[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Meg Cabot
Papla
Część 1
Ubranie. Dlaczego je nosimy? Wielu ludzi sądzi, że ubranie wkłada się dla przyzwoitości. A jednak
cywilizacje starożytne stworzyły ubranie nie po to, żeby zasłaniać nasze intymne części ciała, lecz wyłącznie
po to, żeby było nam cieplej. W pewnych kulturach uważało się, że ubranie chroni swojego właściciela przed
magią, a w jeszcze innych miało charakter wyłącznie dekoracyjny lub wabiący.
W tej pracy chciałabym prześledzić historię ubioru - a także mody - począwszy od praczłowieka, który
okrywał się zwierzęcymi skórami, żeby mu było ciepło, skończywszy na współczesnym człowieku, czy raczej
kobietach; wiele z nich nosi wąski pasek materiału między pośladkami (patrz: stringi) z powodów, których
autorce tej pracy nikt jeszcze nie zdołał satysfakcjonująco wyjaśnić.
Historia mody
Praca licencjacka Elizabeth Nichols
Rozdział 1
Owszem, czasem rozwaga
Lepiej nam służy niż najumiejętniej
Obmyślony plan.
William Szekspir (1564-1616), angielski poeta i dramatopisarz
W głowie mi się to nie mieści. W głowie mi się nie mieści, że nie pamiętam, jak on wygląda! Jak mogę nie
pamiętać. Przecież wkładał mi język w usta. Jak mogłam zapomnieć, jak wygląda ktoś, kto wkładał mi język
w usta? W końcu nie aż tak wielu facetów całowało mnie z języczkiem. Może ze trzech.
I to jeden jeszcze w liceum. A drugi okazał się gejem.
Boże, to takie przygnębiające. Dobra, nie będę o tym teraz myśleć.
I przecież wcale nie aż tak dużo czasu minęło, odkąd go widziałam. To było tylko trzy miesiące temu!
Powinnam przecież pamiętać, jak wygląda ktoś, z kim się spotykałam trzy miesiące.
Nawet jeśli większość z tych trzech miesięcy każde z nas spędziło w innym kraju.
Ale mimo wszystko. Mam jego zdjęcie. No dobra, w zasadzie nie widać na nim jego twarzy. Właściwie w
ogóle nie widać na nim twarzy, bo to jest zdjęcie jego - o Boże - gołego tyłka.
Po co ktoś miałby komuś coś takiego wysyłać? Nie prosiłam go o zdjęcie gołego tyłka. Czy to miało być coś
erotycznego? Bo zupełnie nie robiło takiego wrażenia.
Ale może tylko ja to tak odbieram. Shari ma rację, muszę przestać być taka pełna zahamowań.
Tylko że tak mnie to zaszokowało, kiedy w skrzynce mailowej znalazłam wielkie zdjęcie gołego tyłka
swojego chłopaka.
I dobra, wiem, że on się tylko wygłupiał z przyjaciółmi. I wiem, że Shari mówi, że to kwestia kulturowa, bo
Brytyjczycy są o wiele mniej drażliwi w sprawach nagości niż większość Amerykanów, i że jako
społeczeństwo powinniśmy dążyć do większej otwartości i swobody, jaką oni już się odznaczają.
I że on pewnie sądził, jak większość mężczyzn, że tyłek to jego najciekawszy fragment.
Ale mimo wszystko.
Dobra, nie będę się nad tym w tej chwili zastanawiać. Przestanę rozmyślać o tyłku mojego chłopaka.
Zamiast tego zacznę go szukać. Musi tu gdzieś być, przysięgał, że po mnie przyjedzie...
O mój Boże, to nie może być on, prawda? Nie, oczywiście, że nie. Dlaczego miałby nosić taką kurtkę?
Dlaczego ktokolwiek miałby wkładać taką kurtkę? Chyba że się jest Michaelem Jacksonem. To jedyny facet,
jaki przychodzi mi na myśl, który włożyłby czerwoną skórę z epoletami. Pomijając zawodowych break-
dancerów.
To nie może być on. Boże, nie pozwól, żeby to był on...
