Meg Cabot
PAMIĘTNIK KSIĘŻNICZKIPAMIĘTNIK KSIĘŻNICZKI 1
Wtorek, 23 wrześniaCzasem wydaje mi się, że bez przerwy kłamię. Mama uważa, że tłumię swoje uczucia. Mówię jej:
- Nie, mamo, skąd. Wszystko w porządku. Cieszę się razem z tobą.
A mama na to:
- Chyba nie jesteś ze mną szczera.
I daje mi ten notes. Chce, żebym zapisywała w nim swoje odczucia, skoro, jak twierdzi, najwyraźniej nie ufam jej i nie chcę o nich mówić otwarcie. Chce, żebym zapisywała swoje odczucia? Proszę bardzo, już zapisuję:
W GŁOWIE MI SIĘ NIE MIEŚCI, ŻE ONA MI TO ROBI!
Jakby wszyscy i tak nie uważali mnie za dziwadło. I to największe dziwadło w całej szkole. No, bo spójrzmy prawdzie w oczy: mam metr siedemdziesiąt pięć wzrostu, jestem płaska jak deska i chodzę do pierwszej klasy liceum. Czy można być jeszcze większym dziwadłem? Jeśli ludzie w szkole coś odkryją, przepadłam. Przepadłam jak nic.
Boże, jeżeli naprawdę istniejesz, proszę, nie pozwól im się o niczym dowiedzieć.
Na Manhattanie mieszkają cztery miliony ludzi, prawda? Co znaczy, że około dwóch milionów z nich to faceci. I spośród dwóch milionów facetów, ona musi umawiać się akurat z panem Gianinim. Nie może spotykać się z jakimś gościem, którego bym nie znała. Nie może chodzić z facetem poznanym w delikatesach czy gdziekolwiek indziej. O nie, skąd.
Musi umawiać się z moim nauczycielem algebry. Dzięki, mamo. Naprawdę, wielkie dzięki.
Środa, 24 września, piąta lekcjaLilly na to:
- Pan Gianini to luzak.
Tak, i co jeszcze? Dla Lilly Moscovitz może to i luzak.
To luzak dla kogoś, kto radzi sobie z algebrą, jak Lilly. Ale wcale nie jest luzakiem, jeśli zawala się algebrę, jak ja. Nie jest luzakiem, kiedy zostawia cię po szkole między 2. 30 a 3. 30 każdego bez wyjątku dnia i każe rozwiązywać zadania na skrócone mnożenie, zamiast pozwolić, żebyś łaziła gdzieś z przyjaciółmi. Nie jest wcale takim luzakiem, kiedy dzwoni do twojej matki, rozmawia z nią o tym, jak zawalasz algebrę, a potem ZAPRASZA JĄ NA RANDKĘ.
A już zupełnie przestaje być luzakiem, kiedy wiesz, że całuje twoją matkę z języczkiem. Nie, nie przyłapałam ich. Zresztą nawet jeszcze nie byli na randce. I nie sądzę, żeby mama pozwoliła jakiemukolwiek facetowi całować się z języczkiem na pierwszej randce.
Przynajmniej taką mam nadzieję. W zeszłym tygodniu patrzyłam, jak Josh Richter całował się z języczkiem z Laną Weinberger. Miałam pełne zbliżenie, bo opierali się na korytarzu o szafkę Josha, a ona jest tuż obok mojej. Zrobiło mi się trochę niedobrze.
Co nie znaczy, że protestowałabym, gdyby Josh mnie pocałował w taki sposób. Któregoś dnia poszłyśmy z Lilly do Bigelows po krem z alfahydroksykwasami dla jej mamy i zauważyłam Josha, który czekał w kolejce do kasy. Zobaczył mnie, prawie się uśmiechnął i powiedział:
- Cześć.
Kupował Drakkar Noir, męską wodę kolońską. Wzięłam potem od ekspedientki darmową próbkę. Teraz, kiedy tylko zechcę, mogę sobie powąchać Josha w zaciszu własnego domu.
Lilly mówi, że Joshowi tego dnia prawdopodobnie szwankowały synapsy; musiał dostać udaru słonecznego czy czegoś takiego. Powiedziała, że pewnie wydałam mu się znajoma, ale z dala od betonowych ścian Liceum Alberta Einsteina w żaden sposób nie umiał skojarzyć mojej twarzy. Bo niby czemu, spytała mnie, najpopularniejszy chłopak z ostatniej klasy miałby mówić „cześć” mnie, Mii Thermopolis, marnemu pierwszakowi?
