[ Pobierz całość w formacie PDF ]
//-->ROZDZIAŁ 1Lady Felicity Trammerley, najstarsza córka hrabiego Braecourt, odkołyski słyszała od kochającej matki, e wiele jej się od ycia nale y. A junajwięcej od narzeczonego, księcia Portmaine. Wystarczy, e zgodzi się zaniego wyjść. Bez wątpienia jej przyzwolenie było dla księcia wielkimosiągnięciem. Sądził, e jest łagodna i potulna jak baranek, czyli posiada cechy,których sobie yczył u narzeczonej. Bardzo się starała, eby go przekonać, etak właśnie jest. Wytrwałość i cię ka praca. Matka zwykła ją głaskać popięknych czarnych lokach, powtarzając, e dzięki wytrwałości zawsze dostanieto, czego chce. Czasami jednak trudno się było opanować, tak jak teraz, kiedyjej wreszcie powiedział, jaki jest cel tej wizyty. Trzymała język za zębami.Pozwoliła mu mówić. Wiedziała,e musi postępować rozwa nie, chociazaręczyny zostały formalnie ogłoszone w ubiegłym tygodniu. Zdawała sobiesprawę, e nie mo e okazywać złości, nawet kiedy w typowy dla siebie zwięzłyi arogancki sposób wyjaśnił, po co przyjechał. Có za samolubny gbur!- Mój drogi, wiesz, e cieszę się z tego spadku - odezwała się głosem pełnymsłodyczy - chocia to zaledwie szkocki tytuł i majątek. Ale nie rozumiem,dlaczego tak ci spieszno wyje d ać z Londynu w środku sezonu. Po to, byobejrzeć jakieś stare zamczysko, które zapewne od stu lat jest ruiną? Wie yczkinie rozsypią się chyba w proch, jeśli przeło ysz podró do lata. Mój Bo e, chybanie ma tam fosy? Są strasznie niezdrowe. Jestem pewna, e nikt nie oczekuje, ewyrzekniesz się przyjemności sezonu z takiego powodu.Nie chciała dodawać,e w grę wchodziły równiejej własneprzyjemności, poniewa parasol władzy i pieniędzy, który nad nią roztaczał,sprawiał, i okazywano jej nale yte względy i traktowano jak przyszłą księ nęPortmaine. Co prawda zostało kilka starych matron, które wcią nie przyjęłytego faktu do wiadomości, ale po ślubie z łatwością się z nimi upora.Ian Charles Curlew Carmichael, piąty ksią ę Portmaine, patrzył zpobła aniem na filigranową i niezwykle wdzięczną kobiecą postać siedzącąnaprzeciwko. Uśmiechnął się, poniewa trudno było inaczej, bo samo patrzeniena nią sprawiało przyjemność. Była bardzo piękna. Mówiła łagodnym głosem,jak przystoi księ nej. Poruszała się z gracją jak księ na. Tak, dokonałwłaściwego wyboru.−Nie - odezwał się w końcu - masz rację, Felicity. Pewnie, e nikt nieoczekuje po mnie takiego zapału w przestrzeganiu moich właścicielskichpowinności - nikt, poza mną samym i wujem Richardem. To on mnie nauczyłtroszczyć się o to, co do mnie nale y. Zawsze powtarzał, e jeśli nie zrobiętego ja, zrobi to ktoś inny, a ja wyjdę na głupca. Muszę tam jechać. Jeśli udami się wyjechać w ciągu tygodnia, wrócę za miesiąc. Jestem pewien, e torozumiesz, moja droga. Nie mogę się po prostu odwrócić od obowiązków,nawet jeśli kolidują z innymi, weselszymi zajęciami.Tak naprawdę, dobry byłby ka dy pretekst, byle tylko uciec od rozbawionegozgiełku londyńskiego sezonu. Niekończące się zabawy i bale niesłychanie gonudziły i sprawiały, e czuł wszechogarniające otępienie.Oczywiście