Och, nie, patrzy tu... Patrzy w moją stronę! Spuść wzrok, spuść wzrok, unikaj kontaktu wzrokowego z
facetem w czerwonej skórzanej kurtce z epoletami. To na pewno bardzo miły facet, szkoda, że musi się
zaopatrywać w lumpeksach Armii Zbawienia w kurtki z lat osiemdziesiątych.
Ale nie chcę, żeby wiedział, że na niego patrzyłam, bo mógłby sobie pomyśleć, że mi się spodobał czy coś.
Ja przecież nie mam żadnych uprzedzeń wobec bezdomnych. Bo wiem doskonale, jak wielu z nas jest
zaledwie o parę czeków z wypłatą od bezdomności. Niektórzy, w gruncie rzeczy, są mniej niż o jedną
wypłatę od bezdomności. Inni są tak spłukani, że nadal mieszkają z rodzicami.
Ale nie będę teraz o tym wszystkim myślała.
1
Chodzi o to, że nie chcę, żeby Andrew pojawił się tu i zastał mnie na rozmowie z jakimś bezdomnym
facetem ubranym w czerwoną skórzaną kurtkę breakdancera. To znaczy nie takie pierwsze wrażenie
chciałabym zrobić. Nie żeby, rozumiecie, to miało być jego pierwsze wrażenie na mój
temat, skoro chodzimy ze sobą od trzech miesięcy, i tak dalej. Ale to będzie jego pierwsze wrażenie na
widok nowej mnie, tej, której jeszcze nie widział...
Dobra. Dobra, już jest bezpiecznie, przestał patrzeć w moją stronę.
O Boże, to okropne. W głowie mi się nie mieści, że tak się wita gości w tym kraju. Stłoczyli nas wzdłuż tego
przejścia, gdzie wszyscy ludzie się na nas gapią... Miałam wrażenie, że każdemu z nich z osobna i
wszystkim razem sprawiam rozczarowanie, bo nie jestem tą osobą, na którą czekają. To bardzo nieuprzejme
tak potraktować ludzi, którzy właśnie odsiedzieli w samolocie sześć godzin - w moim przypadku osiem, jeśli
doliczyć lot z Ann Arbor do Nowego Jorku. Dziesięć, jeśli doliczyć dwugodzinną przerwę w podróży na
JFK...
Zaraz. Czy Czerwona Kurtka przed chwilą się na mnie nie gapił?
O mój Boże, gapił się! Ja wiem, to moja bielizna. Ale skąd on to wie? To znaczy, że nie mam na sobie żadnej
bielizny? Fakt, nie mam żadnych widocznych linii od majtek, ale przecież mogłabym mieć na sobie stringi.
Powinnam była włożyć stringi, Shari miała rację.
Ale są takie niewygodne, kiedy wpijają ci się w...
Wiedziałam, że nie powinnam była wybierać takiej obcisłej sukienki, biorąc pod uwagę moment, kiedy
wyjdę z samolotu - nawet jeśli osobiście ją poprawiłam, skracając nieco powyżej kolan, żebym nie musiała
drobić nogami przy wąskiej spódnicy.
Ale po pierwsze, strasznie marznę - jak może być tak zimno w sierpniu?
A po drugie, ten gatunek jedwabiu szczególnie przylega do ciała, więc pozostaje cała ta kwestia linii
majtek...
Ale i tak wszyscy w sklepie twierdzili, że wyglądam w niej świetnie... Chociaż ja wcale bym się nie
spodziewała, że sukienka chinka - nawet taka w stylu vintage - będzie mi rzeczywiście pasowała, skoro
jestem rasy białej i tak dalej.
Ale chciałam dobrze wyglądać, bo on mnie od tak dawna nie widział, a ja przecież straciłam jednak tych
piętnaście kilo wagi i nikt by się nie zorientował, że aż tyle schudłam, gdybym wysiadła z samolotu w dresie.
Czy nie to zawsze mają na sobie sławni ludzie, kiedy pokazują ich zdjęcia w kolumnie Co oni sobie myślą?
w „US Weekly"? No wiecie, kiedy wysiadają z samolotu w dresach i zeszłorocznym modelu uggsów, z
rozczochranymi włosami? Jeśli człowiek chce być gwiazdą, to powinien przynajmniej wyglądać jak
gwiazda, nawet kiedy wysiada z samolotu.
