[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 

 

 

O wojnie

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Generał

Carl von Clausewitz

 

 

 

 

 

 

 

 

 

O wojnie

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Notatki autora dotyczące dzieła O wojnie

 

 

 

      W spuściźnie rękopiśmiennej po generale Clausewitzu pozostały trzy notatki autora, wyjaśniające metodę pracy nad dziełem O wojnie. Pierw-sza z nich, bez daty, pochodzi prawdopodobnie z lat 1816-1818, kiedy to autor w Koblencji dopiero przystępował do pisania tego dzieła, druga nosi datę 1827 r., kiedy główny trzon dzieła był już opracowany,

a ostatnia, również jak i pierwsza, bez daty, ale pochodząca niewątpliwie z ostatnich lat życia generała, świadczy o zamierzonej przezeń przeróbce całości w kierunku nadania rozważaniom jak największej precyzji i głębi.

      Ze względu na niezmienną ważność tych notatek dla zrozumienia genezy dzieła i metody pracy autora przytaczamy treść ich w całości.

 

 

 

I

 

 

      W zapisanych tu zdaniach poruszone są zasadnicze, według mnie, sprawy tworzące tzw. strategię. Uważałem je jeszcze tylko za materiały, ale uzyskałem już możność stopienia ich w jedną całość.

      Materiały te bowiem powstały bez uprzedniego planu. Zamiarem moim z początku było: bez oglądania się na system i ścisły związek, napisać w zupełnie krótkich, ścisłych, zwartych zdaniach to, co o najważ-niejszych punktach tego przedmiotu stało się dla mnie zupełnie jasne.

Przychodzi mi przy tym na myśl sposób opracowania przedmiotu za-stosowany przez Monteskiusza. Sądziłem, że takie krótkie, aforystyczne rozdziały, które pierwotnie chciałem nazwać ziarnami, pociągnęłyby ludzi inteligentnych zarówno przez to, co się da z nich wywnioskować, jak

i przez to, co same stwierdzają; myślałem przy tym o czytelniku inteligentnym, już obeznanym z przedmiotem. Natura moja jednak, która zawsze skłania mnie do wnioskowania i systematyzowania, przyszła i tu wreszcie do głosu. Przez czas pewien zdobywałem się na to, aby

z rozważań pewnych zagadnień, które zapisywałem w celu uświadomienia ich sobie i ugruntowania, wyprowadzić tylko najważniejsze wnioski i w ten sposób całą treść skupić w niewielkim tomie, później jednak właściwość mego charakteru owładnęła mną całkowicie, zacząłem wyjaśniać, ile się dało, z myślą już teraz, oczywiście, o czytelniku nie obeznanym z przedmiotem.

      Im więcej zaś pracowałem, tym bardziej poddawałem się duchowi badania, tym więcej skłaniałem się ku systemowi, i tak stopniowo dorzucałem rozdziały jeden za drugim.

      Najnowszym moim zamiarem było teraz jeszcze raz wszystko przejrzeć, we wcześniejszych rozdziałach niejedno bardziej umotywować, w późniejszych natomiast wyciągnąć może z niektórych analiz konkretne wnioski i w ten sposób zrobić z tego wszystkiego znośną całość, mającą tworzyć mały tom o formacie ósemki. Ale i w tym wypadku starałem się unikać wszelkich rzeczy zwyczajnych, zrozumiałych samych przez się, setki razy wypowiedzianych i wszędzie przyjętych; gdyż ambicją moją było napisać taką książkę, która by nie była zapomniana po dwóch lub trzech latach i którą by każdy interesujący się danym przedmiotem mógł wziąć do ręki w każdym razie częściej niż jeden raz.

 

 

 

II

 

 

 

      Pierwsze sześć ksiąg, które są już w czystopisie, uważam za dość niekształtną jeszcze masę, która bezwzględnie musi być jeszcze raz opracowana. W tym nowym opracowaniu uwydatnią się wszędzie znacznie silniej dwa rodzaje wojny, a przez to wszystkie myśli nabiorą bardziej wyraźnego sensu, określonego kierunku, bliższego zastosowania. Te dwa rodzaje wojny są następujące: albo celem wojny jest pokonanie przeciwnika (czy to przez zniszczenie polityczne, czy też obezwładnienie go i zmuszenie w ten sposób do pokoju za wszelką cenę), albo też dąży się do jakiejś zdobyczy na granicach własnego państwa czy to dla posiadania jej na stałe, czy też dla uzyskania cennego przedmiotu wymiennego przy zawieraniu pokoju. Formy przejściowe między tymi dwoma rodzajami muszą się z konieczności zdarzać, ale całkowicie odmienne natury obu tych dążeń przenikają wszędzie i powodują, że dążenia te, jako nie dające się pogodzić, wyodrębniają się zawsze.

