[ Pobierz całość w formacie PDF ]
//-->CAROLE MATTHEWSZ TOBĄ LUB BEZ CIEBIEZ angielskiego przełożyła Hanna SzajowskaDla wszystkich, którzy przyczynili się do mojej pamiętnej wizyty wNepalu:Dla wspaniałych skromnych mieszkańców Nepalu, naszego uroczegoprzewodnika Sanjiva Thakuri i jego zespołu Szerpów - KapitanaDendi, Teka, Dorge, Jangbu, Nawang-transwestyty i pana Borna,kucharza. A także wszystkich wspaniałych tragarzy, którzy tak ułatwilinam życie.Dla moich towarzyszy podróży, szczególnie Jacqueline, Rosemary,Gail i raftingowej ekipy Petera oraz Vala, Petera II i taty Keva, Johna.I dla cudownego Keva, który dźwigał mój plecak i pozwolił mi zająćwiększa część śpiwora.Namaste!Rozdział pierwszyPopsuło się, prawda? - Przez jedną głupią chwilę myślałam, żeJake mówi o tosterze. Od jakiegoś czasu nie był w najlepszej formie.Podobnie jak my.Dwa idealne złocistobrązowe kawałki pełnoziarnistego chlebawyskakują z radosnym „brzdęk!". Podnoszę wzrok znad miseczki„luksusowego" muesli i próbuję udawać, że każda łyżka kleistychpłatków gładko przechodzi mi przez gardło.Jake bierze tosty, krzywiąc się, kiedy parzy sobie palce. Rzuca je natalerz, dopiero potem patrzy na mnie.- Wiesz, o czym mówię, Lysso.Tak. Wiem. Nasza czwarta i najbardziej wyczerpująca próbazapłodnienia in vitro właśnie zakończyła się czerwoną masą w muszliklozetowej i łzami. Moimi łzami. Naszymi łzami.Oczywiście, że wiem. Staram się nie płakać. Powinnam podejść i gopocieszyć, ale nie mam dość emocjonalnej energii, by wystarczyło jejdla mnie, nie wspominając o dzieleniu się nią z kimś jeszcze. Zmuszamsię do uśmiechu.- Możemy spróbować jeszcze raz.Jake nawet nie zaczął smarować masłem grzanki. Na pewno stygnie.W rondlu na kuchence, naszym jedynym garnku Raymonda Blanca,obijają się o siebie dwa jajka. Wrząca woda przesuwa je z miejsca namiejsce. Mój chłopak, czy jak tam powinnam go określać, mówipoirytowany:- Nie chodzi mi o in vitro.W duchu dokonuję przeglądu listy wszystkich naszych domowychurządzeń, które mogą być w kiepskim stanie.- Chodzi mi o nas - precyzuje twardo. - O nas. Między nami siępopsuło.Mało brakuje, a wybuchnęłabym śmiechem. Właśnie się za-stanawiałam, czy miał na myśli lodówkę. Pokrywa się szronemo wiele za szybko jak na mój gust. Jestem pewna, że kiedyś tak niebyło, ale z drugiej strony człowiek tak naprawdę nie poświęca zbytwiele uwagi lodówce, prawda? Ani partnerowi. Przynajmniej na towychodzi. A potem dociera do mnie, że Jake jest śmiertelnie poważny.Skórę wokół oczu ma napiętą bardziej niż kiedykolwiek, kąciki ustopuszczone.- Przechodzimy trudny okres - stwierdzam spokojnie, choć taknaprawdę mam ochotę wrzasnąć: „To nie ty krwawisz, Jake!".Wzdycham cicho. - Wszystkim parom się to zdarza. To minie.Jake podchodzi do stołu i siada. Ujmuje moją rękę i odwraca ją,przygląda się jej uważnie, jakby wcześniej nigdy jej nie widział.- A jeśli nie chcę czekać, aż to minie? A jeśli dotarło do mnie, że życieto coś więcej niż czekanie, aż „to minie"?Otwieram usta, by odpowiedzieć jakimś banałem, jak to życie niezawsze bywa usłane różami, ale on nie dopuszcza mnie do słowa.- A jeśli nie chcę dziecka? A jeśli nie chcę już spędzać czasu wzimnych klitkach z wygniecionymi czasopismami dla onanistów?Otwieram szeroko oczy. Myślałam, że ten właśnie etap lubiłnajbardziej. Czasami sam wybierał pornograficzne gazetki, które miałze sobą zabrać.- A jeżeli nie chcę życia seksualnego zawalonego wykresami,termometrami i zastrzykami?-Ja...- Kiedy ostatnio poszliśmy na całość i zrobiliśmy to z powodówczysto rekreacyjnych?-Ja...- Kiedy? - W jego głosie pobrzmiewa triumfalna nuta.- O co ci chodzi? Nie wycinam kresek na framudze drzwi.Muszę jednak przyznać, że każde nieudane zbliżenie pozostawia śladw moim sercu. Nieudane w tym znaczeniu, że w jego efekcie niedoszło do zrobienia różowiutkiego, pulchnego dzieciaczka.- Myślałam, że jesteś zadowolony z naszego życia seksualnego.- W takim razie masz urojenia - stwierdza Jake. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl adbuxwork.keep.pl