Nie żebym sama była jakąś gwiazdą, ale i tak chciałam wyglądać dobrze. Zadałam sobie przecież tyle trudu,
od trzech miesięcy nie miałam w ustach ani okruszka chleba, a poza tym...
Zaraz. A co będzie, jeśli on mnie nie pozna? Poważnie. No bo w końcu straciłam tych piętnaście kilo i mam
nową fryzurę, i tak dalej...
O Boże, może on tu gdzieś jest i nie może mnie rozpoznać? Czy ja już go minęłam? Może powinnam
zawrócić i przejść się jeszcze raz tym czymś w rodzaju wybiegu i rozejrzeć się za nim? Ale będę się czuła
jak straszna idiotka. Co ja mam robić? O mój Boże, to jest okropnie nie w porządku. Ja tylko chciałam ładnie
dla niego wyglądać, a nie zgubić się w obcym kraju, bo tak się zmieniłam, że nie poznaje mnie własny
chłopak! A co, jeśli on uzna, że ja nie przyleciałam, i po prostu wróci do domu? Nie mam przecież pieniędzy
- no dobra, mam tysiąc dwieście dolców, ale to ma mi wystarczyć aż do powrotnego lotu do domu, pod
koniec miesiąca...
Czerwona kurtka nadal patrzy w tę stronę!!! O Boże, czego on może ode mnie chcieć?
A co, jeśli jest z jakiegoś gangu porywającego na lotniskach białe niewolnice? Co, jeśli przez cały dzień
kręci się tu i wypatruje naiwnych młodych turystek z Ann Arbor w stanie Michigan, żeby je potem porwać i
wysłać do Arabii Saudyjskiej, gdzie staną się siedemnastymi żonami jakiegoś szejka? Kiedyś czytałam
książkę, w której coś takiego się stało... Chociaż muszę przyznać, że tamtej dziewczynie się to spodobało.
Ale tylko dlatego, że na koniec szejk rozwiódł się ze wszystkimi swoimi pozostałymi żonami i zatrzymał
tylko ją, bo była taka niewinna, a jednocześnie taka dobra w łóżku.
A co, jeśli on tylko porywa dziewczyny dla okupu, zamiast je sprzedawać? Przecież ja nie jestem taka
bogata! Wiem, że ta sukienka wygląda na drogi ciuch, ale kupiłam ją w Vintage to Vavoom za dwanaście
dolarów (wliczając moją zniżkę pracowniczą)!
A mój tata nie ma żadnego majątku. Na litość boską, przecież on pracuje w cyklotronie!
Nie porywaj mnie, nie porywaj mnie, nie porywaj mnie...
Zaraz, a co to za kontuar? Przywołaj Znajomych. Och, świetnie! Punkt obsługi klienta! Właśnie tak zrobię.
Poproszę, żeby wywołali Andrew przez megafon. I w ten sposób, jeśli on tu jest, będzie mógł mnie znaleźć.
A ja będę miała ochronę przed Czerwoną Skórzaną Kurtką Breakdancera, bo nie odważy się mnie porwać i
wysłać do Arabii Saudyjskiej na oczach tego faceta z punktu obsługi...
2
- Halo, kochanie, wyglądasz na zagubioną. Mogę ci w czymś pomóc?
Och, facet z tego punktu jest bardzo miły! I taki ma słodki akcent!
Chociaż ten krawat to nie najlepszy wybór.
- Cześć, nazywam się Lizzie Nichols - mówię. - Miał mnie odebrać z lotniska mój chłopak, Andrew
Marshall. Tylko że chyba go tutaj nie ma i...
- Chcesz, żebym go przywołał?
- Tak, bardzo pana proszę. Bo tu za mną chodzi jakiś taki facet, o, proszę tam spojrzeć. Obawiam się, że to
może być jakiś bezdomny albo porywacz, albo członek gangu handlującego żywym towarem...
- Który?