zdawał sobie sprawę, e panie uwielbiają takie rozrywki, a byłprzecie d entelmenem. Tym razem uda mu się pozostać d entelmenem, ajednocześnie zgrabnie się wywinąć. Odczuwał w tej chwili wyłącznie olbrzymiąulgę i praktycznie brak poczucia winy.Lady Felicity zesztywniała, słysząc, z jaką łatwością ksią ę odprawia jejzastrze enia. Woli jechać na drugi koniec świata ni zostać z nią w Londynie,pal go diabli. Przełknęła jadowitą odpowiedź i zdołała powiedzieć w miarępogodnie: - Ale Ian, sam mówiłeś, e nawet nie znasz tych ludzi. A przeciewiesz, e Szkoci to zwyczajni barbarzyńcy. Jestem pewna, e nie przywitająAnglika z otwartymi ramionami. Dlaczego nie poślesz prawnika, pana Jerkina,eby w twoim imieniu dopilnował wszystkich spraw?Ksią ę spojrzał w jasnozielone, lekko unoszące się w kącikach oczy, któretak przypominały mu pierwszą onę. Nie, nie mo e teraz myśleć o Mariannę,nie teraz. To nieuczciwe. Musi o niej zapomnieć. Kiedy Felicity zostanieksię ną, zajmie miejsce Mariannę. Sprawi, e wreszcie zapomni o swej dawnozmarłej onie.−Pewnie masz rację, moja droga, ale mimo to wizyta w Penderleigh jest moimobowiązkiem. Choćby po to, bym mógł zdecydować, co zrobić z zamkiem icałą posiadłością. Poza tym ci podli barbarzyńcy, jak ich przed chwiląnazwałaś, są moimi dalekimi krewnymi.−Powiedziałam, e to zwyczajni barbarzyńcy. Nie mówiłam, e są podli.−Wybacz, zabrzmiało to podobnie. Tytuł dostałem dzięki ciotce, która, o ilewiem, wcią mieszka w Penderleigh, a to wskutek niezrozumiałego dla mniepostanowienia szkockiego sądu sprzed wielu lat.Szkoda mi zostawiać cię samą w centrum towarzyskich wydarzeń - miał tyleprzyzwoitości, by unikać jej wzroku, gdy mówił te słowa - ale wiesz, e zawszemo esz liczyć na Gilesa. Zabierze cię wszędzie, gdzie tylko zechcesz. Lubisz goprzecie , jest dowcipny, wesoły i świetnie tańczy. No i zna ka dą plotkę, którakrą y po Londynie. Nie mam pojęcia, jak on to robi.Ksią ę zadumał się na chwilę, a potem potrząsnął głową i roześmiał się. - Cosądzisz o tej jego pasiastejółtej kamizelce, zapinanej na srebrne guzikiwielkości spodków, na którą nakłada jaskrawozielony surdut?Wyobraził sobie, jak Giles paraduje w tym stroju. Powiedział mu kiedyś, ewygląda jak paw, któremu ktoś wyskubał pióra z ogona, na co kuzyn dał mukuksańca, odgryzając się, e sam ubiera się jak staroświecki nudziarz.Padłby zapewne z wra enia, gdyby wiedział, e lady Felicity uwa a Gilesa zaszczyt męskiego wyrafinowania w kwestiach mody i ceni jego styl bardziej niniewyszukany w swej prostocie strój narzeczonego. I zaśmiałby się zniedowierzaniem słysząc, e drobny i szczupły Giles znacznie mniej onieśmielajego wybrankę ni on sam. Nie miał pojęcia, e właśnie w tej chwili Felicityścisnęło w ołądku na wspomnienie grubiańskiego komentarza lorda Sayera, jejbrata, kiedy ten dowiedział się o zaręczynach od piejącego z zachwytu ojca.Uszczypnął ją w brodę, zaśmiał się w ten swój jowialny, obrzydliwy sposób izmierzył wzrokiem całe jej drobne ciało.