Ale ja wiem, że to nie udar. Z daleka od Lany i swoich przyjaciół pakersów Josh to zupełnie inny człowiek. Człowiek, który nie zwraca uwagi, czy dziewczyna ma płaski biust albo czy nosi buty rozmiar czterdzieści jeden. Człowiek, który umie pominąć takie detale i zajrzeć w głąb duszy. Jestem tego pewna, bo kiedy popatrzyłam mu w oczy w Bigelows, zobaczyłam w nich bardzo wrażliwą osobowość, która pragnie, by ktoś ją dostrzegł.
Lilly mówi, że mam wybujałą wyobraźnię i patologiczną potrzebę wprowadzenia w swoje życie elementów dramatycznych. Twierdzi, że moje zdenerwowanie mamą i panem G. jest tego klasycznym przykładem.
- Jeżeli tak się bardzo przejmujesz, po prostu powiedz o tym mamie.
Powiedz jej: nie chcę, żebyś się z nim spotykała. Nie rozumiem cię, Mia. Zawsze i wszędzie kłamiesz; ukrywasz, co czujesz. Dlaczego nie zachowujesz się asertywnie? Twoje uczucia też się liczą. O tak, jasne.
Nie potrafiłabym tak mamie dokopać. Ona się tak niesamowicie cieszy na myśl o randce, że od samego patrzenia chce mi się rzygać. Bez przerwy coś gotuje. Wczoraj wieczorem po raz pierwszy od miesięcy ugotowała makaron z sosem. Nie żartuję. Zdążyłam otworzyć menu dań na wynos z Suzie's Chinese, a ona mówi:
- O nie. Kotku, wybij to sobie z głowy kluski z sezamem na zimno.
Zrobiłam makaron po włosku. Makaron! Mama zrobiła makaron!
Uszanowała nawet moje prawa wegetarianki i nie włożyła do sosu klopsików.
Nic z tego nie rozumiem.
NIE ZAPOMNIEĆ
1. Kupić żwirek dla kota.
2. Skończyć przykłady na skrócone mnożenie dla pana G.
3. Przestać mówić Lilly o wszystkim.
4. Iść do Pearl Paint: kupić miękkie ołówki, klej w sprayu i blejtramy (dla mamy).
5. Wypracowanie o Islandii na historię cywilizacji (5 stron, podwójny odstęp).
6. Przestać tyle myśleć o Joshu Richterze.
7. Odnieść bieliznę do pralni.
8. Czynsz za październik (sprawdzić, czy mama zrealizowała czek od taty! ).
9. Być bardziej asertywna.
10. Mierzyć się w biuście.
Czwartek, 25 wrześniaDzisiaj na algebrze mogłam myśleć tylko o tym, że jutro wieczorem pan Gianini może wsadzić mojej mamie język w usta. Po prostu siedziałam i gapiłam się na niego. Zadał mi naprawdę łatwe pytanie - przysięgam, wszystkie proste pytania rezerwuje dla mnie, jakby nie chciał, żebym czuła się pominięta, czy co - a ja go w ogóle nie usłyszałam. Wyrwało mi się tylko jakieś:
- Co?
Wtedy Lana Weinberger, jak zwykle, parsknęła i przechyliła się w moją stronę tak, że całą blond grzywą zamiotła mi ławkę. W nos uderzyła mnie potężna fala perfum, a potem Lana wysyczała naprawdę paskudnym tonem:
- Idiotka.
Wymówiła to słowo tak, jakby miało więcej niż trzy sylaby. Jakby pisało się je: ID - I - JOT - KA.
Jak to się dzieje, że mili ludzie, tacy jak księżna Diana, giną w wypadkach samochodowych, a wredni, jak Lana, nie? Nie rozumiem, co Josh Richter w niej widzi. To znaczy, jasne, jest ładna. Ale jest taka podła. Czy on tego nie widzi?
Chociaż Lana chyba jest dla Josha miła. Ja na pewno byłabym miła dla niego. To najprzystojniejszy chłopak w całym Liceum imienia Alberta Einsteina. Wielu chłopaków wygląda jak ostatnie debile w naszym szkolnym stroju; muszą nosić szare spodnie, białą koszulę i czarny sweter z długim rękawem albo kamizelkę. Ale nie Josh. On w tym mundurku wygląda jak model.
Nie żartuję.
