[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Dla Karen Evans,
osoby niezmiernie życzliwej i cudownej przyjaciółki,
obdarzonej niespotykanie błyskotliwym umysłem. Jesteś bystra,
zabawna i zasługujesz na wszystko, co najlepsze. Poradzisz
sobie bez Lena D. Z podziękowaniem za to, że zawsze byłaś
przy mnie
przełożyła
Anna Pajek
CC
feos
Warszawa 1999
o
Tytuł oryginału:
The Wyndham Legacy
Projekt okładki: Maciej Sadowski
Redakcja: Elżbieta Desperak
Redakcja techniczna: Marzena Pitko
Korekta: Alicja Chylińska
Prolog
Copyright © 1994 Catherine Coulter
Copyright © for the Polish translation 1999 Wydawnictwo „bis"
Drugiego dnia swojej pierwszej wizyty w Chase Park,
w czerwcu 1804 roku - a miała wówczas zaledwie dzie­
więć lat - podsłuchała, jak jedna z pokojówek na pię­
trze mówi o niej do Tweenie, że jest „bukartem".
- Bukart? Daj spokój, Annie, żarty sobie stroisz!
Mała miałaby być bukartem? Wszyscy mówią, że to
kuzynka. Z Holandii, abo i z Włoch.
- Kuzynka z Holandii abo i z Włoch, też mi coś! Jej
mamuśka mieszka pod Dover, najbliżej jak tylko
można, a jego lordowska mość odwiedza ją aż za czę­
sto. Sama słyszałam, jak pani Emory gadała o tym
z kucharką. Mówię ci, to bukart jego lordowskiej mo­
ści i tyle. Wystarczy spojrzeć na te jej oczy, bardziej
niebieskie niż cętki na jajku rudzika.
- Że też starczyło mu śmiałości, by przywieźć
brzdąca i trzymać przed samymi oczami jaśnie pani.
- Tak, oni tak właśnie robią. Jego lordowska mość
ma pewnie pełno bukartów, więc jeden więcej nie ro­
bi różnicy. Choć skoro przywiózł tu małą, to pewnie
znaczy dla niego więcej niż inne. Jest taka słodka, ca­
ła w uśmiechach, zupełnie jakby tu było jej miejsce.
A pani po prostu będzie udawać, że ona nie istnieje,
zobaczysz. I tak ma tu być tylko dwa tygodnie.
Annie parsknęła, przekładając świeżo opróżniony
nocnik z jednego biodra na drugie. - To o wiele bar­
dziej prawdopodobne, niż żeby miała ją polubić. Wy­
obraź sobie tylko, przywieźć do Chase bukarta!
ISBN 83-87082-78-3
Wydanie I
Wydawnictwo „bis"
ul. Lędzka 44a
01-446 Warszawa
tel./fax (0-22) 37 10 84
E-mail
Druk i oprawa:
Zakłady Graficzne ATEXT S.A.
80-164 Gdańsk, ul. Trzy Lipy 3
5
- Trzeba przyznać, że mała jest śliczna.
- Tak, ma to po ojcu. Jego lordowska wysokość jest
równie przystojny jak jego dziadek - moja babka
twierdzi, że nigdy nie widziała przystojniejszego męż­
czyzny - więc nic dziwnego, że mała wygląda tak, jak
wygląda. A poza tym, założę się, że jej mamusia też
nie jest szarą myszką. Słyszałam, jak pani Emory mó­
wiła, że są razem już dwanaście lat, zupełnie jakby
byli małżeństwem. Tylko że nie są, i dlatego to takie
okropne.
Pokojówka z piętra i posługaczka odeszły, nie
przestając szczebiotać i plotkować. Ona zaś pozosta­
ła w mroku jednej z licznych, głębokich nisz koryta­
rza pierwszego piętra, zastanawiając się, co to takie­
go ten bukart. Na pewno nie było to nic dobrego.
Tego zdążyła się już domyślić.
Lord Chase miałby być jej ojcem? Na samą myśl
o tym potrząsnęła gwałtownie głową. Nie, on prze­
cież jest jej wujkiem, starszym bratem jej prawdziwe­
go ojca. Odwiedzał ją i jej matkę raz na kilka miesię­
cy, by sprawdzić, czy u nich wszystko w porządku.