      Poza tą istotną różnicą dzielącą wojny należy jeszcze ustalić wyraźnie i ściśle również praktycznie niezbędny punkt widzenia, że wojna jest tylko dalszym ciągiem polityki prowadzonej innymi środkami. Ten punkt widzenia, przestrzegany wszędzie, nada rozważaniom naszym dużo więcej jednolitości i wszystko da się wtedy łatwiej wyłożyć. I chociaż ten punkt widzenia znajdzie swe zastosowanie głównie dopiero w księdze ósmej, to jednak powinien być już w księdze pierwszej kompletnie wyjaśniony i uwzględniony w nowym opracowaniu sześciu pierwszych ksiąg. Dzięki temu sześć pierwszych ksiąg pozbędzie się

w nowym opracowaniu pewnego balastu, niejedna rysa i rozpadlina się wypełni i niektóre ogólniki nabiorą bardziej określonych kształtów i myśli.

      Księgę siódmą, o natarciu, posiadającą już nakreślone szkicowo niektóre rozdziały, należy traktować jako refleks księgi szóstej: ma być ona niebawem opracowana już stosownie do wyżej wyłuszczonych punktów widzenia, tak że nie będzie potrzeba jej przerabiać, przeciwnie, będzie mogła służyć za wzór przy nowym opracowaniu pierwszych sześciu ksiąg.

      Księgi ósmej, o planie wojny, to znaczy w ogóle o przygotowaniu całej wojny, nakreślono kilka rozdziałów, których jednak nie należy traktować nawet jako materiał, lecz jako surowe jeszcze przetrawienie tego zagadnienia, aby podczas samej pracy dopiero na dobre zdać sobie sprawę, o co tu chodzi. Zadanie to zostało spełnione, wobec czego zamierzam po ukończeniu siódmej księgi natychmiast przystąpić do opracowania ósmej, gdzie głównie dojdą do głosu oba wyżej wspomniane punkty widzenia i wszystko uproszczą, ale też i pogłębią równocześnie. Mam nadzieję, że księga ta wygładzi wiele załamań w głowach strategów i mężów stanu, a przynajmniej wykaże wszystkim,

o co w wojnie chodzi i co właściwie podczas wojny należy brać pod uwagę.

      Jeśli teraz dzięki pracy nad ósmą księgą wyjaśnię sobie własne po­glądy i jeśli ogólne określenia wojny ustalą się dostatecznie, to tym łat­wiej mi będzie przenieść ich ducha na pierwsze sześć ksiąg i uwzględnić te określenia w całym dziele. Wtedy dopiero przystąpię do przerabiania pierwszych sześciu ksiąg.

      Jeśliby mi jednak przerwała pracę przedwczesna śmierć, wtedy to, co się tu znajduje, łatwo nazwane być może niekształtnym zbiorowiskiem myśli, które narażone na nieustanne nieporozumienia, mogą dać powód do wielu niedojrzałych krytyk; albowiem w tych kwestiach każdy sądzi, że to, co mu się pod pióro nawinie, jest całkowicie godne wypowiedzenia

i wydrukowania i uważa to za tak niewątpliwe, jak dwa razy dwa - cztery. Jednak gdyby taki krytyk zadał sobie tyle trudu, aby jak ja całymi latami rozmyślać nad tymi kwestiami i sprawdzać je przez historię wojen, na pewno byłby ostrożniejszy przy wygłaszaniu krytyk.

      Sądzę jednak, że pomimo tej niedoskonałej formy czytelnik nieuprze-dzony, a dążący do poznania prawdy i ugruntowania swoich przekonań, nie przeoczy w pierwszych sześciu księgach owoców wieloletnich rozmyślań i gorliwych badań nad wojną i, być może, znajdzie tam takie myśli, które mogą sprowadzić całą rewolucję w dziedzinie teorii wojny.

 

Berlin, dnia 10 lipca 1827 r.