Nieważne. Dzisiaj zauważyłam, że pan Gianini ma OKROPNIE szerokie dziurki w nosie. Dlaczego ktoś chciałby się umawiać z facetem, któremu tak sterczy nos? Zapytałam o to Lilly podczas lunchu, a ona powiedziała:
- Nie zwróciłam uwagi na jego nos. Będzie jeszcze jadła te knedelki?
Lilly mówi, że powinnam pozbyć się tej obsesji. Jej zdaniem boję się, bo dopiero pierwszy miesiąc uczymy się w liceum, a już mam z czegoś jedynkę i żeby o tym zapomnieć, przejmuję się panem Gianinim i mamą. Mówi, że to się nazywa przeniesienie.
To naprawdę ciężki niefart, kiedy rodzice twojej najbliższej przyjaciółki są psychoanalitykami.
Dzisiaj po szkole pani doktor Moscovitz i pan doktor Moscovitz bez przerwy próbowali poddać mnie analizie. Lilly i ja siedziałyśmy sobie i grałyśmy w Boggle. I co pięć minut zaczynało się:
- Dziewczyny, chcecie napić się trochę Snapple'a? Dziewczyny, na Discovery jest szalenie interesujący dokument o kałamarnicach. A przy okazji, Mia, jak się czujesz z tym, że twoja mama zaczyna się umawiać z waszym nauczycielem algebry?
- Nie mam nic przeciwko temu - mówiłam. Dlaczego nie umiem być bardziej asertywna?
Ale co by było, gdyby rodzice Lilly wpadli na moją mamę, robiąc zakupy na Jefferson Market albo przy innej okazji? Jeśli im powiem prawdę, na pewno jej powtórzą. Nie chcę, żeby mama wiedziała, jak głupio się czuję, zwłaszcza że ona tak się cieszy.
Najgorsze jednak, że całą rozmowę usłyszał Michael, starszy brat Lilly.
Natychmiast zaczął się śmiać do rozpuku, chociaż ja sama nie widzę w tym nic śmiesznego.
- Twoja mama umawia się z Frankiem Gianinim? Ha, ha, ha! - zaczął. Świetnie. Teraz brat Lilly, Michael, już wie.
Musiałam zacząć go błagać, żeby nic nikomu nie mówił. Na piątej lekcji chodzi razem ze mną i Lilly na rozwój zainteresowań. To raczej zawracanie głowy, a nie normalna lekcja, bo pani Hill, która prowadzi RZ w liceum Alberta Einsteina w ogóle nie zwraca na nas uwagi, jeśli tylko za bardzo nie hałasujemy. Nie cierpi wychodzić z pokoju nauczycielskiego, który jest naprzeciw klasy, gdzie mamy RZ, żeby na nas nawrzeszczeć.
W każdym razie, Michael w ramach tej piątej lekcji powinien pracować nad swoim webzinem „Crackhead”. Ja mam w tym czasie nadrabiać zaległości w algebrze.
Tak czy owak, pani Hill nigdy nie sprawdza, co robimy podczas RZ, i to chyba lepiej, bo głównie usiłujemy wymyślić, jak zamknąć w szafie na materiały biurowe tego nowego Rosjanina, który podobno jest muzycznym geniuszem, byle tylko nie słuchać, jak rzępoli na swoich głupich skrzypcach Strawińskiego.
Mimo wszystko, Michael nie będzie siedział cicho tylko dlatego, że zgodnie tępimy Borisa Pelkowskiego i jego skrzypce. Coś komuś wygada. Michael tymczasem wciąż powtarzał:
- No, co dla mnie zrobisz, Thermopolis? Co dla mnie zrobisz?
Nic nie mogę zrobić dla Michaela Moscovitza. Nie zaproponuję, że będę za niego odrabiać prace domowe, ani nic takiego. Michael jest w ostatniej klasie (tak jak Josh Richter). Michael przez całe życie miał same szóstki (tak jak Josh Richter). Michael pewnie w przyszłym roku zacznie studia na uniwersytecie Yale albo Harvarda (tak jak Josh Richter).
Co ja mogłabym zrobić dla kogoś takiego?
To nie znaczy, że Michael to jakiś ideał. W przeciwieństwie do Josha Richtera, Michael nie gra w drużynie szkolnej. Nawet nie jest członkiem klubu dyskusyjnego. Nie wierzy w sporty zespołowe, w zbiorowe modlitwy, ani w gruncie rzeczy w nic, co się robi w grupie. Większość czasu spędza sam w swoim pokoju. Kiedyś zapytałam Lilly, co on tam robi, na co odparła, że i ona, i jej rodzice stosują wobec Michaela strategię: „nie pytaj, nie rozkazuj”.