//-->CAROLE MATTHEWSZ TOBĄ LUB BEZ CIEBIEZ angielskiego przełożyła Hanna SzajowskaDla wszystkich, którzy przyczynili się do mojej pamiętnej wizyty wNepalu:Dla wspaniałych skromnych mieszkańców Nepalu, naszego uroczegoprzewodnika Sanjiva Thakuri i jego zespołu Szerpów - KapitanaDendi, Teka, Dorge, Jangbu, Nawang-transwestyty i pana Borna,kucharza. A także wszystkich wspaniałych tragarzy, którzy tak ułatwilinam życie.Dla moich towarzyszy podróży, szczególnie Jacqueline, Rosemary,Gail i raftingowej ekipy Petera oraz Vala, Petera II i taty Keva, Johna.I dla cudownego Keva, który dźwigał mój plecak i pozwolił mi zająćwiększa część śpiwora.Namaste!Rozdział pierwszyPopsuło się, prawda? - Przez jedną głupią chwilę myślałam, żeJake mówi o tosterze. Od jakiegoś czasu nie był w najlepszej formie.Podobnie jak my.Dwa idealne złocistobrązowe kawałki pełnoziarnistego chlebawyskakują z radosnym „brzdęk!". Podnoszę wzrok znad miseczki„luksusowego" muesli i próbuję udawać, że każda łyżka kleistychpłatków gładko przechodzi mi przez gardło.Jake bierze tosty, krzywiąc się, kiedy parzy sobie palce. Rzuca je natalerz, dopiero potem patrzy na mnie.- Wiesz, o czym mówię, Lysso.Tak. Wiem. Nasza czwarta i najbardziej wyczerpująca próbazapłodnienia in vitro właśnie zakończyła się czerwoną masą w muszliklozetowej i łzami. Moimi łzami. Naszymi łzami.Oczywiście, że wiem. Staram się nie płakać. Powinnam podejść i gopocieszyć, ale nie mam dość emocjonalnej energii, by wystarczyło jejdla mnie, nie wspominając o dzieleniu się nią z kimś jeszcze. Zmuszamsię do uśmiechu.- Możemy spróbować jeszcze raz.Jake nawet nie zaczął smarować masłem grzanki. Na pewno stygnie.W rondlu na kuchence, naszym jedynym garnku Raymonda Blanca,obijają się o siebie dwa jajka. Wrząca woda przesuwa je z miejsca namiejsce. Mój chłopak, czy jak tam powinnam go określać, mówipoirytowany:- Nie chodzi mi o in vitro.W duchu dokonuję przeglądu listy wszystkich naszych domowychurządzeń, które mogą być w kiepskim stanie.- Chodzi mi o nas - precyzuje twardo. - O nas. Między nami siępopsuło.Mało brakuje, a wybuchnęłabym śmiechem. Właśnie się za-stanawiałam, czy miał na myśli lodówkę. Pokrywa się szronemo wiele za szybko jak na mój gust. Jestem pewna, że kiedyś tak niebyło, ale z drugiej strony człowiek tak naprawdę nie poświęca zbytwiele uwagi lodówce, prawda? Ani partnerowi. Przynajmniej na towychodzi. A potem dociera do mnie, że Jake jest śmiertelnie poważny.Skórę wokół oczu ma napiętą bardziej niż kiedykolwiek, kąciki ustopuszczone.- Przechodzimy trudny okres - stwierdzam spokojnie, choć taknaprawdę mam ochotę wrzasnąć: „To nie ty krwawisz, Jake!".Wzdycham cicho. - Wszystkim parom się to zdarza. To minie.Jake podchodzi do stołu i siada. Ujmuje moją rękę i odwraca ją,przygląda się jej uważnie, jakby wcześniej nigdy jej nie widział.- A jeśli nie chcę czekać, aż to minie? A jeśli dotarło do mnie, że życieto coś więcej niż czekanie, aż „to minie"?Otwieram usta, by odpowiedzieć jakimś banałem, jak to życie niezawsze bywa usłane różami, ale on nie dopuszcza mnie do słowa.- A jeśli nie chcę dziecka? A jeśli nie chcę już spędzać czasu wzimnych klitkach z wygniecionymi czasopismami dla onanistów?Otwieram szeroko oczy. Myślałam, że ten właśnie etap lubiłnajbardziej. Czasami sam wybierał pornograficzne gazetki, które miałze sobą zabrać.- A jeżeli nie chcę życia seksualnego zawalonego wykresami,termometrami i zastrzykami?-Ja...- Kiedy ostatnio poszliśmy na całość i zrobiliśmy to z powodówczysto rekreacyjnych?-Ja...- Kiedy? - W jego głosie pobrzmiewa triumfalna nuta.- O co ci chodzi? Nie wycinam kresek na framudze drzwi.Muszę jednak przyznać, że każde nieudane zbliżenie pozostawia śladw moim sercu. Nieudane w tym znaczeniu, że w jego efekcie niedoszło do zrobienia różowiutkiego, pulchnego dzieciaczka.- Myślałam, że jesteś zadowolony z naszego życia seksualnego.- W takim razie masz urojenia - stwierdza Jake. [ Pobierz całość w formacie PDF ]