[ Pobierz całość w formacie PDF ]
REBECCA CAMPBELL
KATIE W ŚWIECIE MODY
Dla mojego męża, Anthony'ego,
który zapewnił mi większość materiału filozoficznego,
dowcipów oraz wszystkie średniki.
Dziękuję również Stephanie Cabot i Jimowi Farrellowi za fachową pomoc i
wskazówki.
Ostatecznym i najlepszym lekarstwem
na melancholię miłości jest obdarzyć ją pożądaniem.
Robert Burton, „The Anatomy of Melancholy”
„Ale ja zawsze jestem ci wiemy, kochanie, w pewien sposób,
Tak, zawsze jestem ci wierny, kochanie, po swojemu”
Cole Porter, „Kiss Me, Kate”
CZĘŚĆ PIERWSZA
UPADEK KATIE CASTLE
ROZDZIAŁ PIERWSZY
TACY BYLIŚMY
Codziennie pięć po szóstej słyszę to samo pytanie:
- Katie, ile ci się udało załatwić?
Na te słowa wiele osób poczułoby się nieswojo. Wiecie: co zrobiłaś ze swoim
życiem? Znowu coś schrzanilaś. Ale ja wtedy miałam zawsze taką samą, ciętą ripostę:
- Zaparzyłam kawę, gadałam z dziewczynami, usiłowałam (bezskutecznie)
zmusić drukarkę do pracy, zrobiłam sobie manicure w salonie obok, poszłam ma kawę
do Gino (tam promiennie uśmiechnęłam się do Dantego, tego boskiego
przystojniaczka, ale o tym na pewno nie powiem Penny), potem znowu trochę
pogadałam z dziewczynami, myślałam o kolekcji, zadzwoniłam do fabryki (czy oni tam
nie mogą się nauczyć angielskiego?), kupiłam sobie kanapkę u Cranka, wyrzygałam ją
w kiblu, posprzeczałam się z Francuzami, wysłałam upomnienie Harveyowi Nickowi i
nowemu sklepowi w Harogate. To samo, co zwykle.
A Penny, z irytacją wzdychając do słuchawki, zawsze dodaje:
- Dobrze wiesz, o co mi chodzi. He ci się udało załatwić? Poddaję się.
- Trzy i pół.
- Nieźle jak na wtorek.
- Cholernie dobrze jak na wtorek. Ale dzisiaj jest środa.
- No to nieźle jak na środę. Mówisz, że ile ci się udało załatwić?
- Trzy i pół.
- A co z Beeching Place?
- Tylko półtora.
- O. No, ale to... sześć tysięcy na dwa sklepy.
- Pięć.
- Wiesz, że jestem kiepska z ułamków. Mówisz, że ile ci się udało załatwić?
To cud, że tak długo udało mi się pozostać przy zdrowych zmysłach.
Kiedy zaczęłam pracować dla Penny, była całkiem niezła. W końcu to ona
przemieniła „Penny Moss” ze stoiska w supermarkecie w poważaną firmę; firmę, o
której wiele osób słyszało, chociaż niektórzy mylą ją z „Ronit Zikha”, „Caroline
Charles” albo, Boże uchowaj, „Paul Costelloe”. Dwa sklepy i hurtownia, która
wystartowała z powodzeniem i teraz świetnie sobie radziła. Prezenterzy telewizyjni
zakładali nasze ubrania do porannych programów. Penny, ostentacyjnie bez Hugh,
pojawiła się w magazynie „Hello!”. No dobra, w „OK!”, ale - co Penny powtarzała
każdemu, kto chciał słuchać - „OK!” ma większy nakład. Pewna pani minister na
konwent swojej partii założyła jedną z naszych garsonek (jedwabną, w kolorze
kawowym, która wyglądała trochę jak unowocześniona wersja Chanel) i po raz
pierwszy wyglądała bardziej kobieco od swoich kolegów. Nasze ciuchy noszą kobiety
pracujące, które chcą wyglądać jak luzaczki, oraz luzaczki, które chcą wyglądać jak
kobiety pracujące. Kiedy następnym razem pójdziecie na czyjeś wesele, uważnie się
rozejrzyjcie. Tam, wśród neuralgicznych różowości i żółci w odcieniu małpich
rzygowin, zobaczycie nasze stroje: subtelne, świetnie skrojone, eleganckie.