Założę się, że konstruuje bombę. Może w ramach szkolnych figli wysadzi w powietrze Liceum imienia Alberta Einsteina.
Czasami wynurza się ze swojego pokoju i robi sarkastyczne uwagi. Zdarza się, że chodzi wtedy bez koszuli. Zauważyłam, że chociaż nie wierzy w sporty zespołowe, ma naprawdę ładny tors. A zwłaszcza świetnie zarysowane mięśnie brzucha.
Nigdy nie wspomniałam o tym Lilly.
W każdym razie, Michael chyba się znudził moimi propozycjami, że wyprowadzę jego owczarka szetlandzkiego, Pawłowa, albo odniosę puste puszki po napoju Tab jego mamy do Gristedes, żeby odebrać kaucję, co jest jego cotygodniowym obowiązkiem. Bo w końcu powiedział z niesmakiem:
- Daj sobie spokój, Thermopolis, dobra?
I poszedł z powrotem do siebie.
Zapytałam Lilly, o co się wścieka. Ona mi na to, że Michael mnie molestował seksualnie, a ja niczego nie zauważyłam.
Ale wstyd! Przypuśćmy, że Josh Richter zacznie mnie molestować seksualnie któregoś dnia (chciałabym), a ja tego nie zauważę? Boże, jestem czasem taka głupia.
Lilly powiedziała, żebym się nie przejmowała. Michael nie powie kumplom ze szkoły, że moja mama spotyka się z panem G. , bo nie ma żadnych kumpli. A potem chciała się dowiedzieć, czemu tak bardzo przeszkadzają mi szerokie dziurki w nosie pana Gianiniego, skoro nie ja muszę na nie patrzeć, tylko moja mama.
A ja powiedziałam:
- Wybacz, dzień w dzień muszę na nie patrzeć od 9. 55 do 10. 55 i od 2. 30 do 3. 30, z wyjątkiem sobót i niedziel, świąt państwowych i letnich wakacji. To znaczy, o ile nie będę miała poprawki i nie będę musiała chodzić na kurs wakacyjny.
A jeśli się pobiorą, wtedy będę musiała oglądać jego nos CODZIENNIE, SIEDEM DNI W TYGODNIU, WŁĄCZAJĄC ŚWIĘTA.
Zdefiniuj zbiór: zespół obiektów, każdy element czy przedmiot należy do jakiegoś zbioru
A = {Gilligan, Szyper, Mary Ann}
Reguła, która opisuje każdy element
A = {x/x jest jednym z rozbitków na Wyspie Gilligana}
Piątek, 26 wrześniaLISTA NAJSEKSOWNIEJSZYCH FACETÓW LILLY MOSCOVITZ
(opracowana podczas historii cywilizacji,
z komentarzami Mii Thermopolis)
1. JOSH RICHTER (zgadzam się, metr osiemdziesiąt czystego seksu. Blond włosy, które często opadają na błękitne oczy i ten słodki, leniwy uśmiech. Jedyna wada: ma fatalny gust; chodzi z Laną Weinberger).
2. BORIS PELKOWSKI (nie zgadzam się zupełnie. Tylko dlatego, że zagrał na swoich idiotycznych skrzypcach w Carnegie Hall, kiedy miał dwanaście lat, nie znaczy jeszcze, że jest seksowny. W dodatku chowa szkolny sweter w spodnie, zamiast wypuścić go na wierzch, jak normalny człowiek).
3. PIERCE BROSNAN, najlepszy ze wszystkich Bondów (nie zgadzam się - bardziej podobał mi się Timothy Dalton).
4. DANIEL DAY LEWIS w Ostatnim Mohikaninie (popieram - „Musisz żyć, bez względu na to, co się stanie! ”).
5. Brytyjski KSIĄŻĘ WILLIAM (aha).
6. LEONARDO w Titanicu (daj spokój! Styl 1998 roku... to już przeszłość).
7. Pan WHEETON, trener szkolnej drużyny (seksowny, ale zajęty. Widziałam, jak otwierał drzwi pokoju nauczycielskiego przed panną Klein).
8. Ten facet w dżinsach na wielkim billboardzie na Times Square (absolutna zgoda. KTO to jest? Powinni mu dać własny serial w TV).
