[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Caroline Anderson
Związek na
całe życie
Tłumaczyła Anna Brzozowska
1
Rozdział 1
– No nie!
Patrick rzucił słuchawkę i odsunął krzesło, prawie przy-
gniatając ogon psa. Niezrażony tym zwierzak poderwał się z
miejsca, myśląc, że czeka go spacer. Ale Patrick pokręcił głową.
– Przykro mi, nie teraz. – Włożył marynarkę i ruszył ku
drzwiom.
Pies wpatrywał się w niego, czekając na zachętę, ale Patrick
rzucił mu tylko ciastko. To nie potrwa długo. Zawsze załatwiał
takie sprawy szybko, choć ostatnim razem było mu trochę żal
dziewczyny, która do niego przyszła.
Nie miał ochoty wspominać tej wizyty. Ruszył szybko w
kierunku windy. Jeśli ta młoda kobieta myśli, że akurat
jej
do-
pisze szczęście i zdoła wrobić go w ojcostwo, to bardzo się roz-
czaruje. Lepiej niech zagra na loterii, tam prędzej się jej po-
szczęści.
Patrick pamiętał wszystkie kobiety, z którymi łączyły go
intymne związki. Pamiętał i darzył sympatią. Żadna oszustka nie
nabierze go, że ma z nim dziecko.
Gdy drzwi windy rozsunęły się, ujrzał w holu młodą matkę
z kapryszącym dzieckiem na ręku. Patrick westchnął. Poprzed-
nia kandydatka też zjawiła się z płaczącym niemowlęciem. Ot,
nowa strategia tych naciągaczek. Chciały go wzruszyć, wziąć na
litość.
Tak czy inaczej, nie miały szans. Ani wtedy, choć tamta
dziewczyna była naprawdę zrozpaczona, ani teraz. Nie z nim
takie numery, ot co.
– Pan Cameron?
Proszę, coś nowego. Przynajmniej nie zaczęła od „kocha-
nie”. Przyglądał się jej przez chwilę. Jedwabiste, platynowo-
2
blond włosy uczesane w koński ogon, jasnoszare bystre oczy,
pełne usta pozbawione śladu szminki, obcisła kurtka podkreśla-
jąca zgrabny biust i smukłą talię.
– Czy my się znamy? – spytał, dobrze wiedząc, że tak nie
jest, i w jakimś sensie żałując tego. Co za głupota. Przecież to
tylko zwykła oszustka.
Poprawiła dziecko w ramionach i płacz zmienił się w jedno-
stajne zawodzenie. Kołysząc niemowlę, spojrzała na Patricka w
taki sposób, jakby przenikała go do głębi.
– Nie. – Jej głos był kusząco niski i łagodny. – Ale znał pan
moją siostrę, Amy Franklin. Była u pana kilka tygodni temu z
dzieckiem.
Aha.
– Powiedziałem, że widzę ją po raz pierwszy w życiu.
– To nieprawda. Mam dowody...
– Przepraszam, czy to pani samochód?
Oboje spojrzeli na recepcjonistkę, która z wyraźnym zain-
teresowaniem przyglądała się temu, co działo się za szklanymi
drzwiami. Tuż przed wejściem, blokując ruch, ciężarówka po-
mocy drogowej unosiła do góry starego różowego citroena.
– O Boże – jęknął Patrick.
– No właśnie – dodała zza recepcyjnej lady Kate.
Samochód wyglądał jak rekwizyt z ery hippisowskiej.
Sfatygowana karoseria pomalowana była w wielkie psy-
chodeliczne kwiaty, a przez kołyszące się w powietrzu drzwi
wypadało konfetti złożone z tekturowych kubków i papierków
od cukierków.
– Jak on śmie!
Rzekoma siostra Amy Franklin wcisnęła dziecko w ramiona
Patricka, odwróciła się na pięcie i trzymając się pod boki, ru-
szyła w stronę drzwi. Potem, wymachując rękami jak wiatrak,
obsypała przekleństwami nieszczęsnego kierowcę ciężarówki,
3
wskazując na dyndający w górze samochód.
