[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Tytuł oryginału: El Prisionero del Cielo
PrzełoŜyła: Katarzyna Kiss
Zawsze wiedziałem, Ŝe wrócę do tego miasta, aby opowiedzieć historię człowieka, który zgubił swą
duszę i imię, pomiędzy ulicami Barcelony pogrąŜonej w niespokojnym śnie w czasie popiołów i ciszy.
To słowa napisane ogniem w cieniu miasta przeklętych, słowa wyryte w pamięci tego, który powrócił z
martwych z obietnicą ukrytą w sercu i ceną przekleństwa.
Podnosi się kurtyna, cichną widzowie i zanim cień zamieszkujący jego przeznaczenie zejdzie z
rusztowań, trupa białych duchów wchodzi na scenę z komedią na ustach, błogosławiona niewinność
tego, który wierząc, Ŝe akt trzeci jest ostatnim, przychodzi opowiedzieć nam Opowieść Wigilijną nie
wiedząc ze przewracając ostatnią kartkę farba jego oddechu powlecze go wolno i nieubłaganie w samo
serce mroku.
Julian Carax
,
WiĘzieŃ Nieba
Wydawnictwo Lumiére, ParyŜ 1992
CZĘŚĆ PIERWSZA
OPOWIEŚĆ WIGILIJNA
BARCELONA PASEO DE GRACIA
1
BARCELONA, GRUDZIEŃ 1957R
Tego roku BoŜe Narodzenie przywitało nas ołowianymi chmurami i szronem. Niebieskawy półmrok
okrywał miasto, ludzie przechodzili opatuleni po same uszy rysując parą swoich oddechów wzory w
zimnym powietrzu. Niewielu w tych dniach zatrzymywało się, aby podziwiać wystawę księgarni
Sempere i Synowie
, a jeszcze mniej odwaŜyło się wejść i zapytać o tę zagubioną ksiąŜkę, która czekała
na nich całe Ŝycie, i której sprzedaŜ, co tu ukrywać, przyczyniłaby się do naprawienia wątpliwych
finansów księgarni.
- Myślę, Ŝe to właśnie ten dzień. Dzisiaj nasze szczęście się odmieni - obwieściłem uniesiony na
skrzydłach pierwszej kawy tego dnia, czysty optymizm w stanie płynnym.
Mój ojciec, który juŜ od ósmej rano walczył z księgą rachunkową gimnastykując się z ołówkiem i
gumką, podniósł wzrok znad lady i obserwował niedoszłych klientów znikających w dole ulicy.
- Oby niebo cię usłyszało Danielu, bo jeśli tak dalej pójdzie i stracimy świąteczną sprzedaŜ, w
styczniu nie będziemy mieli, z czego zapłacić nawet rachunku za światło. Musimy coś zrobić.
- Wczoraj Fermin miał pewien pomysł – zagadnąłem. - Według niego to mistrzowski plan, aby
wyratować księgarnie od niechybnego bankructwa.
- Niech Bóg ma nas w swojej opiece.
Zacytowałem dosłownie: -
Być moŜe, Ŝe jeśli zacznę dekorować wystawę ubrany tylko w kalesony
jakaś niewiasta spragniona literatury i silnych emocji wstąpi wydać trochę grosza, poniewaŜ jak mówią
ci, co się na tym znają, przyszłość literatury zaleŜy od kobiet, a jak mi Bóg miły jeszcze się taka nie
urodziła, która byłaby w stanie oprzeć się takiemu ciału.
Usłyszałem za plecami jak spada na ziemię ołówek ojca, więc się odwróciłem.
- Fermin
dixit
– dodałem.
Pomyślałem, Ŝe ojciec zacznie się śmiać z pomysłu, Fermina, ale kiedy zobaczyłem, Ŝe nie budzi się
ze swego zamyślenia, spojrzałem na niego spod oka. Sempere senior nie tylko nie widział w tym nic
śmiesznego, wydawał się wręcz rozwaŜać całkiem powaŜnie taką moŜliwość.
- To całkiem prawdopodobne ze Fermin trafił w sedno - zamruczał
Obserwowałem go niedowierzając, myśląc, Ŝe moŜe posucha finansowa ostatnich tygodni naruszyła
zdrowy rozsądek mojego rodziciela.
- Tylko mi nie mów, Ŝe mu pozwolisz spacerować w gatkach po księgarni.
- Nie, nie. Nie o to chodzi. Chodzi o wystawę. Teraz, kiedy o tym wspomniałeś wpadłem na pewien
pomysł… MoŜe jeszcze nam się uda uratować BoŜe Narodzenie.
Widziałem jak znika na tyłach sklepu skąd wyszedł wyposaŜony w swój oficjalny zimowy uniform:
ten sam płaszcz, szalik i kapelusz, który pamiętałem jeszcze z dzieciństwa. Bea podejrzewała, Ŝe mój
ojciec nie kupił sobie Ŝadnego nowego ubrania od 1942r. i wszystko wskazywało na to, Ŝe moja Ŝona
miała rację. Mój ojciec uśmiechał się ukradkiem zakładając rękawiczki, a w jego oczach zapalił się ten
dziecięcy błysk, który pojawiał się tam tylko w obliczu wielkich przedsięwzięć.
- MoŜna wiedzieć, dokąd się wybierasz?
Ojciec puścił do mnie oko.
- To niespodzianka. Zobaczysz.
Odprowadziłem go do drzwi i zobaczyłem jak kieruje się spręŜystym krokiem się w stronę Puerta
del Angel, jeszcze jedna figurka w szarym morzu przechodniów płynąc przez kolejną długą zimę cieni i
popiołów.