 

 

III

 

 

 

Rękopis o prowadzeniu wielkiej wojny, który pozostanie po mej śmierci, może być potraktowany w takim stanie, w jakim jest, tylko jako zbiór ułamków, z których trzeba będzie dopiero budować teorię wielkiej

wojny. Przeważna część tej pracy nie zadowala mnie jeszcze, a szóstą księgę należy uważać za zwyczajną próbę - chętnie bym opracował ją całkowicie na nowo i szukał innego rozwiązania.

      Jednak główne zasady, jakie się w tych materiałach uwidaczniają, uwa­żam za właściwe w stosunku do wojny; są one owocem wielostronnych rozmyślań, skierowanych stale ku życiu praktycznemu i pomnych zawsze na to, czego mnie nauczyło doświadczenie oraz przestawanie z wybitnymi żołnierzami.

      Księga siódma miała zawierać zagadnienia natarcia, co zostało już pobieżnie narzucone, ósma zaś - plan wojny, gdzie jeszcze specjalnie chciałbym ująć polityczną i ogólnoludzką stronę wojny.

      Rozdział pierwszy księgi pierwszej jest jedyny, który uważam za skończony - posłuży on całości przynajmniej dla wyjaśnienia kierunku, jaki chciałbym nadać całemu dziełu.

      Teoria wielkiej wojny, czyli tak zwana strategia, przedstawia nad­zwyczajne trudności i można śmiało powiedzieć, że bardzo niewielu ludzi posiada ojej poszczególnych przedmiotach wyraźne, tzn. niezbędne, do­statecznie ze sobą powiązane wyobrażenia. W praktyce zaś kieruje się przeważna ich liczba tylko pewnym umiarem, który osiąga swój cel lepiej lub gorzej, zależnie od wielkości posiadanego przez nich geniuszu.

      Tak właśnie postępowali wszyscy wielcy wodzowie, a wielkość ich i geniusz w tym się właśnie po części zawierały, że dzięki temu umiarowi zawsze osiągali swój cel. Tak będzie zawsze w praktyce i nadal, i ten umiar wystarczy zupełnie. Jeśli jednak będzie potrzeba nie działać samemu, lecz na naradzie przekonywać innych, wtedy okażą się niezbędne jasne wyobrażenia i umiejętność wykazania wewnętrznego związku zdarzeń. Ponieważ jednak wykształcenie pod tym względem jeszcze bardzo mało posunęło się naprzód, przeto przeważna ilość narad stanowi bezpodstawną gadaninę, w której wyniku albo każdy zostaje przy swoim zdaniu, albo zwyczajne ustępstwa z ubocznych względów prowadzą do przeważnie bezwartościowego kompromisu.

      Jasne wyobrażenia w tych sprawach nie są więc bez pożytku; poza tym umysł ludzki zdradza w ogóle powszechną dążność do jasności i od­czuwa potrzebę szukania wszędzie niezbędnego związku przyczynowego.

      Wielkie trudności, jakie sprawia taka filozoficzna nadbudowa sztuki wojennej, i liczne bardzo nieudane próby skłoniły większość ludzi do sądzenia, że taka teoria jest niemożliwa, gdyż mowa tu o rzeczach nie dających się ująć w żadną stałą regułę. Zgodzilibyśmy się z tym mniemaniem i zaniechalibyśmy wszelkich prób wytworzenia takiej teorii, gdyby nie okoliczność, że bez trudności można ustalić sporą ilość zdań zupełnie bezspomych, jak np.  że obrona jest formą silniejszą o celu negatywnym, natarcie zaś formą słabszą, ale za to przynoszącą wyniki pozytywne; że wielkie sukcesy pociągają za sobą mniejsze i że wobec tego można działania strategiczne sprowadzić do niewielu ważnych punktów; że demonstracja jest słabszym użyciem sił niż rzeczywiste natarcie i że musi być ona z tego powodu specjalnie uwarunkowana; że zwycięstwo polega nie tylko na zdobyciu pola bitwy, ale na zniszczeniu fizycznych i moralnych sil zbrojnych przeciwnika i że zniszczenie to przeważnie uzyskać można dopiero podczas pościgu po wygranej bitwie; że sukces tam jest największy, gdzie się zwycięstwo wywalczyło, że przeskakiwanie z jednego kierunku na drugi należy uważać tylko za zło nieuniknione; że obejście przeciwnika jest usprawiedliwione tylko w wypadku, gdy posiadamy nad nim przewagę w ogóle albo też przewagę pod względem własnych linii połączeń i odwrotowych, że zatem pozycje flankowe muszą też odpowiadać tymże warunkom; że każde natarcie słabnie w miarę, jak postępuje.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Przedmowa Autora

 

 

 

      Nie ulega już dziś wątpliwości, że pojęcie naukowości nie polega

wyłącznie, ani nawet przeważnie, na systemie lub na gotowej doktrynie. Systemu w pracy niniejszej nie znajdzie się na pozór wcale, a zamiast gotowej doktryny daje ona tylko jej ułamek.

