciekawość czy wszystkie plotki, które docierały do niej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • adbuxwork.keep.pl
  • Copyright (c) 2009 Życie jednak zamyka czasem rozdziały, czy tego chcemy, czy nie | Powered by Wordpress. Fresh News Theme by WooThemes - Premium Wordpress Themes.