9. Chłopak doktor Quinn (gdzie on się podział? Był naprawdę sexy! ).
10. JOSHUA BELL, skrzypek (zgadzam się totalnie. Fajnie byłoby umawiać się z muzykiem - tylko nie z Borisem Pelkowskim).
Piątek, trochę późniejMierzyłam sobie biust i w ogóle nie myślałam o tym, że mama ma randkę z moim nauczycielem algebry, kiedy zadzwonił tata . Nie wiem czemu, ale skłamałam, że mama jest w swojej pracowni. Zupełnie bez sensu, bo przecież tata wie, że mama umawia się na randki. Jednak jakoś nie mogłam mu powiedzieć o panu Gianinim.
Dziś po południu, w czasie obowiązkowej powtórki z panem Gianinim, siedziałam i ćwiczyłam wzory skróconego mnożenia (kwadrat sumy, kwadrat różnicy, różnica kwadratów - o Boże, czy ja kiedykolwiek będę musiała używać tych wzorów w prawdziwym życiu? KIEDY??? ), aż tu nagle pan Gianini powiedział:
- Mia, mam nadzieję, że... no cóż, że nie masz nic przeciwko moim spotkaniom z twoją matką na stopie towarzyskiej.
A ja przesłyszałam się i w pierwszej chwili myślałam, że powiedział coś o SEKSIE, a nie towarzyskich spotkaniach. Nagle poczułam, że się całkowicie czerwienię. No, że SPALĘ się ze wstydu. Wykrztusiłam:
- Nie, proszę pana, to mi wcale nie przeszkadza.
A pan Gianini odparł:
- Bo jeśli coś ci się nie podoba, możemy o tym pomówić. Chyba musiał się zorientować, że ściemniam, skoro miałam taką czerwoną twarz.
Ale dodałam tylko:
- Dla mnie to żaden problem. To znaczy, TROSZKĘ się przejmuję, ale naprawdę, wszystko jest w porządku. No wie pan, to tylko randka, prawda? Dlaczego mam się denerwować z powodu jednej głupiej randki?
Pan Gianini powiedział na to:
- No cóż, Mia, nie wiem, czy to będzie jedna głupia randka. Bardzo lubię twoją matkę.
I wtedy, zupełnie nie wiem, jak to się stało, ale nagle usłyszałam własne słowa:
- Mam nadzieję. Bo jeśli ona zacznie przez pana płakać, skopię panu tyłek.
O mój Boże! Sama nie wierzę, że użyłam słowa „tyłek” do nauczyciela! Potem jeszcze bardziej się zaczerwieniłam, o ile to w ogóle możliwe. Dlaczego jestem szczera tylko wtedy, kiedy gwarantuje mi to kłopoty?
Ale z drugiej strony, rzeczywiście czuję się trochę niezręcznie z tym wszystkim. Może rodzice Lilly mieli rację.
Pan Gianini zachował się jednak jak luzak. Uśmiechnął się swoim zabawnym uśmiechem i powiedział:
- Nie zamierzam doprowadzić twojej matki do płaczu, ale jeśli tak się kiedykolwiek stanie, oficjalnie cię upoważniam, żebyś skopała mi tyłek.
Mimo wszystko zachował się w porządku.
No nic. Tata miał przez telefon naprawdę dziwny głos.
Ale on zawsze ma taki głos. Transatlantyckie połączenia telefoniczne są beznadziejne; słyszę, jak ocean szumi w tle, i denerwuję się, bo mi się wydaje, że podsłuchują nas ryby, czy coś takiego. Poza tym, tata nawet nie chciał ze mną rozmawiać. Chciał mówić z mamą. Pewnie ktoś umarł i on chce, żeby mama zawiadomiła mnie o tym oględnie.
Może umarła Grandmére, jego matka. Hm...
Od ostatniego lata moje piersi urosły dokładnie zero. Mama kompletnie się myliła. Wcale nie zaczęłam gwałtownie rosnąć, skończywszy czternaście lat, jak ona kiedyś. Pewnie nigdy nie zacznę gwałtownie rosnąć, przynajmniej w klatce piersiowej. Rosnę zrywami tylko WZWYŻ, nigdy WSZERZ. Jestem w tej chwili najwyższą dziewczyną w klasie.
No tak, jeśli ktoś mnie zaprosi na szkolne Tańce z Różnych Stron Świata (jasne, już to widzę... ) nie będę mogła założyć sukienki bez ramiączek, bo na klatce piersiowej nie mam nic, na czym mogłaby się utrzymać.