Nie chciałam wskazywać palcem, ale uważam, że mam obowiązek, no wiecie, donieść władzom na
Czerwoną Kurtkę, a już przynajmniej pracownikowi tego punktu Przywołaj Znajomych, bo ten facet
naprawdę wygląda bardzo dziwnie w tej swojej kurtce i nadal się na mnie gapi, bardzo niegrzecznie, a już co
najmniej znacząco, jakby nadal chciał mnie porwać.
- Tam - mówię, wskazując głową w stronę Czerwonej Breakdance'owej Kurtki. -To ten w tej paskudnej
kurtce z epoletami. Widzi go pan? Ten, który się na nas gapi.
- Och, faktycznie! - Pracownik punktu Przywołaj Znajomych kiwa głową. - Rzeczywiście. Bardzo groźny.
Proszę chwileczkę poczekać, zaraz zawołamy pani chłopaka, a już on da temu dupkowi taki wycisk, na jaki
sobie słusznie zasłużył. Pan Andrew Marshall. Pan Andrew Marshall. Panna Nichols oczekuje pana przy
punkcie Przywołaj Znajomych. Pan Andrew Marshall proszony jest o zgłoszenie się do punktu Przywołaj
Znajomych, gdzie oczekuje na niego panna Nichols. No i co? W porządku?
- Och, wypadło świetnie - mówię pokrzepiającym tonem, bo mi go żal. To musi być ciężka praca, tak
siedzieć przez cały dzień za jakimś kontuarem i wrzeszczeć przez megafon. - Było naprawdę...
- Liz?
Andrew! Nareszcie!
Ale kiedy się obracam, widzę Czerwoną Breakdance'ową Kurtkę.
Bo jednak...
Bo jednak przez cały czas to był Andrew.
I tylko ja go nie poznałam, bo zmyliła mnie ta kurtka - najobrzydliwsza kurtka, jaką w życiu widziałam.
Poza tym chyba się ostrzygł. Niezbyt twarzowo.
W sumie tak trochę złowrogo.
- Ooo - mówię. Strasznie trudno jest mi ukryć zmieszanie i konsternację. - Andrew. Cześć.
Za szklaną szybą punktu Przywołaj Znajomych pracownik wybucha bardzo, bardzo donośnym śmiechem.
A ja ze ściśniętym sercem zdaję sobie sprawę, że to zrobiłam.
Znowu.
Pierwsze tkane materiały powstały z włókien roślinnych, takich jak kora drzew, bawełna i konopie. Włókna
zwierzęce wykorzystały dopiero w czasach neolitu kultury, które - w przeciwieństwie do koczowniczych
przodków - potrafiły zakładać stałe siedziby, w których pobliżu mogły się paść owce, a w domu można było
sporządzić krosna.
W każdym razie - aż do podboju przez Aleksandra Wielkiego -Egipcjanie nie chcieli nosić wełny,
najwyraźniej powołując się na to, że w ciepłych klimatach wełna drapie.
Historia mody
Praca licencjacka Elizabeth Nichols
Rozdział 2
Plotka nie musi skandalizować i nie jest wyłącznie czymś złośliwym. To pogawędka na temat ludzkiej rasy
przez tejże rasy miłośników
.
Phyllis McGinley (1905-1978), poetka i pisarka
Dwa dni wcześniej, w Ann Arbor (a może trzy dni... zaraz, która jest teraz godzina w Stanach?)
Sprzeniewierzasz się swoim feministycznym zasadom. - Tak mi ciągle powtarza Shari.
- Przestań - mówię.
- Poważnie. To do ciebie zupełnie niepodobne. Odkąd poznałaś tego faceta...
- Shari, ja go kocham. To coś złego, że chcę być z osobą, którą kocham?
- Nie ma nic złego w tym, że pragniesz z nim być. Ale źle, że chcesz odłożyć na później rozpoczęcie własnej
kariery. Zamierzasz czekać, aż on zrobi swój dyplom.
- I cóż by to miała być za kariera? - W głowie mi się nie mieści, że rozmawiam na ten temat. Po raz kolejny.
Ani to, że Shari stanęła przy chipsach i dipie, chociaż doskonale wie, że usiłuję zrzucić jeszcze trzy kilo.