2
Wykorzystując to, Ŝe zostałem sam zdecydowałem włączyć radio, aby nacieszyć się odrobioną
muzyki podczas porządkowania zbiorów na półkach według własnego uznania. Mój ojciec wierzył, Ŝe
radio grające w księgarni, kiedy są klienci jest w złym guście, kiedy zaś włączałem je w obecności
Fermina, ten od razu zabierał się do podśpiewywania pieśni religijnych na kaŜdą moŜliwą melodię, albo
jeszcze gorzej do tańczenia czegoś, co on sam określał jako „zmysłowe karaibskie rytmy” - i po paru
minutach miałem nerwy na postronku. Zdawszy sobie sprawę z tych niedogodności, doszedłem do
wniosku, Ŝe powinienem ograniczyć moje spotkania z falami radiowymi do tych rzadkich momentów, w
których oprócz mnie i dziesiątek tysięcy ksiąŜek nie było nikogo więcej w sklepie.
Radio Barcelona puszczało tego dnia nielegalne nagranie koncertu wspaniałego trompecisty Luisa
Armstronga, który dał on w hotelu Windsor Palace na alei Diagonal trzy lata temu, wykonane przez
jednego z kolekcjonistów. W przerwach na reklamę spiker z zapałem określał ten styl jako
llass
i
ostrzegał, Ŝe niektóre z jego bezwstydnych synkop
*
mogą nie być odpowiednie dla uŜytku rodzimego
słuchacza ukształtowanego na wodewilu, bolerach i właśnie wschodzącym ruchu
ve-ve
, które królowały
na falach radiowych.
Fermin miał w zwyczaju mówić, Ŝe gdyby Isaac Albéniz urodził się czarny, jazz zostałby
wynaleziony w Camprodón, jak ciastka w puszce, i Ŝe, razem ze szpiczastymi biustonoszami, które
nosiła uwielbiana przez niego, Kim Nova w niektórych filmach, które oglądaliśmy w kinie Fémina na
porannej sesji, ten dźwięk był jednym z największych osiągnięć ludzkości w XX wieku.
Nie mogłem zaprzeczyć. Pozwoliłem, aby reszta poranka upłynęła mi miedzy magią tej muzyki i
aromatem ksiąŜek, smakując zadowolenie i satysfakcję, jaką daje dobrze wykonana praca.
Fermin wziął wolne tego ranka, aby – według niego – dokończyć przygotowania do ślubu z
Bernardą przewidzianego na początek lutego. Kiedy pierwszy raz o tym wspomniał zaledwie dwa
tygodnie temu, wszyscy mówiliśmy mu, Ŝe za bardzo się spieszy, i Ŝe pośpiech nie prowadzi do niczego
dobrego. Ojciec próbował przekonać go do przełoŜenia ślubu o dwa, trzy miesiące, argumentując, Ŝe
śluby powinny odbywać się latem i przy ładnej pogodzie, ale Fermin uparł się przy tej dacie utrzymując,
Ŝe gatunek zaprawiony w surowym suchym klimacie dolin, estramadurskich, pocił się obficie, gdy
nadchodzi śródziemnomorskie lato według niego półtropikalne, i nie widzi sensu celebrować swego
ślubu z plamami wielkości grzanki pod pachami.
JuŜ zacząłem myśleć, Ŝe musi być w tym coś dziwnego skoro Fermin Romeo de Torres Ŝywy
sztandar cywilnej opozycji wobec Świętej Matki – Kościoła, banków i dobrych zwyczajów w tej
Hiszpanii mszy i NO - DO lat 50 – tych, przejawiał podobny pośpiech w udaniu się do wikariatu. W
swojej przedmałŜeńskiej gorliwości posunął się do zawarcia przyjaźni z nowym proboszczem kościoła
Santa Ana, Jacobo kapłanem pochodzącym z Burgos o dość swobodnych poglądach i manierach
emerytowanego boksera, którego zaraził swoim zamiłowaniem do gry w domino.
Fermin rozgrywał z nim historyczne partie w barze Almirall kaŜdej niedzieli po mszy, a kapłan
śmiał się z ochotą, kiedy mój przyjaciel zapytywał go miedzy jednym kieliszkiem a drugim wina z
Montserrat, czy jest zupełnie pewny, Ŝe zakonnice mają uda i czy jeśli je mają są one tak miękkie i
smakowite jak podejrzewał od młodości.
- Doprowadzi pan w końcu do tego, Ŝe go ekskomunikują – napominał go mój ojciec. – Na
zakonnice ani się nie patrzy, ani się ich nie dotyka.
Ale przecieŜ ksiądz jest prawie gorszym hultajem niŜ ja – protestował Fermin. - śeby nie sutanna…
Wspominałem tą rozmowę nucąc do wtóru trąbki mistrza Armstronga, kiedy usłyszałam
pobrzękiwanie dzwonka zawieszonego nad drzwiami księgarni, podniosłem wzrok spodziewając się
zobaczyć ojca, powracającego ze swojej sekretnej misji, albo Fermina gotowego do przejęcia
popołudniowej zmiany.
- Dzień dobry – doszedł mnie od progu niski i załamujący się głos.
*
Synkopa
(termin muzyczny) – przesunięcie
akcentu
z mocnej na słabą część
taktu
przez wydłuŜenie wartości
nuty nieakcentowanej (słabej metrycznie) o część wartości nuty akcentowanej znajdującej się na mocnej części
taktu (mocnej metrycznie).
  [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • adbuxwork.keep.pl
  • Copyright (c) 2009 Życie jednak zamyka czasem rozdziały, czy tego chcemy, czy nie | Powered by Wordpress. Fresh News Theme by WooThemes - Premium Wordpress Themes.