      Formę naukową daje tej książce dążenie do zbadania istoty zjawisk wojennych i do wykazania ich związku z naturą ich składników. Nie cofaliśmy się nigdzie przed wysnuciem filozoficznych konsekwencji; tam jednak, gdzie przechodziły one w zbyt cienką nić, autor wolał ją przerwać i nawiązać do odpowiednich doświadczeń. Podobnie bowiem, jak pewne rośliny wydają owoce tylko wtedy, gdy nie wybujają zbyt wysoko, tak i w działalności praktycznej nie należy pozwalać liściom i kwiatom teorii zbytnio wyrastać, przeciwnie, raczej trzymać je w sferze doświadczenia, które jest gruntem im właściwym.

      Niewątpliwie błędem byłoby starać się z chemicznych składników ziama wnioskować o kształcie kłosu, gdyż wystarczy wyjść w pole, aby kłos ujrzeć gotowy. Badanie i obserwacja, filozofia i doświadczenie nie mogą się wzajemnie lekceważyć ani wyłączać, wyświadczają one bowiem sobie wzajemną pomoc, Zdania tej książki opierają się więc mocnym sklepieniem wzajemnego uzależnienia się albo na doświadczeniu, albo na zasadniczym pojęciu wojny, jak na niezłomnej podstawie, i nie potrze­bują zewnętrznych podpór.

      Być może, że uda się komuś napisać systematyczną teorię wojny, pełną ducha i treści, dotychczasowym jednak naszym próbom daleko jesz­cze do tego. Pomijając już ich nienaukowość, odznaczają się one w dąże­niu do powiązania w pełny system obfitością codziennych komunałów i gadulstwem. Chcąc ujrzeć jaskrawy obraz tego, wystarczy przeczytać ten oto wyjątek z instrukcji Lichtenberga o gaszeniu pożaru:

      „Gdy dom się pali, trzeba przede wszystkim starać się osłaniać prawą ścianę domu, stojącego po lewej stronie oraz lewą ścianę domu, stojącego po prawej stronie; gdyby bowiem chciano osłaniać lewą ścianę domu , z lewej strony, to przecież prawa ściana domu jest na prawo od lewej ściany, a zatem, ponieważ ogień znajduje się na prawo i od lewej i od prawej ściany (przyjęliśmy bowiem, że dom stoi na lewo od ognia), przeto prawa ściana bliższa jest ognia niż lewa, i nie osłoniona mogłaby spłonąć, zanim by ogień doszedł do lewej, osłonionej. Mogłoby zatem spłonąć to, czego się nie osłania, i to prędzej, niż spłonęłoby coś innego, choćby się go nie osłaniało; należy więc to zostawić, a tamto osłaniać. By rzecz zapamię­tać, należy tylko zauważyć, że jeśli dom jest na prawo od ognia, to będzie to ściana lewa, a jeśli dom stoi po lewej stronie, to ściana prawa".

      Nie chcąc czytelnika odstraszyć takimi komunałami od rzeczy samej ani też rozwadniać nimi treści, autor wolał w małych ziarnkach rzetelnego kruszcu podać wszystko to, co wywołały w nim i utwierdziły wieloletnie rozmyślania o wojnie, obcowanie z dzielnymi ludźmi, znającymi się na niej, jako też niejedno własne doświadczenie. Tak powstały rozdziały tej książki, pozornie tylko słabo ze sobą związane, nie pozbawione jednak, zdaje się, spójni wewnętrznej. Być może zresztą, że zjawi się tęższa gło­wa, która zamiast tych luźnych ziarnek da nam całość z jednej bryły - bez skazy.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

KSIĘGA PIERWSZA   O naturze wojny

 

 

 

 

 

 

 

 

 

... [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • adbuxwork.keep.pl
  • Copyright (c) 2009 Życie jednak zamyka czasem rozdziały, czy tego chcemy, czy nie | Powered by Wordpress. Fresh News Theme by WooThemes - Premium Wordpress Themes.