3
Och, nieważne. Przynajmniej ma na sobie szeroką spódnicę w czarno-biały meksykański wzór, z lat
pięćdziesiątych, którą wybrałam dla niej w sklepie, chociaż się upierała, że ta spódnica powiększa jej tyłek.
Nic jej nie powiększa. Chyba że w korzystny sposób.
- No wiesz - mówi Shari. - Kariera, którą mogłabyś robić, gdybyś tylko przeprowadziła się ze mną do
Nowego Jorku po powrocie z Anglii, zamiast...
- Mówiłam ci, że nie zamierzam się dzisiaj na ten temat z tobą kłócić - przerywam. - To moja impreza
dyplomowa, Shar. Nie możesz mi pozwolić się nią nacieszyć?
- Nie. Bo jesteś okropnie upartą oślicą i dobrze o tym wiesz.
Chłopak Shari, Chaz, podchodzi do nas i nabiera sobie trochę dipu cebulowego chipsem ziemniaczanym o
smaku barbecue.
Mniam... Chipsy ziemniaczane o smaku barbecue. Może gdybym zjadła tylko jednego...
- A w jakiej to sprawie Lizzie jest upartą oślicą tym razem? - pyta, przeżuwając.
Ale nie sposób zjeść tylko jednego chipsa ziemniaczanego o smaku barbecue. Po prostu się nie da.
Chaz jest wysoki i chudy. Założę się, że jeszcze nigdy w życiu nie mu-siał schudnąć trzech kilogramów. On
nawet musi nosić pasek, żeby pod-trzymać swoje levisy To pasek ze skórzanej plecionki. Ale jemu skórzana
plecionka pasuje.
Nie pasuje mu, oczywiście, czapeczka bejsbolowa Uniwersytetu Michigan. Ale mnie się nigdy nie udało
przekonać go na dłużej, że czapeczki bejsbolowe, jako dodatek, nikomu nie pasują. Pomijając dzieci i
prawdziwych graczy w bejsbol.
- Ona nadal planuje tutaj zostać, kiedy już wróci z Anglii – wyjaśnia Shari, maczając w dipie swojego chipsa.
- Zamiast przeprowadzić się do Nowego Jorku z nami i zacząć prawdziwe życie.
Shari też nie musi zwracać uwagi na linię. Zawsze miała szybki z na-tury metabolizm. Kiedy byłyśmy
dzieciakami, jej szkolne pudełko z lunchem składało się z trzech kanapek z masłem orzechowym i galaretką
i paczki ciasteczek Oreo, i nigdy nie utyła ani grama. Moje lunche? Jajko na twardo, jedna pomarańcza i
nóżka kurczaka. A byłam grubasem. I to jakim.
- Shari... - mówię. -Ja mam tutaj prawdziwe życie. Mam gdzie mieszkać...
- Z rodzicami!
- ... mam pracę, którą kocham...
- Jako zastępczyni kierowniczki sklepu z używanymi ciuchami w stylu retro. To nie jest kariera!
- Mówiłam ci - tłumaczę po raz chyba dziewięćsetny. - Będę mieszkać tutaj i odkładać pieniądze. Potem
Andrew i ja przeniesiemy się do Nowego Jorku, po jego dyplomie. To tylko jeszcze jeden semestr.
- Przypomnijcie mi, kto to jest ten Andrew? - odzywa się Chaz. A Shari uderza go po ramieniu.
- Auć - jęczy Chaz.
- Pamiętasz - mówi Shari. - To ten stażysta z akademika McCracken. Na studiach magisterskich. Ten, o
którym Lizzie nie przestawała mówić przez całe lato.
- A, jasne. Andy. Ten Angol. Ten, który prowadził nielegalny klub pokerowy na siódmym piętrze.
Wybucham śmiechem.
- To nie Andrew! On nie uprawia hazardu! Studiuje, żeby zostać nauczycielem i wychowawcą i dbać później
o nasze najcenniejsze zasoby...
następne pokolenia.
- Facet, który wysłał ci zdjęcie swojego gołego tyłka? Z trudem łapię oddech.
- Shari, powiedziałaś mu o tym?