Sobota, 27 wrześniaSpałam już, kiedy mama wróciła wczoraj wieczorem do domu ze swojej randki (ociągałam się z zaśnięciem, bo chciałam się dowiedzieć jak było, ale chyba to mierzenie biustu mnie wykończyło), więc nie udało mi się zapytać jej, jak poszło, aż do dzisiejszego ranka, kiedy poszłam do kuchni nakarmić Grubego Louie. Mama już wstała, co mnie zaskoczyło, bo zazwyczaj śpi dłużej niż ja, chociaż przecież to ja jestem nastolatką i to ja powinnam bez przerwy spać.
Z drugiej strony, mama miała depresję, odkąd odkryła, że jej ostatni chłopak był republikaninem.
Była w kuchni, podśpiewywała sobie wesoło i smażyła naleśniki. Myślałam, że padnę trupem na ten widok: mama robi jedzenie tak wcześnie rano i to w dodatku wegetariańskie.
Oczywiście, wczoraj bawiła się świetnie. Poszli na obiad do Monte's (plus za brak skąpstwa, panie G.! ), a potem wybrali się na spacer wkoło West Village, wstąpili do jakiegoś baru i siedzieli w ogródku na tyłach do drugiej w nocy, po prostu gadając. Próbowałam ją delikatnie wybadać, czy się całowali, a zwłaszcza z języczkiem, ale mama tylko się uśmiechnęła i jakby nieco zawstydziła. Niech będzie, że nie. Okropne.
W tym tygodniu znów mają się umówić.
Nie będę się czepiać, skoro ona się cieszy.
Dzisiaj Lilly kręci parodię Blair Witch Project do swojego programu telewizyjnego „Lilly nazywa rzeczy po imieniu”. Blair Witch Project to film o jakichś dzieciakach, które wybrały się do lasu szukać czarownicy.
W końcu wszyscy giną i zostaje po nich wyłącznie taśma filmowa i parę kupek chrustu. Tylko, że zamiast Blair Witch Project, wersja Lilly nazywa się Green Witch Project. Lilly zamierza wziąć ręczną kamerę do parku Washington Square i filmować turystów, którzy podchodzą do ludzi i pytają, jak dostać się do Green Witch Village. (Tak naprawdę, chodzi im o Greenwich Village - „w” W Greenwich się nie wymawia, ale ludzie spoza miasta zawsze przekręcają tę nazwę).
Tak czy owak, kiedy turyści będą podchodzić i pytać nas o Green Witch Village, mamy wrzeszczeć i uciekać w panice. A na koniec, mówi Lilly, zostanie po nas tylko kupka biletów do metra. Lilly twierdzi, że kiedy program pójdzie na antenę, nikt już nie spojrzy na bilety do metra tak jak przedtem. Żałowałam, że nie znamy jakiejś prawdziwej czarownicy. Myślałam nawet, czy nie namówić Lany Weinberger, żeby ją zagrała, ale Lilly stwierdziła, że nie chce obsadzać w tej roli aktorki charakterystycznej.
Poza tym, musiałybyśmy znosić Lanę przez cały dzień, a tego nikt nie wytrzyma. Zresztą i tak by nie przyszła, bo uważa nas za najmniej popularne dziewczyny w całej szkole. Prawdopodobnie nie chciałaby zepsuć sobie reputacji, pokazując się z nami.
Z drugiej strony, jest taka próżna, że pewnie podskoczyłaby z radości zyskując szansę występu w telewizji, nawet jeśli to tylko lokalna kablówka ogólnego dostępu.
Kiedy skończyłyśmy filmowanie, zobaczyłyśmy jak Ślepiec przechodzi przez Bleecker. Znalazła kolejną ofiarę, kompletnie niewinną niemiecką turystkę. Nie miała pojęcia, że ten miły, niewidomy człowiek, którego przeprowadza przez jezdnię, zacznie ją obmacywać, jak tylko dojdą na drugą stronę, a potem uda, że nie zrobił tego specjalnie.
Całe moje szczęście; jedyny facet, który mnie kiedykolwiek obmacywał (swoją drogą, nie ma czego macać), to niewidomy.
Lilly mówi, że doniesie na Ślepca do Szóstego Komisariatu. Już widzę, jak się tym przejmą. Mają większe zmartwienia. Na przykład chwytanie morderców.
NIE ZAPOMNIEĆ
1. Kupić żwirek dla kota.
2. Upewnić się, czy mama wysłała czek za czynsz.
3. Przestać kłamać.
4. Wybrać temat pracy semestralnej z angielskiego.
5. Odebrać pranie.
...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]