[ Pobierz całość w formacie PDF ]
PODRÓŻ PO
GWIAZDĘ
Tytuł oryginału: JOURNEY TO A STAR
Od Autorki
Graniczne zamieszki, które miały miejsce w Syjamie w roku 1893,
stopniowo ucichły. W roku 1897 król Czulalongkorn oraz królowa
Saowaba odwiedzili Europę, przypłynąwszy tam na pokładzie jachtu
„Maka Chakri".
Ciepłe przyjęcie, z jakim spotkali się we Francji, mile zaskoczyło
królewską parę. W Anglii zatrzymali się w pałacu Buckingham, gdzie
gościł ich książę Walii (późniejszy król, Edward VII).
Podróż, obejmująca również Rosję, Włochy, Szwecję i Belgię, okazała się
bardzo owocna. Czulalongkorn był pierwszym azjatyckim monarchą,
który rozmawiał z Europejczykami po angielsku, bez pomocy tłumacza.
Gdy znalazłam się w roku 1982 w Bangkoku, zatrzymałam się w hotelu
„Oriental", obecnie jednym z największych hoteli na świecie. Z mego
balkonu rozciągał się wspaniały widok na rzekę, na której od stuleci
znajduje się rodzaj bazaru, odmalowanego w niniejszej książce.
Niestety, nie miałam czasu, by zwiedzać świątynie i oglądać fascynujące
freski. Istnieje jednak interesująca praca A.B. Criswolda pt.
Dziesięć żywotów
Buddy,
prezentująca ich barwne reprodukcje.
Rozdział 1
1894
Markiz Oakenshaw ziewnął. W pałacu Świętego Jakuba było duszno, a
poranne przyjęcie ciągnęło się w nieskończoność. Książę Walii był jak
zwykle duszą towarzystwa. Rozmawiał prawie z każdym, kto został mu
przedstawiony, i jego śmiech raz po raz rozbrzmiewał wśród gości.
Na markizie, który często był świadkiem podobnych scen, paradny
wygląd znajdujących się tam żołnierzy, marynarzy, dyplomatów i
ministrów nie wywarł szczególnego wrażenia.
Rozmyślał o wyjątkowo słonecznym jak na styczeń dniu i o tym, że
wolałby teraz być na przejażdżce po parku na jednym ze swoich ognistych
koni lub galopować z którymś z przyjaciół na swoim prywatnym torze
wyścigowym. Był tak pogrążony w myślach, że gdy spotkanie dobiegło
końca i książę Walii ruszył w kierunku drzwi, drgnął, jakby nagle
przebudzony.
Markiz pospieszył za nim. Zauważył, że z roku na rok książę staje się
coraz tęższy, i pomyślał, że jego eleganckie stroje będą wkrótce za ciasne.
Markiz natomiast zachował swą młodzieńczą sylwetkę. Lubił jeździć
konno, uprawiać sporty, gdy tylko miał okazję, i dzięki temu ciągle był w
dobrej formie.
Starał się także zachować wstrzemięźliwość na hucznych przyjęciach w
Marlborough House i nie ulegać urokowi pięknych dam, które
nadskakiwały księciu Walii.
Powstrzymując ziewanie, markiz pomyślał, że długie przyjęcia przy suto
zastawionym stole nudzą go tak bardzo jak przeciągające się w nieskończo-
ność poranne spotkania oraz inne dworskie rozrywki. Dlatego też trudno
mu było wyrazić entuzjazm, gdy książę rzekł:
— Mam nadzieję, Vivien, że zjesz dzisiaj ze mną kolację. Księżna
wyjechała i chciałbym nie tylko zaprosić starych przyjaciół na posiłek, ale
także zabawić się potem w świetle świateł na scenie.
Markiz wiedział, że oznaczało to wybranie się na pewnego rodzaju
przedstawienie teatralne, które książę uwielbiał. Nie miał też wątpliwości,
iż zabawa skończy się w jednym z domów uciech, które zawsze stały dla
nich otworem. Pomyślał niemal z rozdrażnieniem, że jest za stary na tego
rodzaju rozrywki, podobnie zresztą jak książę. Jednak jego wysokość z
entuzjazmem młodego podoficera wciąż podziwiał wątpliwy urok takich
kiczowatych przedstawień jak
Damy w mieście.
— Doskonały pomysł— odparł markiz po namyśle.
Gdy schodzili po starych dębowych schodach, po których od wieków
stąpali wielcy arystokraci, książę był w świetnym humorze. Na dziedzińcu
czekał już powóz, by zawieźć go do znajdującego się nie opodal
Marlborough House. Gdy odjeżdżał, markiz i inni dworzanie, mężowie
stanu oraz służący, którzy go odprowadzali, pochylili głowy w ukłonie, a
potem westchnęli z ulgą, kiedy powóz z następcą tronu zniknął im z oczu.