Nie, jej prawdziwy ojciec zginął zabity przez Francu­
zów w lutym 1797 roku, kiedy francuskie wojska wy­
lądowały na angielskiej ziemi. Nigdy nie miała dosyć
opowieści o tym, jak to blisko dwa tysiące Francuzów
- nie żołnierzy, ale francuskich przestępców, którym
obiecano wolność, jeżeli popłyną w górę Avonu i spa­
lą Bristol - najechało jej ojczyznę. Potem mieli prze­
drzeć się do Liverpoolu i także go spalić. Ale, mówi­
ła dalej matka, kiedy francuskie łotry wylądowały
w Pencaern, trafiły na zdecydowany opór i w końcu
poddały się kawalerii chłopskiej z Pembrokeshire.
A jej ojciec stał na czele dzielnych Anglików, którzy
pobili tych wstrętnych Francuzów za to, że ośmielili
się postawić stopę na angielskiej ziemi. Nie, jej praw-
dziwym ojcem był kapitan Geoffrey Cochrane, boha­
ter, który zginął za Anglię.
Spojrzenie matki zawsze łagodniało, a intensywnie
niebieskie oczy błyszczały mocniej, kiedy mówiła: -
Wujek James jest szlachcicem, kochanie, człowie­
kiem możnym, obarczonym wieloma obowiązkami,
lecz mimo to zawsze będzie się o nas troszczył. Ma
własną rodzinę, więc nie może przyjeżdżać do nas
zbyt często, ale tak to już jest i zawsze będzie. Pamię­
taj jednak, że on nas kocha i nigdy nie opuści.
A kiedy miała dziewięć lat, matka wysłała ją, aby
spędziła dwa tygodnie z wujkiem Jamesem w jego
wspaniałej posiadłości, zwanej Chase Park, położo­
nej niedaleko Darlington w północnym Yorkshire.
Błagała matkę, by pojechała z nią, lecz ona tylko po­
trząsnęła głową, wprawiając w ruch te swoje niewia­
rygodne złote loki, i powiedziała: - Nie, kochanie,
żona wuja Jamesa niespecjalnie mnie lubi. Obiecaj,
że będziesz trzymała się od niej z daleka. Masz Jam
kuzynów i na pewno zaprzyjaźnisz się z nimi, ale nie
zbliżaj się do żony wuja. Pamiętaj, kochanie, nie roz­
mawiaj z nikim o sobie. To takie nudne, prawda? Le­
piej trzymać język za zębami i być tajemniczą, nie
uważasz?
Unikanie lady Chase przyszło jej bez trudności,
gdyż ta ostatnia, zobaczywszy dziewczynkę po raz
pierwszy, obrzuciła ją tak pogardliwym spojrzeniem,
że dziecku serce zamarło w piersi, po czym obróciła
się na pięcie i wyszła z pokoju. A że dzieci nie towa­
rzyszyły państwu w wieczornych posiłkach w wielkiej
jadalni, unikanie hrabiny okazało się więc łatwiejsze,
niż mogłaby przypuszczać.
Wujek James, otoczony służbą w nieskazitelnych błę¬
kitnozielonych uniformach z wyczyszczonymi do poły­
sku guzikami, wydał jej się kimś innym niż mężczyzna,
6
7
którego spotykała dotychczas. Służba zdawała się być
wszędzie - za każdymi drzwiami i każdym rogiem, za­
wsze obecna i nieodmiennie milcząca. Z wyjątkiem
Annie i Tweenie.
Podczas swych częstych wizyt w Różanym Domku,
gdzie mieszkały, wuj zachowywał się serdecznie wobec
niej i jej matki. Ale nie tutaj, nie w tym zbyt wielkim,
przepastnym gmaszysku, zwanym Chase Park. Zmarsz­
czyła brwi, zastanawiając się, dlaczego ani razu jej do­
tąd nie przytulił. Ale nie zrobił tego. Wezwał ją do bi­
blioteki, pokoju niemal tak wielkiego, jak cały ich dom.