−Có , kochana, ksią ę to kawał chłopa. Parę dni temu starliśmy się na ringu,więc wiem, jak wygląda bez surduta. Same mięśnie, ani grama tłuszczu. No iproporcje całkiem niezłe, jeśli chodzi o te sprawy, chyba wiesz, co mam namyśli. Mam nadzieję, e nie wiesz, bo jesteś panienką i na dodatek wielkącnotką. Zaręczam ci, e czeka cię upojna noc poślubna. Pewnie nie będzieszmogła przez kilka dni chodzić.Felicity uświadomiła sobie, e przygląda się narzeczonemu z przera eniem woczach i szybko odwróciła wzrok. Po chwili przypomniała sobie, e Ian jestksięciem, a ksią ąt nie traktuje się w ten sposób. Ksią ętom nale y się podziw.Kiedy w końcu zostanie jego oną, odbije sobie wszystko, co będzie musiałaznosić w sypialni. Da mu syna - wiedziała, e wszyscy, nawet jej ukochanamatka, tego od niej oczekują - ale potem on z pewnością da jej spokój izadowoli się kochankami.Lady Felicity uśmiechnęła się. Zdawała sobie sprawę, e nie ma sensu dalejprotestować. Ile razy widziała chłód w jego oczach, kiedy próbowała sięsprzeciwić. Wyprostowała się pewnie. Kiedy tylko zostanie księ ną Portmaine,wszystko się zmieni.Zdołała utrzymać promienny uśmiech. - Wiesz, e będę strasznie za tobątęsknić.Ksią ę podniósł się z niebieskiej sofy i ujął jej drobne dłonie. - Ja te będę zatobą tęsknić, moja droga. Cieszę się, e rozumiesz, dlaczego muszę wyjechać.Niedługo wrócę, zobaczysz.Felicity nie rozumiała, dlaczego wyje d a, ale postanowiła trzymać język zazębami. Pozwoliła mu pocałować się w policzek. Miał ciepłe usta, ale to jej nieprzeszkadzało. Byłoby doskonale, gdyby jako mą zechciał na tym poprzestać; [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl adbuxwork.keep.pl
//-->ROZDZIAŁ 1Lady Felicity Trammerley, najstarsza córka hrabiego Braecourt, odkołyski słyszała od kochającej matki, e wiele jej się od ycia nale y. A junajwięcej od narzeczonego, księcia Portmaine. Wystarczy, e zgodzi się zaniego wyjść. Bez wątpienia jej przyzwolenie było dla księcia wielkimosiągnięciem. Sądził, e jest łagodna i potulna jak baranek, czyli posiada cechy,których sobie yczył u narzeczonej. Bardzo się starała, eby go przekonać, etak właśnie jest. Wytrwałość i cię ka praca. Matka zwykła ją głaskać popięknych czarnych lokach, powtarzając, e dzięki wytrwałości zawsze dostanieto, czego chce. Czasami jednak trudno się było opanować, tak jak teraz, kiedyjej wreszcie powiedział, jaki jest cel tej wizyty. Trzymała język za zębami.Pozwoliła mu mówić. Wiedziała,e musi postępować rozwa nie, chociazaręczyny zostały formalnie ogłoszone w ubiegłym tygodniu. Zdawała sobiesprawę, e nie mo e okazywać złości, nawet kiedy w typowy dla siebie zwięzłyi arogancki sposób wyjaśnił, po co przyjechał. Có za samolubny gbur!- Mój drogi, wiesz, e cieszę się z tego spadku - odezwała się głosem pełnymsłodyczy - chocia to zaledwie szkocki tytuł i majątek. Ale nie rozumiem,dlaczego tak ci spieszno wyje d ać z Londynu w środku sezonu. Po to, byobejrzeć jakieś stare zamczysko, które zapewne od stu lat jest ruiną? Wie yczkinie rozsypią się chyba w proch, jeśli przeło ysz podró do lata. Mój Bo e, chybanie ma tam fosy? Są strasznie niezdrowe. Jestem pewna, e nikt nie oczekuje, ewyrzekniesz