— No, na dzisiaj, dzięki Bogu, koniec — powiedział do markiza jeden z
dżentelmenów — mogę zrzucić już ten niewygodny mundur.
— Mam zamiar zrobić to samo — odparł markiz i już chciał wsiąść do
swego powozu, gdy usłyszał:
— Och, Oakenshaw, prawie bym zapomniał. Minister spraw
zagranicznych prosił, żebyś wpadł do niego przed lunchem.
— A to w jakim celu? — spytał markiz niechętnie.
— Nie mam pojęcia, ale znając jego lordowską mość pewnie chodzi o coś,
co powinno być zrobione wczoraj.
Markiz zaśmiał się krótko, choć wcale go to nie rozbawiło. Dobrze
wiedział, że lord Rosebery ze swoimi zdolnościami, pozycją i bogactwem
mógł zdobyć władzę nawet bez angażowania własnej inteligencji, z
której powszechnie słynął. Pan Gladstone nazywał go człowiekiem
przyszłości.
Kiedy lord Rosebery został awansowany na ministra spraw
zagranicznych, jego zdolności oratorskie zyskały ogólny podziw i
przysporzyły mu popularności w całym kraju.
Miał przy tym niezrównane konie wyścigowe, które zawsze
przychodziły pierwsze do mety.
Fakt, że minister zaliczył do grona bliskich przyjaciół o wiele od siebie
młodszego markiza Oakenshawa, nikogo nie dziwił. Obaj bowiem lubili
uprawiać sporty i mieli poczucie humoru, które pozwalało im śmiać się
nie tylko z otoczenia, ale także z samych siebie.
Gdy powóz zaprzężony w dwa znakomite konie jechał w kierunku
ministerstwa, markiz zastanawiał się, z jakiego to powodu lord Rosebery,
z którym jadł obiad zaledwie przed paroma dniami, tak niezwłocznie chce
się z nim widzieć.
Oakenshaw miał ochotę najpierw udać się do swojego domu przy
Grosvenor Square, by się przebrać, ale skoro lord Rosebery tak pilnie go
potrzebował, byłoby wielkim nietaktem kazać mu czekać. Konie
zatrzymały się przed budynkiem ministerstwa i jeden z prywatnych
sekretarzy lorda Rosebery'ego zbiegł po schodach, by powitać przybysza.
— Dzień dobry, milordzie. Minister będzie bardzo wdzięczny za tak
rychłe przybycie.
— Witaj, Cunningham. Możesz mi powiedzieć, po co ten cały pośpiech?
— zapytał sekretarza lorda Rosebery'ego, którego znał od dawna.
— Myślę, że jego lordowska mość sam wszystko wyjaśni — odrzekł
sekretarz i poprowadził markiza korytarzem do drzwi gabinetu ministra.
— Markiz Oakenshaw, milordzie — zaanonsował niemal z dumą:
Lord Rosebery wydał okrzyk zadowolenia i wstał, by powitać gościa.
— Wspaniale, że przyszedłeś, Vivien — powiedział. — Muszę przyznać,
że świetnie wyglądasz. Jak wypadło poranne przyjęcie u księcia?
— Było bardziej nudne niż zwykle— odparł markiz.
Usiadł na krześle naprzeciwko biurka. Lord Rosebery zajął z powrotem
swoje miejsce i rzekł:
— Pewnie Stanhope napomknął ci już, że to pilna sprawa.
— Co się stało? — spytał markiz. — W Europie wybuchła wojna czy
może Rosjanie wkroczyli do Indii?
— Nic aż tak złego — zapewnił go lord Rosebery z uśmiechem — ale
potrzebuję twojej pomocy w Syjamie.
— W Syjamie? — powtórzył markiz. — Myślałem, że już jest tam spokój.
— W zasadzie tak, ale chciałbym, żebyś pojechał do Bangkoku z misją
dobrej woli.
Markiz odchylił głowę do tyłu i roześmiał się.
— Powiem ci coś, Archibaldzie. Zawsze mnie zaskakujesz. Mogłem
spodziewać się, że poprosisz mnie, bym jechał do Paryża albo Kairu, ale z
pewnością nie do Syjamu.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • adbuxwork.keep.pl
  • Copyright (c) 2009 Życie jednak zamyka czasem rozdziały, czy tego chcemy, czy nie | Powered by Wordpress. Fresh News Theme by WooThemes - Premium Wordpress Themes.