Na czym to ja stanęłam? A tak, właśnie gdy zaczęliśmy zarabiać poważne
pieniądze, Penny zaczęło odbijać. Zawsze brakowało jej piątej klepki. Zmienność
nastrojów, upodobanie do wiskozy. Ale tym razem chodziło o zapominanie i gubienie
różnych rzeczy. Zwykłe objawy zbliżającego się stetryczenia. Jeżeli wydaję się
bezduszna, to tylko dlatego, że Penny nie jest moją matką. Ona jest matką Ludo. O
Boże! Wszystko już zaczyna się komplikować. Muszę wyjaśnić parę spraw, bo inaczej
nigdy za mną nie nadążycie.
Nazywam się Katie Castle i chcę wam opowiedzieć historię tego, jak miałam
wszystko, wszystko straciłam, a potem to odnalazłam, chociaż nie co do joty, i nie
takie samo i, jeśli mam być szczera (co, przyznaję się bez bicia, nie leży w mojej
naturze), nie było to ani trochę tak dobre, jak przedtem. Historia ta dotyczy głównie
mnie samej, ale występują w niej również (kolejność przypadkowa):
• Penny, moja szefowa, żona Hugh;
• Hugh, mąż Penny;
• Liam, mój Wielki Błąd;
• Jonah, który był właściwie jeszcze większym błędem, ale w końcu okazał się
moim Błogosławieństwem;
• Veronica, moja lojalna i wierna służąca - aż do pewnego momentu; oraz
• Ludo, ukochane dziecko Penny i Hugh, a także, na samym początku, w
chwili, kiedy zaczęliście poznawać tę historię, mój ukochany, mój narzeczony.
Pojawi się też wiele innych osób: przyjaciół i intruzów, ale ich poznacie w
swoim czasie. Postanowiłam być szczera, więc może uznacie mnie za wywłokę i
zdzirę, ale chociaż czasami robię różne złe rzeczy albo popełniam głupstwa, musicie
postarać się stanąć po mojej stronie, bo obiecuję, że na samym końcu okazuje się, że
dobra ze mnie dziewczyna.
Zacznijmy od początku. Jak wszyscy mieszkam w Londynie. Jak prawie
wszyscy mieszkam w Primrose Hill, tej części Londynu, gdzie Camden przestaje być
okropne, a Regents Park przestaje być nudne. Jak nie wszyscy, ale jak bardzo wielu
innych, pracuję w świecie mody. Właściwie nie jestem projektantką, ale każdy, kto
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl adbuxwork.keep.pl
REBECCA CAMPBELL
KATIE W ŚWIECIE MODY
Dla mojego męża, Anthony'ego,
który zapewnił mi większość materiału filozoficznego,
dowcipów oraz wszystkie średniki.
Dziękuję również Stephanie Cabot i Jimowi Farrellowi za fachową pomoc i
wskazówki.
Ostatecznym i najlepszym lekarstwem
na melancholię miłości jest obdarzyć ją pożądaniem.
Robert Burton, „The Anatomy of Melancholy”
„Ale ja zawsze jestem ci wiemy, kochanie, w pewien sposób,
Tak, zawsze jestem ci wierny, kochanie, po swojemu”
Cole Porter, „Kiss Me, Kate”
CZĘŚĆ PIERWSZA
UPADEK KATIE CASTLE
ROZDZIAŁ PIERWSZY
TACY BYLIŚMY
Codziennie pięć po szóstej słyszę to samo pytanie:
- Katie, ile ci się udało załatwić?
Na te słowa wiele osób poczułoby się nieswojo. Wiecie: co zrobiłaś ze swoim
życiem? Znowu coś schrzanilaś. Ale ja wtedy miałam zawsze taką samą, ciętą ripostę:
- Zaparzyłam kawę, gadałam z dziewczynami, usiłowałam (bezskutecznie)
zmusić drukarkę do pracy, zrobiłam sobie manicure w salonie obok, poszłam ma kawę
do Gino (tam promiennie uśmiechnęłam się do Dantego, tego boskiego
przystojniaczka, ale o tym na pewno nie powiem Penny), potem znowu trochę
pogadałam z dziewczynami, myślałam o kolekcji, zadzwoniłam do fabryki (czy oni tam
nie mogą się nauczyć angielskiego?), kupiłam sobie kanapkę u Cranka, wyrzygałam ją
w kiblu, posprzeczałam się z Francuzami, wysłałam upomnienie Harveyowi Nickowi i
nowemu sklepowi w Harogate. To samo, co zwykle.
A Penny, z irytacją wzdychając do słuchawki, zawsze dodaje:
- Dobrze wiesz, o co mi chodzi. He ci się udało załatwić? Poddaję się.
- Trzy i pół.
- Nieźle jak na wtorek.