się przyjemności sezonu z takiego powodu.Nie chciała dodawać,e w grę wchodziły równiejej własneprzyjemności, poniewa parasol władzy i pieniędzy, który nad nią roztaczał,sprawiał, i okazywano jej nale yte względy i traktowano jak przyszłą księ nęPortmaine. Co prawda zostało kilka starych matron, które wcią nie przyjęłytego faktu do wiadomości, ale po ślubie z łatwością się z nimi upora.Ian Charles Curlew Carmichael, piąty ksią ę Portmaine, patrzył zpobła aniem na filigranową i niezwykle wdzięczną kobiecą postać siedzącąnaprzeciwko. Uśmiechnął się, poniewa trudno było inaczej, bo samo patrzeniena nią sprawiało przyjemność. Była bardzo piękna. Mówiła łagodnym głosem,jak przystoi księ nej. Poruszała się z gracją jak księ na. Tak, dokonałwłaściwego wyboru.−Nie - odezwał się w końcu - masz rację, Felicity. Pewnie, e nikt nieoczekuje po mnie takiego zapału w przestrzeganiu moich właścicielskichpowinności - nikt, poza mną samym i wujem Richardem. To on mnie nauczyłtroszczyć się o to, co do mnie nale y. Zawsze powtarzał, e jeśli nie zrobiętego ja, zrobi to ktoś inny, a ja wyjdę na głupca. Muszę tam jechać. Jeśli udami się wyjechać w ciągu tygodnia, wrócę za miesiąc. Jestem pewien, e torozumiesz, moja droga. Nie mogę się po prostu odwrócić od obowiązków,nawet jeśli kolidują z innymi, weselszymi zajęciami.Tak naprawdę, dobry byłby ka dy pretekst, byle tylko uciec od rozbawionegozgiełku londyńskiego sezonu. Niekończące się zabawy i bale niesłychanie gonudziły i sprawiały, e czuł wszechogarniające otępienie.Oczywiście zdawał sobie sprawę, e panie uwielbiają takie rozrywki, a byłprzecie d entelmenem. Tym razem uda mu się pozostać d entelmenem, ajednocześnie zgrabnie się wywinąć. Odczuwał w tej chwili wyłącznie olbrzymiąulgę i praktycznie brak poczucia winy.Lady Felicity zesztywniała, słysząc, z jaką łatwością ksią ę odprawia jejzastrze enia. Woli jechać na drugi koniec świata ni zostać z nią w Londynie,pal go diabli. Przełknęła jadowitą odpowiedź i zdołała powiedzieć w miarępogodnie: - Ale Ian, sam mówiłeś, e nawet nie znasz tych ludzi. A przeciewiesz, e Szkoci to zwyczajni barbarzyńcy. Jestem pewna, e nie przywitająAnglika z otwartymi ramionami. Dlaczego nie poślesz prawnika, pana Jerkina,eby w twoim imieniu dopilnował wszystkich spraw?Ksią ę spojrzał w jasnozielone, lekko unoszące się w kącikach oczy, któretak przypominały mu pierwszą onę. Nie, nie mo e teraz myśleć o Mariannę,nie teraz. To nieuczciwe. Musi o niej zapomnieć. Kiedy Felicity zostanieksię ną, zajmie miejsce Mariannę. Sprawi, e wreszcie zapomni o swej dawnozmarłej onie.−Pewnie masz rację, moja droga, ale mimo to wizyta w Penderleigh jest moimobowiązkiem. Choćby po to, bym mógł zdecydować, co zrobić z zamkiem icałą posiadłością. Poza tym ci podli barbarzyńcy, jak ich przed chwiląnazwałaś, są moimi dalekimi krewnymi.−Powiedziałam, e to zwyczajni barbarzyńcy. Nie mówiłam, e są podli.