Trzy z czterech ścian pomieszczenia zakrywały półki na
książki. Były tam też drabiny, sięgające na niebotyczną
wysokość i dające się przesuwać na specjalnych rol­
kach. Wszystko w bibliotece wydawało się ponure
i ciemne, nawet cenny dywan pod jej stopami. Gdy we­
szła, w pierwszej chwili nie zobaczyła nic poza zalega­
jącym kąty głębokim cieniem, gdyż było już późne po­
południe i zasłony zostały prawie całkiem zaciągnięte.
Lecz potem dostrzegła wujka i uśmiechnęła się.
- Dzień dobry, wujku. Dziękuję, że mnie do siebie
zaprosiłeś.
- Witaj, moja kochana. Podejdź bliżej, a ja ci po­
wiem, jak masz się tutaj zachowywać.
Miała nazywać wszystkie dzieci kuzynami, lecz
o tym już wiedziała. Bo czyż nie była mądrą dziew­
czynką? Będzie uczestniczyła w lekcjach, które po­
bierali kuzyni, będzie ich obserwowała i naśladowała
ich maniery i zachowanie. Wszystkich, poza kuzynem
Marcusem, bratankiem wujka, który także przebywał
z wizytą w Chase Park. Ten Marcus to prawdziwe dia¬
blątko, powiedział wuj, a kiedy się uśmiechnął, jego
uśmiech wyrażał zarazem naganę i dumę.
- Tak - powtórzył z wolna - mój brat począł prawdzi­
we diablątko. Marcus ma teraz czternaście lat, jest pra-
wie dorosły i dlatego bardzo niebezpieczny. Nie daj się
wciągnąć w żadne chłopięce psoty - ani jemu, ani po­
zostałym kuzynom. Oczywiście, chłopcy i tak zapewne
będą cię ignorować. Nie przepadają za dziewczynkami.
- To ja mam jeszcze jednego wujka? - zapytała
z oczami błyszczącymi podnieceniem.
Zmarszczył brwi i zbył pytanie niecierpliwym
machnięciem ręki. - Tak, ale wolałbym, żebyś nie
rozmawiała o tym z Marcusem. Po prostu obserwuj,
jak ludzie się zachowują. Jeżeli zachowują się do­
brze, przyswajaj sobie ich maniery. Jeśli jest inaczej,
zamknij oczy i odejdź. Czy zrozumiałaś?
Skinęła głową. Wujek wyszedł zza olbrzymiego
biurka i pogłaskał ją po głowie. - Jeżeli będziesz
grzeczna, pozwolę ci odwiedzać mnie raz do roku. Ni­
gdy nie opowiadaj o swojej mamie, o mnie ani o so­
bie. Nie wspominaj o żadnych osobistych sprawach.
Lecz mama już ci chyba o tym mówiła, prawda?
- Tak, wujku, mówiła, że muszę dochować tajemni­
cy, a im lepiej mi się to uda, tym lepsza zabawa, a wy
będziecie ze mnie bardzo dumni.
. Uśmiechnął się samymi kącikami warg. - Mogłem
być pewny, że Bess zrobi z tego świetną zabawę. Do­
brze, malutka, zrób tak, jak ci powiedziała mama.
A teraz biegnij i poznaj swoje kuzynki. - Przerwał na
chwilę, a potem dodał. - Powiedziano im, by nazywa­
ły cię kuzynką.
- Bo przecież nią jestem, wujku.
- No cóż, tak, oczywiście.
Nic z tego nie rozumiała. Ale nie była głupia i bar­
dzo kochała swoją mamę. Wiedziała, jakie to ważne,
by była posłuszna, zgodna i miła. Nie będzie paplała
na swój temat, zanudzając wszystkich wokoło.
Pierwszego dnia chłopcy byli dla niej uprzejmi, po­
tem rzeczywiście przestali zwracać na nią uwagę, ale
8
9
kuzynki, bliźniaczki, jak je tu wszyscy nazywali, na­
tychmiast ją polubiły.
Jak dotąd, wszystko układało się po prostu wspa­
niale.