- Chciałam się dowiedzieć, co sądzi o czymś takim inny facet - oświadcza Shari i wzrusza ramionami. - No
wiesz, żeby się przekonać, czy może wyjaśnić, jakiego typu indywiduum mogłoby zrobić coś takiego.
W ustach Shari, która zrobiła magisterkę z psychologii, to nawet całkiem logiczne wyjaśnienie. Patrzę na
Chaza pytającym wzrokiem. On wie dużo ciekawych rzeczy na mnóstwo tematów. Wie, ile razy trzeba
obejść Palmer Field, żeby przejść kilometr (cztery - informacja była mi potrzeb-na, kiedy spacerowałam tam
codziennie, żeby zrzucić wagę), co oznacza liczba 33 po wewnętrznej stronie butelki Rolling Rock, dlaczego
aż tylu facetów uważa, że wyglądają dobrze w szortach za kolano...
Ale Chaz też wzrusza ramionami.
- Nie umiałem w niczym pomóc - mówi - bo nigdy wcześniej nie robiłem zdjęcia swojego gołego tyłka.
- Andrew nie zrobił zdjęcia swojego gołego tyłka - powiadam. - Jego kumple je zrobili.
- Cóż za homoerotyzm - komentuje Chaz. - Dlaczego nazywasz go Andrew, skoro wszyscy inni mówią na
niego: Andy?
- Bo Andy to imię dla głupka, a Andrew nie jest głupkiem. Robi magisterium z pedagogiki. Któregoś dnia
będzie uczył małe dzieci czytać. Czy może być na świecie jakieś ważniejsze zajęcie od tego? I nie jest
gejem. Tym razem sprawdziłam.
Brwi Chaza podjechały w górę.
- Sprawdziłaś? Jak? Zaraz... Chyba nie chcę wiedzieć.
- Ona tylko lubi udawać, że on jest księciem Andrzejem - mówi Shari. - Hm, zaraz, o czym to ja mówiłam?
4
- Że Lizzie to uparta oślica - podrzuca uprzejmie Chaz. - Ale moment. Ile czasu minęło, odkąd widziałaś tego
faceta? Trzy miesiące?
- Mniej więcej.
- Człowieku... - wzdycha Chaz i kręci głową.- Kiedy jutro wysiądziesz z tego samolotu, czeka cię niezła
akcja w parterze.
- Andrew nie jest taki - mówię z uczuciem. - On jest romantykiem. Pewnie będzie chciał pozwolić mi
zaaklimatyzować się i dojść do siebie po podróży odrzutowcem w jego wielkim łóżku, na prześcieradłach o
wyjątkowo gęstym splocie. Poda mi śniadanie do łóżka. Takie urocze angielskie śniadanie z... różnymi
angielskimi rzeczami.
- Na przykład smażonymi pomidorami? - pyta Chaz, udając niewinność.
- Akurat - mówię. - Tak się składa, że Andrew wie, że nie lubię pomidorów. Pytał w swoim ostatnim mailu,
czy jest coś, czego nie lubię jeść, i uprzedziłam go co do tych pomidorów.
- Lepiej miej nadzieję, że śniadanie to jeszcze nie wszystko, co ci przy-niesie do łóżka - stwierdza Shari
ponuro. - W przeciwnym razie, po co gnać na drugi koniec świata, żeby się z nim zobaczyć?
To jest właśnie problem z Shari. Ona jest taka nieromantyczna. Zawsze się dziwię, że ona i Chaz już tak
długo ze sobą chodzą. No bo dwa lata to dla niej prawdziwy rekord.
Ale z drugiej strony, jak lubi mnie zapewniać, ich wzajemna atrakcyjność opiera się niemal w całości na
sprawach czysto fizycznych, skoro Chaz właśnie zrobił magisterium z filozofii i w związku z tym, w opinii
Shari, jest osobnikiem całkowicie niezatrudnialnym.
- Więc po co sobie w ogóle próbować wyobrażać jakąś wspólną przyszłość z Chazem? - pyta mnie często. -
No bo w końcu zacznie mu doskwierać poczucie niższości - chociaż ma ten swój fundusz powierniczy,
oczywiście - i w efekcie jego wydolność w sypialni ucierpi. Więc na razie
potrzymam go w odwodzie jako chłopaka, bo jeszcze mu jakoś staje.