−Wybacz, zabrzmiało to podobnie. Tytuł dostałem dzięki ciotce, która, o ilewiem, wcią mieszka w Penderleigh, a to wskutek niezrozumiałego dla mniepostanowienia szkockiego sądu sprzed wielu lat.Szkoda mi zostawiać cię samą w centrum towarzyskich wydarzeń - miał tyleprzyzwoitości, by unikać jej wzroku, gdy mówił te słowa - ale wiesz, e zawszemo esz liczyć na Gilesa. Zabierze cię wszędzie, gdzie tylko zechcesz. Lubisz goprzecie , jest dowcipny, wesoły i świetnie tańczy. No i zna ka dą plotkę, którakrą y po Londynie. Nie mam pojęcia, jak on to robi.Ksią ę zadumał się na chwilę, a potem potrząsnął głową i roześmiał się. - Cosądzisz o tej jego pasiastejółtej kamizelce, zapinanej na srebrne guzikiwielkości spodków, na którą nakłada jaskrawozielony surdut?Wyobraził sobie, jak Giles paraduje w tym stroju. Powiedział mu kiedyś, ewygląda jak paw, któremu ktoś wyskubał pióra z ogona, na co kuzyn dał mukuksańca, odgryzając się, e sam ubiera się jak staroświecki nudziarz.Padłby zapewne z wra enia, gdyby wiedział, e lady Felicity uwa a Gilesa zaszczyt męskiego wyrafinowania w kwestiach mody i ceni jego styl bardziej niniewyszukany w swej prostocie strój narzeczonego. I zaśmiałby się zniedowierzaniem słysząc, e drobny i szczupły Giles znacznie mniej onieśmielajego wybrankę ni on sam. Nie miał pojęcia, e właśnie w tej chwili Felicityścisnęło w ołądku na wspomnienie grubiańskiego komentarza lorda Sayera, jejbrata, kiedy ten dowiedział się o zaręczynach od piejącego z zachwytu ojca.Uszczypnął ją w brodę, zaśmiał się w ten swój jowialny, obrzydliwy sposób izmierzył wzrokiem całe jej drobne ciało.−Có , kochana, ksią ę to kawał chłopa. Parę dni temu starliśmy się na ringu,więc wiem, jak wygląda bez surduta. Same mięśnie, ani grama tłuszczu. No iproporcje całkiem niezłe, jeśli chodzi o te sprawy, chyba wiesz, co mam namyśli. Mam nadzieję, e nie wiesz, bo jesteś panienką i na dodatek wielkącnotką. Zaręczam ci, e czeka cię upojna noc poślubna. Pewnie nie będzieszmogła przez kilka dni chodzić.Felicity uświadomiła sobie, e przygląda się narzeczonemu z przera eniem woczach i szybko odwróciła wzrok. Po chwili przypomniała sobie, e Ian jestksięciem, a ksią ąt nie traktuje się w ten sposób. Ksią ętom nale y się podziw.Kiedy w końcu zostanie jego oną, odbije sobie wszystko, co będzie musiałaznosić w sypialni. Da mu syna - wiedziała, e wszyscy, nawet jej ukochanamatka, tego od niej oczekują - ale potem on z pewnością da jej spokój izadowoli się kochankami.Lady Felicity uśmiechnęła się. Zdawała sobie sprawę, e nie ma sensu dalejprotestować. Ile razy widziała chłód w jego oczach, kiedy próbowała sięsprzeciwić. Wyprostowała się pewnie. Kiedy tylko zostanie księ ną Portmaine,wszystko się zmieni.Zdołała utrzymać promienny uśmiech. - Wiesz, e będę strasznie za tobątęsknić.Ksią ę podniósł się z niebieskiej sofy i ujął jej drobne dłonie. - Ja te będę zatobą tęsknić, moja droga. Cieszę się, e rozumiesz, dlaczego muszę wyjechać.Niedługo wrócę, zobaczysz.Felicity nie rozumiała, dlaczego wyje d a, ale postanowiła trzymać język zazębami. Pozwoliła mu pocałować się w policzek. Miał ciepłe usta, ale to jej nieprzeszkadzało. Byłoby doskonale, gdyby jako mą zechciał na tym poprzestać; [ Pobierz całość w formacie PDF ]