Tylko co to jest bukart?
ktoś chce się czegoś dowiedzieć, czegokolwiek, powi­
nien zapytać służbę, oni zawsze wiedzą. No cóż,
dziecko, nie mówi się bukart, tylko bękart, i rzeczywi­
ście, jesteś właśnie tym.
- Bękartem - powtórzyła powoli.
- Tak. Co oznacza, że twoja matka jest dziwką,
opłacaną przez mojego męża, twojego tak zwanego
wujka Jamesa, by była na każde jego skinienie, a ty
jesteś efektem jednego z takich skinięć.
Po czym odchyliła do tyłu głowę i znów wybuchnę¬
ła śmiechem, który zdawał się trwać w nieskończo¬
.ność. Wyglądała przy tym jeszcze paskudniej.
- Nie rozumiem, proszę pani. Kto to jest dziwka?
- To kobieta bez zasad moralnych. Wujek James
jest twoim ojcem, nie żadnym przeklętym wujkiem.
Lecz to ja jestem jego żoną, a twoja matka jest tylko
kochanką bogatego mężczyzny, kobietą, którą on
utrzymuje, aby zaspokajała jego... no cóż, i tak teraz
tego nie zrozumiesz. Chociaż zważywszy na twoje
rozkwitające wdzięki, można założyć, że kiedyś prze­
wyższysz pewnie swoją matkę. Nigdy nie zastanawia­
łaś się, dlaczego twój ukochany wujek nosi nazwisko
Wyndham, a ty nazywasz się Cochrane? Nie, wygląda
na to, że nie jesteś ani trochę mądrzejsza niż ta dziw­
ka, twoja matka. A teraz wynoś się stąd. Nie życzę so­
bie oglądać twojej twarzy, dopóki nie będę musiała.
Wybiegła więc, szarpana mdłościami, z sercem tłu­
kącym się rozpaczliwie o żebra.
Od tego dnia stała się niezwykle spokojna, odzy­
wając się tylko, kiedy ktoś ją zapytał, nigdy z własnej
woli. Gdy była w towarzystwie, nie śmiała się już, nie
chichotała. Siedziała w milczeniu, starając się nie
przyciągać niczyjej uwagi. Pod koniec pobytu w Cha­
se Park kuzyn Markus zaczął nazywać ją Duchessa -
księżną.
*
Nie zapytała wuja Jamesa. Poszła prosto do jedy­
nej osoby, która z pewnością jej nie lubiła - do żony
wuja.
Zapukała do drzwi jej saloniku i usłyszała cierpkie:
- Wejdź, wejdź!
Stanęła w progu i spojrzała na kobietę w bardzo
zaawansowanej ciąży, siedzącą na sofie i szyjącą coś
długiego, białego i wąskiego. Hrabina była nie tylko
brzemienna, ale i bardzo tęga. To niewiarygodne, że
w ogóle mogła szyć, tak grube zdawały się jej palce.
Twarz hrabiny nie porażała urodą, lecz może w mło­
dości było inaczej. Żona wujka nie wyglądała ani tro­
chę jak jej mama - wysoka, smukła i pełna wdzięku.
Nie, hrabina wyglądała na starą i zmęczoną, a teraz,
na widok dziewczynki, jej twarz przybrała odpychają­
cy wyraz, którego nawet nie starała się ukryć.
- Czego chcesz?
Słysząc to mało zachęcające przywitanie, zwilżyła
językiem nagle wyschnięte wargi. Ogarnęło ją złe
przeczucie. Mimo to postąpiła krok do przodu i wy­
rzuciła z siebie: - Słyszałam, jak jedna z pokojówek
mówiła do drugiej, że jestem bukartem. Nie wiem, co
to takiego, ale sądząc po tym, jak o tym mówiły, to
nie może być nic dobrego. Pani mnie nie lubi, więc
myślę, że powie mi pani prawdę.
Dama zaśmiała się. - No cóż, już się wydało, a je­
steś tu dopiero drugi dzień. Zawsze twierdzę, że jeśli
10
11
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • adbuxwork.keep.pl
  • Copyright (c) 2009 Życie jednak zamyka czasem rozdziały, czy tego chcemy, czy nie | Powered by Wordpress. Fresh News Theme by WooThemes - Premium Wordpress Themes.