Shari bywa w takich sprawach szalenie praktyczna.
- Chwilę nie mogę pojąć, dlaczego lecisz aż do Anglii, żeby się z nim zobaczyć - mówi Chaz. -To znaczy, do
faceta, z którym nawet jeszcze nie spałaś, który najwyraźniej nie zna cię zbyt dobrze, skoro nie jest
świadomy twojej awersji do pomidorów i uważa, że frajdę zrobi ci zdjęcie czyjegokolwiek gołego tyłka.
- Dobrze wiesz dlaczego - mówi Shari. -To jego akcent.
- Shari! - wołam.
- No dobra - ustępuje Shari i przewraca oczami. - Uratował jej życie.
- Kto komu uratował życie? - Podszedł mój szwagier, Angelo, bo zauważył dip.
- Nowy chłopak Lizzie - wyjaśnia Shari.
- Lizzie ma nowego chłopaka? -Angelo, jak widzę, usiłuje ograniczyć węglowodany. Macza w dipie tylko
kawałki selera naciowego. Może przeszedł na South Beach, żeby pozbyć się otłuszczonego brzucha, który
brzydko podkreśla biała poliestrowa koszula, jaką ma na sobie. Dlaczego on mnie nie chce posłuchać i
trzymać się naturalnych włókien? - Jak to się stało, że nic o tym nie słyszałem? APS widocznie się popsuło.
- APS? - powtarza Chaz z uniesionymi brwiami.
- Agencja Prasowa Lizzie - wyjaśnia Shari. - Nieprzytomny jesteś?
- Aaa, jasne - mówi Chaz i popija piwo.
- Wszystko powiedziałam Rosę. - Obrzucam ich gniewnym spojrzeniem. Któregoś dnia zemszczę się na
swojej siostrze Rosę za tę nazwę: Agencja Prasowa Lizzie. Może to i było zabawne, kiedy byłyśmy małe, ale
teraz mam dwadzieścia dwa lata! - Nie powtórzyła ci, Angie?
Angelo ma zagubioną minę.
- Czego mi nie powtórzyła?
Wzdycham.
- Jakaś dziewczyna z pierwszego roku spaliła gulasz, który podgrzewała
na swojej nielegalnej elektrycznej maszynce, i akademik wypełnił się dymem, i musieli nas ewakuować -
wyjaśniam.
Zawsze chętnie relacjonuję historię o tym, jak poznaliśmy się z Andrew. Bo jest super romantyczna.
Któregoś dnia, kiedy Andrew i ja pobierzemy się i będziemy mieszkać w starym, bez pomidorów,
wiktoriańskim domu w Westport, w stanie Connecticut, z naszym złotym retrieverem, Roiły, i czwórką
naszych dzieci - Andrew juniorem, Henrym, Stellą i Beatrice - a ja będę sławną... no cóż, kim tam sławnym
uda mi się zostać, a Andrew będzie dyrektorem pobliskiej szkoły dla chłopców, gdzie będzie uczył dzieci
czytać, a ktoś zechce zrobić ze mną wywiad dla ,,Vogue", to będę mogła opowiedzieć tę historię -
wyglądając ekscentrycznie, ale znakomicie, od stóp do głów ubrana w ciuchy retro Chanel - ze śmiechem
serwując reporterce idealnie zaparzoną po francusku kawę na werandzie za moim domem, która będzie
umeblowana wyłącznie gustownymi meblami z białej wikliny krytej kretonem w kwiatki.
- No cóż, brałam właśnie prysznic - ciągnę - więc nie poczułam dymu ani nie usłyszałam alarmu, ani nic. Aż
wreszcie Andrew wpadł do łazienki dla dziewczyn i krzyknął: „Pali się!", i...
5
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • adbuxwork.keep.pl
  • Copyright (c) 2009 Życie jednak zamyka czasem rozdziały, czy tego chcemy, czy nie | Powered by Wordpress. Fresh News Theme by WooThemes - Premium Wordpress Themes.