– O Boże – jęknął znów Patrick, podał płaczące dziecko
Kate i wyszedł na dwór. Wyciągnął z kieszeni portfel, zastana-
wiając się, ile to go będzie kosztowało. Na pewno więcej, niż
jest wart ten samochód, ale nie mógł pozwolić, by ta kobieta
zdzieliła po łbie pechowego pracownika służb miejskich i zo-
stała aresztowana.
– Bardzo przepraszam, ta pani chciała wjechać na nasz par-
king, ale jej samochód stanął i nie mogła go uruchomić. Właśnie
weszła, żeby zadzwonić po pomoc drogową – improwizował.
Stanowczym gestem odsunął pannę Franklin i stanął między nią
i kierowcą. – Postaram się wynagrodzić panu kłopot...
Mężczyzna parsknął, nie ruszając się z miejsca.
– Przykro mi, kolego. Takie są przepisy. Muszę usunąć ten
samochód, bo tamuje ruch. Właścicielka pofatyguje się po niego
na policję. Ale ile on jest wart? Dziesięć funtów? Może pięć-
dziesiąt, jeśli trafiłby się jakiś kolekcjoner. Na miejscu tej pani
nie zawracałbym sobie tym głowy, ale i tak trzeba będzie się
zgłosić, żeby zapłacić mandat.
Więcej kłopotu niż to wszystko warte, pomyślał Patrick. Ale
w końcu to nie jego samochód.
– Ile będzie wynosić ten mandat? – spytała panna Franklin,
a usłyszawszy odpowiedź, zawołała: – To po prostu skandal!
– Trzeba było skorzystać z parkometru, skarbie. – Kierowca
wzruszył ramionami. – Wtedy nie byłoby kary.
– Ale on się zepsuł! – zawołała płaczliwie, przypominając
sobie wymówkę Patricka. – Przecież pan słyszał!
– Pewnie, pewnie! Słuchaj, kochana, nie mogę nic odkręcić,
bo już wypisałem mandat, a płacą mi...
– Mamę grosze – odpowiedzieli zgodnym chórem.
Spojrzał na nich ponuro.
4
– Macie szczęście, że nie musicie się martwić o pieniądze.
Patrick westchnął, przygładzając włosy, ale panna Franklin
zapałała gniewem.
– Jacy wy?! – wrzasnęła. – Co ja mam z nim wspólnego?!
Ledwo wiążę koniec z końcem. Dlatego jeżdżę takim gratem.
Nie może pan go zabrać. Poza tym – dodała, pociągając nosem –
w środku są rzeczy dziecka. Zaraz muszę nakarmić to maleń-
stwo!
– Dziecko? Jakie dziecko – Kierowca z przerażeniem spoj-
rzał na samochód.
– Bez obaw, wzięłam małą ze sobą, ale jej rzeczy są w au-
cie. Nie może pan ich zabrać. Muszę ją nakarmić.
Odetchnął z ulgą. Nie chciał mieć na sumieniu dziecka
uwięzionego w dyndającym samochodzie.
– Nie powinienem tego robić – powiedział z rezygnacją –
ale dam pani minutę na zabranie rzeczy.
– Samochód też mi jest potrzebny!
– Niech pani go posłucha – odezwał się cicho Patrick. Za
ciężarówką zrobił się już olbrzymi korek. – Odbierze pani sa-
mochód później.
– Ciekawe za co – warknęła. – No i jak wrócę z dzieckiem
do domu? Na piechotę?
Patrick westchnął. Czuł, jak jego portfel robi się coraz lżej-
szy.
– Niech się pani nie martwi. Proszę tylko zabrać rzeczy.
Tylko? Łatwo powiedzieć!
Pięć minut później w eleganckim holu imperium Patricka
Camerona powstał ogromny stos złożony z dziecięcej wypraw-
ki. Przedmiotów było mnóstwo, lecz zapewne były mniej warte
niż drobne brzęczące w kieszeni Patricka.
Panna Franklin stała w drzwiach z mandatem w dłoni, wpa-
trując się z rozpaczą w swój znikający samochód.
5
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • adbuxwork.keep.pl
  • Copyright (c) 2009 Życie jednak zamyka czasem rozdziały, czy tego chcemy, czy nie | Powered by Wordpress. Fresh News Theme by WooThemes - Premium Wordpress Themes.