- Cholernie dobrze jak na wtorek. Ale dzisiaj jest środa.
- No to nieźle jak na środę. Mówisz, że ile ci się udało załatwić?
- Trzy i pół.
- A co z Beeching Place?
- Tylko półtora.
- O. No, ale to... sześć tysięcy na dwa sklepy.
- Pięć.
- Wiesz, że jestem kiepska z ułamków. Mówisz, że ile ci się udało załatwić?
To cud, że tak długo udało mi się pozostać przy zdrowych zmysłach.
Kiedy zaczęłam pracować dla Penny, była całkiem niezła. W końcu to ona
przemieniła „Penny Moss” ze stoiska w supermarkecie w poważaną firmę; firmę, o
której wiele osób słyszało, chociaż niektórzy mylą ją z „Ronit Zikha”, „Caroline
Charles” albo, Boże uchowaj, „Paul Costelloe”. Dwa sklepy i hurtownia, która
wystartowała z powodzeniem i teraz świetnie sobie radziła. Prezenterzy telewizyjni
zakładali nasze ubrania do porannych programów. Penny, ostentacyjnie bez Hugh,
pojawiła się w magazynie „Hello!”. No dobra, w „OK!”, ale - co Penny powtarzała
każdemu, kto chciał słuchać - „OK!” ma większy nakład. Pewna pani minister na
konwent swojej partii założyła jedną z naszych garsonek (jedwabną, w kolorze
kawowym, która wyglądała trochę jak unowocześniona wersja Chanel) i po raz
pierwszy wyglądała bardziej kobieco od swoich kolegów. Nasze ciuchy noszą kobiety
pracujące, które chcą wyglądać jak luzaczki, oraz luzaczki, które chcą wyglądać jak
kobiety pracujące. Kiedy następnym razem pójdziecie na czyjeś wesele, uważnie się
rozejrzyjcie. Tam, wśród neuralgicznych różowości i żółci w odcieniu małpich
rzygowin, zobaczycie nasze stroje: subtelne, świetnie skrojone, eleganckie.
Na czym to ja stanęłam? A tak, właśnie gdy zaczęliśmy zarabiać poważne
pieniądze, Penny zaczęło odbijać. Zawsze brakowało jej piątej klepki. Zmienność
nastrojów, upodobanie do wiskozy. Ale tym razem chodziło o zapominanie i gubienie
różnych rzeczy. Zwykłe objawy zbliżającego się stetryczenia. Jeżeli wydaję się
bezduszna, to tylko dlatego, że Penny nie jest moją matką. Ona jest matką Ludo. O
Boże! Wszystko już zaczyna się komplikować. Muszę wyjaśnić parę spraw, bo inaczej
nigdy za mną nie nadążycie.
Nazywam się Katie Castle i chcę wam opowiedzieć historię tego, jak miałam
wszystko, wszystko straciłam, a potem to odnalazłam, chociaż nie co do joty, i nie
takie samo i, jeśli mam być szczera (co, przyznaję się bez bicia, nie leży w mojej
naturze), nie było to ani trochę tak dobre, jak przedtem. Historia ta dotyczy głównie
mnie samej, ale występują w niej również (kolejność przypadkowa):
• Penny, moja szefowa, żona Hugh;
• Hugh, mąż Penny;
• Liam, mój Wielki Błąd;
• Jonah, który był właściwie jeszcze większym błędem, ale w końcu okazał się
moim Błogosławieństwem;
• Veronica, moja lojalna i wierna służąca - aż do pewnego momentu; oraz
• Ludo, ukochane dziecko Penny i Hugh, a także, na samym początku, w
chwili, kiedy zaczęliście poznawać tę historię, mój ukochany, mój narzeczony.
Pojawi się też wiele innych osób: przyjaciół i intruzów, ale ich poznacie w
swoim czasie. Postanowiłam być szczera, więc może uznacie mnie za wywłokę i
zdzirę, ale chociaż czasami robię różne złe rzeczy albo popełniam głupstwa, musicie
postarać się stanąć po mojej stronie, bo obiecuję, że na samym końcu okazuje się, że
dobra ze mnie dziewczyna.
Zacznijmy od początku. Jak wszyscy mieszkam w Londynie. Jak prawie
wszyscy mieszkam w Primrose Hill, tej części Londynu, gdzie Camden przestaje być
okropne, a Regents Park przestaje być nudne. Jak nie wszyscy, ale jak bardzo wielu
innych, pracuję w świecie mody. Właściwie nie jestem projektantką, ale każdy, kto
[ Pobierz całość w formacie PDF ]